Jesteśmy dziś świadkami wojny nerwów toczonej jednocześnie pomiędzy Polską i Białorusią, Ukrainą i Rosją. Rzecz jasna, Kreml stoi także za działaniami reżimu Alaksandra Łukaszenki – już nawet unijni dyplomaci i politycy wprost przyznają, że bez zgody i pomocy Władimira Putina białoruski dyktator nie byłby w stanie przeprowadzić swojej akcji na polskiej granicy. Warto te wydarzenia traktować jako całość. Ich skutki mogą bowiem zaważyć nie tylko na wewnętrznym bezpieczeństwie naszego kraju i przyszłości Krymu, Doniecka i Ługańska, lecz nawet na nowym kształcie relacji Rosji z Zachodem.
Gdy po bezprawnym przechwyceniu samolotu linii Ryanair kolejne kraje i instytucje Zachodu ogłaszały pierwsze poważniejsze sankcje wobec Białorusi, Łukaszenka zapowiedział odwet i nawet zasugerował, na czym będzie on polegał. Nic odkrywczego – kontrolowaną falę nielegalnych migrantów jako narzędzie destabilizacji UE z powodzeniem stosował swego czasu prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan. Był więc czas się przygotować. Z dzisiejszej perspektywy widać wyraźnie, że bezczynność skazała nas na reagowanie na agresywne działania duetu Putin–Łukaszenka.

Walka plemion

W krajach Bliskiego Wschodu można było rozwinąć za pośrednictwem mediów społecznościowych i komercyjnych stacji telewizyjnych profilaktyczną akcję informacyjną adresowaną do potencjalnych migrantów (mogła znacząco zmniejszyć wielkość ich fali, co dałoby nam teraz większe pole manewru). Można też było zapewnić niezbędną w obliczu każdego kryzysu o zewnętrznych źródłach elementarną choćby solidarność wszystkich ważniejszych wewnętrznych sił politycznych. Są po temu narzędzia, z Radą Bezpieczeństwa Narodowego na czele. Gdyby została zwołana zawczasu i gdyby obóz władzy zechciał podzielić się z liderami partii opozycyjnych odpowiedzialnością za strategię reakcji na kryzys, nie mielibyśmy teraz (a przynajmniej nie w takiej skali) nagminnego wykorzystywania dramatu na granicy do walki o słupki poparcia.
Reklama
* Autor jest wykładowcą Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, ekspertem Fundacji Po.Int oraz Nowej Konfederacji