Tym razem Paryż i Londyn chcą zamknąć sprawę raz na zawsze. Emmanuel Macron ogłosił powstanie nowej grupy zadaniowej, która ma "sfinalizować gwarancje bezpieczeństwa" dla Ukrainy, jeśli dojdzie do porozumienia pokojowego. Prezydent Francji mówi wprost, że Europa musi być gotowa wysłać żołnierzy na Ukrainę, zanim Rosja zacznie kombinować, jak obejść ewentualny rozejm.
Francja i Wielka Brytania deklarują wysłanie wojsk do Ukrainy
Siły pokojowe tworzone przez "koalicję chętnych" mają mieć charakter wielonarodowy i stacjonować z dala od linii walk. Emmanuel Macron wskazuje, że mogłyby zostać ulokowane w Kijowie lub Odessie. Taki kontyngent miałby pełnić funkcję politycznej i militarnej kotwicy sygnalizującej Kremlowi, że Zachód nie zamierza już nigdy zostawić Ukrainy samej.
— Siły powietrzne zapewniające bezpieczeństwo nie będą stacjonować w Ukrainie, ale prawdopodobnie w sąsiednich krajach... prowadząc operacje we współpracy z ukraińskimi siłami powietrznymi w celu zabezpieczenia przestrzeni powietrznej — powiedział we francuskim radiu.
Macron, świadomy nastrojów we własnym kraju, próbuje uspokajać obywateli. — Nie powinniśmy siać paniki wśród Francuzów, ponieważ jest wiele osób... które chcą nas przestraszyć i twierdzą, że natychmiast wyślemy wojska, co jest nieprawdą — stwierdził.
W rozmowach biorą udział nie tylko Francuzi i Brytyjczycy. Do stołu dosiadły się również USA i Turcja. Obecność sekretarza stanu Marco Rubio odebrano jako potwierdzenie, że Waszyngton nie zamierza stać z boku, gdy inni podejmują decyzje o takiej skali.
Bez USA gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy mogą okazać się fikcją
Macron stara się budować szeroką koalicję. – W najbliższych dniach będziemy w stanie bardzo precyzyjnie określić wkład każdego kraju – zapowiedział. Na jego liście znaleźli się Niemcy, Kanada, Belgia, Włochy, a nawet Turcja, która w ostatnich latach grała na kilku fortepianach jednocześnie.
Z Londynu płyną podobne sygnały. Keir Starmer uważa, że zagraniczne siły odegrają kluczową rolę w stabilizacji sytuacji po podpisaniu porozumienia. Rzecznik rządu potwierdza, że "Wielka Brytania nadal jest gotowa wysłać wojska, kiedy tylko pojawi się polityczne zielone światło".
Ed Arnold z Royal United Services Institute ostrzega jednak, że bez klarownego stanowiska USA europejska koalicja może wejść "w naprawdę niebezpieczną sytuację". Jego zdaniem gwarancje bezpieczeństwa bez udziału Ameryki nie są wiarygodne.
Niemcy mówią "dość" i nie przypilnują Rosjan armią
Jeszcze ostrożniejsi są Niemcy. Szef MSZ Johann Wadephul przypomina, że "jesteśmy bardziej zaangażowani w cały region niż prawie każdy inny członek NATO", wskazując na brygadę na Litwie. Według Berlina to już wystarczający wkład.
Wątpliwości pojawiają się również w Londynie. Calvin Bailey z komisji obrony mówi wprost, że plany "muszą być odpowiednio finansowane i wiarygodne". Konserwatyści pytają, czy rząd naprawdę przemyślał konsekwencje. Urzędnicy odpowiadają, że realne ustalenia będą możliwe dopiero "po faktycznym osiągnięciu porozumienia o zawieszeniu broni".
Były brytyjski attaché w Rosji John Foreman studzi entuzjazm całej Europy. Według niego koalicja pełni raczej rolę polityczną, "odgrywając rolę ugrupowania, które może łączyć NATO, UE i resztę świata". – Nigdy nie będzie ona w stanie zapewnić wiarygodnych gwarancji bezpieczeństwa – tylko Stany Zjednoczone wraz z kluczowymi sojusznikami mogą to zrobić – dodaje.