• USA przeprowadziły udany test systemu przechwytywania pocisków ICBM z wykorzystaniem okrętu
  • Ten przełom technologiczny zwiększy bezpieczeństwo USA, ale zachwieje równowagą nuklearną na świecie
  • Przeciwnicy Ameryki będą w tej sytuacji szukać nowych możliwości reagowania, co przyspieszy wyścig zbrojeń i zwiększy ryzyko konfliktu nuklearnego

W listopadzie z amerykańskiego poligonu na Wyspach Marshalla w kierunku Hawajów wystrzelono rakietę, która imitowała międzykontynentalny pocisk balistyczny (ICBM). Kilka minut później, gdy rakieta znajdowała się wciąż poza ziemską atmosferą, zestrzelił ją inny pocisk. Wraz z tą detonacją delikatna równowaga nuklearna na świecie uległa zachwianiu. Niebezpieczeństwo użycia bomb atomowych już wcześniej wzrastało, ale po tym wydarzeniu jest jeszcze większe.

Amerykańska atrapa pocisku ICBM przelatująca nad Pacyfikiem była elementem testowania nowego rodzaju technologii przechwytywania rakiet. Gdy wystrzelono ten pocisk, amerykańskie satelity wychwyciły to i zaalarmowały bazę sił powietrznych w Colorado. Ta z kolei nawiązała kontakt z amerykańskim niszczycielem, który znajdował się na północny wschód od Hawajów. USS John Finn, bo tak nazywał się niszczyciel, odpalił rakietę przechwytującą SM-3 Block IIa, która trafiła i zniszczyła wystrzelony wcześniej pocisk ICBM.

Reklama

Tarcza antyrakietowa podważy doktrynę wzajemnego zagwarantowanego zniszczenia (MAD)?

Na pierwszy rzut oka tego rodzaju osiągnięcie wydaje się nie tylko powodem do zachwytu, ale także radości, bo oto amerykański system może dawać nadzieję na ochronę USA przed atakami rakietowymi na przykład ze strony Korei Północnej. Niemniej w dziwacznej logice strategii nuklearnej, przełom technologiczny, który w założeniu ma uczynić nas bezpieczniejszymi, może skończyć się zachwianiem bezpieczeństwa.

Dzieje się tak dlatego, że nowa technologia przechwytywania zrywa powiązanie pomiędzy atakiem i obroną, a to z kolei podważa wszystkie kalkulacje dotyczące scenariuszy nuklearnych. Od czasów zimnej wojny stabilność, a zatem i pokój, były zachowywane dzięki makabrycznej doktrynie wzajemnego gwarantowanego zniszczenia (MAD). Dzięki niej żadne państwo jako pierwsze nie dokona uderzenia jądrowego, gdyż może się spodziewać szybkiej odpowiedzi tego samego rodzaju. Innym sposobem opisu doktryny MAD może być wzajemna podatność. Jeśli jednak jeden gracz (nawiązując do teorii gier) nagle uzyska tarczę (amerykańskie systemy są rzeczywiście nazywane tarczą), to owa wzajemna podatność przestaje obowiązywać. Przeciwnicy USA, w tym przypadku głównie Rosja, ale w coraz większym stopniu także i Chiny, muszą zakładać, że ich własne systemy odstraszania utraciły swoją efektywność, ponieważ mogą nie być w stanie przeprowadzić kontruderzenia.

Z tego powodu eskalacja działań obronnych stała się prawie tak bardzo kontrowersyjna, jak eskalacja działań ofensywnych. Co prawda Rosja przygotowuje się na poradzenie sobie ze zlokalizowanymi w Europie Wschodniej oraz na Alasce systemami przechwytywania, ale w listopadowy test pokazał, że po raz pierwszy w historii operację przechwytywania pocisku udało się przeprowadzić z okrętu. Ten zwrot akcji oznacza, że USA lub inny kraj wkrótce będą mogły chronić się ze wszystkich stron.

