Wolffsohn przypomina wypowiedzi Merkel z ubiegłego tygodnia, kiedy była kanclerz mówiła, że Europa potrzebuje architektury bezpieczeństwa, "która obejmuje również Rosję". Niemcy powinni też jej zdaniem "pomyśleć o tym, co nie do pomyślenia, co w tej chwili jest prawie niewyobrażalne - mianowicie o tym, jak można ponownie rozwinąć coś w rodzaju relacji z Rosją".

"Jestem zdumiony odwagą Merkel i pokorą jej słuchaczy oraz wielu mediów, które wciąż w tonie służalczego podziwu traktują poważnie te diagnozy i propozycje działania" - pisze historyk. "Kto, jeśli nie Angela Merkel, swoją polityką wobec Putina wyrządził fundamentalne szkody przede wszystkim Niemcom, a także wielu Europejczykom?".

Autor wyraża zdziwienie, że była kanclerz, która właściwie poniosła porażkę, "ma odwagę i czelność, by udzielać rad swoim politycznym potomkom".

Przypomina, że "od 2005 roku dokończyła za pomocą Nord Stream 1 to, co zapoczątkował przyjaciel Putina Gerhard Schroeder". "To ona, wraz z ówczesnym prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym, uniemożliwiła członkostwo Ukrainy w NATO w 2008 roku, narażając ją na agresję Putina. To ona od 2015 roku, po inwazji Putina na Krym i wschodnią Ukrainę, forsowała gazociąg Nord Stream 2 wraz z partią SPD i (kierowaną przez nią samą,) opętaną przez Rosję chadecją. A sankcjami niemieckimi i unijnymi zapewniła, że Putin po tej podwójnej inwazji wyszedł względnie bez szwanku" - zwraca uwagę historyk.

Reklama

Angela Merkel nie powinna więc "udzielać Niemcom rad, jak postępować z Rosją" - uważa Michael Wolffsohn. Historyk cytuje rzymskiego filozofa Boecjusza: "gdybyś milczał, byłbyś nadal filozofem".

Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)