Z niezwykłym wsparciem militarnym dla walczących na Ukrainie rosyjskich żołnierzy postanowił pospieszyć gubernator dalekowschodniej republiki Komi, Władimir Uiba.
Stare strzelby na front. Rosja sięga po zabytki
Zaapelował on do mieszkańców o przekazywanie władzom swej prywatnej broni myśliwskiej, jakiej w domach ludzi z dalekiej północy nie brakuje. Prosi ich szczególnie o przekazywanie strzelb, które jego zdaniem mają pomóc rosyjskim żołnierzom.
- W tej chwili istnieje pilna kwestia wykorzystania cywilnej broni gładkolufowej do zwalczania bezzałogowych statków powietrznych. Nasi rodacy godnie strzegą granic ojczyzny oraz odważnie i całym sercem walczą z nazizmem i najemnikami kolektywnego Zachodu – przytacza słowa gubernatora portal The Barents Observer.
Zebrana broń miałaby trafić na Ukrainę, a jej przejmowaniem oraz następnie dystrybuowaniem na froncie ma zająć się Rossgwardia, czyli elitarna Federalna Służba Wojsk Gwardii Narodowej Rosji. I choć wydawać się może, że sięganie o wiekową broń, jakiej myśliwi używają do polowania na grubego zwierza, w XXI wieku może być zabawne, okazuje się, że ma głębszy sens.
Zabytek na froncie? „To ma sens”
Nie jest bowiem tajemnicą, że właśnie na Ukrainie obserwujemy prawdziwy rozkwit wojny dronowej, a z tego środka rażenia przeciwnika korzystają obydwie strony konfliktu. Duże drony wykorzystywane są do nalotów na instalacje wojskowe i gospodarcza, natomiast małe ich odpowiedniki są codzienną zmorą tkwiących w okopach żołnierzy. I właśnie tam, na pierwszej linii frontu, gdzie brakuje elektronicznych środków zagłuszania, stare strzelby mogą sprawdzić się doskonale.
- To ma sens. Trzeba pamiętać, że jest tam amunicja śrutowa. Po wystrzeleniu w powietrzu leci sto, albo więcej różnych kulek, które tworzą taką chmurę i ona może okazać się skuteczna. Szczególnie na takie małe drony - mówi Forsalowi generał Waldemar Skrzypczak, było dowódca Wojsk Lądowych.
I choć zasięg rażenia takiej śrutówki nie jest wielki, to i małe drony, chcąc sięgnąć celu, muszą zbliżyć się do żołnierzy na niewielką odległość. A wtedy, mając w dłoni starą strzelbę do polowania na kaczki, żołnierz może uratować życie.
- Ja bym się wcale z tego nie śmiał, bo w tej chwili plagą na froncie są malutkie drony, które same w sobie są ładunkiem wybuchowym. Taki dron, który ma w sobie 20 dkg trotylu, zabije dwóch żołnierzy, a taka chmura ołowianych kulek go trafi i nawet jak nie zniszczy, to wytrąci z lotu – ocenia wojskowy.
Gubernator Komi nie jest pierwszym rosyjskim przywódcą, który wzywa do przekazywania strzelb na front. Podobne apele wysuwały już wcześniej władze dalekowschodniego regionu Buriacji. Także kilku członków Dumy Państwowej, stwierdziło, że skonfiskowaną broń myśliwską należy wysłać wojownikom na Ukrainie.