Nowy wyścig zbrojeń atomowych

Ta nowa niepewność komplikuje sytuację, która już wcześniej była piekielnie skomplikowana. USA i Rosja, które dysponują ok. 90 proc. światowych głowic nuklearnych, porzuciły dwa traktaty o kontroli zbrojeń. Jedyny, który wciąż obowiązuje, to tzw. New START, ale i on wygaśnie 5 lutego 2021 roku, czyli zaledwie 16 dni po tym, jak Joe Biden przejmie urząd prezydenta USA. Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT), który przez 50 lat próbował zapobiegać pozyskiwaniu przez nowe państwa broni jądrowej, także jest w poważnych tarapatach i przyszłym roku ma być renegocjowany. Intencje Iranu pozostają nieznane.

W tym samym czasie zarówno USA, jak i Rosja, modernizują swoje arsenały, a Chiny rozbudowują swój tak szybko, jak się da. Wśród nowych rodzajów broni pojawiły się hipersoniczne pociski nuklearne, które są tak szybkie, że przywódcy zaatakowanego państwa mają dosłownie kilka minut, aby zorientować się, co się dzieje i jak zareagować. Wśród tych pocisków są również rakiety taktyczne, z „mniejszym” ładunkiem (w sensie relatywnym), co sprawia, że stają się bardziej poręczne do zastosowania w ramach wojen konwencjonalnych, a jednocześnie obniża się próg ich użycia.

W efekcie rośnie ryzyko, że wojna nuklearna wybuchnie przez przypadek, pomyłkę lub fałszywy alarm, zwłaszcza w takich scenariuszach, gdzie występują terroryzm, państwa zbójeckie lub konflikt w przestrzeni kosmicznej albo cyberprzestrzeni. W ramach swego rodzaju protestu przeciw temu szaleństwu, 84 państwa, które nie posiadają broni atomowej, podpisały Traktat o zakazie broni jądrowej, który wejdzie w życie w przyszłym roku. Ale ani dziewięć państw nuklearnych, ani ich najbliżsi sojusznicy, nie podpiszą tego dokumentu.

Zamiast tego obecne państwa nuklearne zinterpretują niedawną wiadomość o udanym przechwyceniu pocisku ICBM przez amerykańskie systemy jako pretekst do nowego wyścigu zbrojeń. Będą powstawać coraz szybsze pociski, nowe systemy zaradcze, nowe głowice do bardziej elastycznych zastosowań w ramach różnych scenariuszy strategicznych oraz oczywiście nowe tarcze antyrakietowe.

To musi się zatrzymać. I najlepszym przywódcą na świecie, który może podjąć inicjatywę w zatrzymaniu tego szaleństwa, będzie Joe Biden. Zaraz po objęciu urzędu Biden powinien natychmiast zaproponować, aby USA i Rosja przedłużyły obowiązujący traktat NEW Start na kolejne pięć lat, aby kupić w ten sposób czas. Nowy prezydent USA powinien również w tym samym czasie zaprosić Chiny oraz inne państwa nuklearne do stołu.

Pierwszym celem rozmów powinna być deklaracja wszystkich państw nuklearnych, że ich arsenał nuklearny będzie służył jedynie celom obronnym i nigdy nie będzie wykorzystany w ramach agresji. Państwa te powinny również dać gwarancje bezpieczeństwa i powinny pomóc krajom nieposiadającym broni jądrowej w stworzeniu nowych protokołów komunikacyjnych na czas kryzysu. Oraz owszem – państwa nuklearne muszą zgodzić się nie tylko na to, aby ograniczać i monitorować wzajemnie swoje zasoby broni ofensywnej, ale także zasoby obronne.

Era obowiązywania doktryny wzajemnego gwarantowanego zniszczenia (MAD) była przerażająca, ale w surrealistyczny sposób dawała również stabilność. Nadchodząca era wątpliwego odstraszania i asymetrycznej wrażliwości i podatności będzie mniej stabilna, a zatem jeszcze bardziej przerażająca. Joe Biden będzie miał wiele spraw do załatwienia w styczniu. Lepiej niech się upewni, że kontrola zbrojeń nie znajduje się na samym dole tej listy.