Drugie miejsce w głosowaniu zajął populista Rodolfo Hernandez z Ligi Antykorupcyjnej z ponad 28-procentowym poparciem wyborców, wyprzedzając kandydata prawicy tradycyjnie rządzącej w Kolumbii, Federico Gutierreza, który uzyskał blisko 24 procent głosów. Polityk ten ma za sobą poparcie szerokiego sojuszu kolumbijskich konserwatystów, którzy widzieli w nim kandydata na miejsce dotychczasowego prezydenta Ivana Duque, najbliższego sojusznika USA w Ameryce Łacińskiej.
Petro i Hernandez będą walczyć o prezydenturę w drugiej turze wyborów, 19 czerwca.
Pierwsza odbyła się w atmosferze ostrej polaryzacji społecznej wynikającej z pogłębionego skutkami pandemii szybko narastającego kryzysu gospodarczego i społecznego oraz przemocy na terenach wiejskich, gdzie państwo nie radzi sobie ze zbrojnymi bandami handlarzy narkotyków.
W głosowaniu, które przebiegało bez poważniejszych zakłóceń, wzięło udział 21 milionów, tj. 54 proc. wyborców, co uważane jest w Kolumbii za stosunkowo wysoką frekwencję.
Jak wykazały najnowsze badania socjologiczne, ponad 85 proc. Kolumbijczyków uważa, iż kraj „nie znajduje się na właściwej drodze”. Tak niepokojących nastrojów w społeczeństwie – stwierdzają zgodnie latynoamerykańskie media - nie notowano w Kolumbii od końca lat 90-tych ubiegłego stulecia, tj. okresu największej aktywności skrajnie ultralewicowych ruchów partyzanckich w tym kraju.
Nad przebiegiem wyborów nowego prezydenta, które media Ameryki Łacińskiej określały jako „najważniejsze w tej części świata”, czuwała armia kolumbijska. Na czas głosowania 16.OOO żołnierzy skierowano na granicę z Wenezuelą , a wojsko wstrzymało praktycznie na czas wyborów ruch na pozostałych granicach.