Powrót ducha V-1
Już sam wygląd nowej rakiety przyciąga uwagę. Flamingo, podobnie jak FP-5, przypomina kształtem słynną „wunderwaffe” Hitlera - pocisk V-1. Charakterystyczny nadkadłubowy silnik, masywna sylwetka i start przy użyciu wyrzutni z lekką prowadnicą to rozwiązania, które wyraźnie nawiązują do niemieckiej konstrukcji sprzed 80 lat. Różnica jest jednak zasadnicza: o ile V-1 była napędzana silnikiem pulsacyjnym i latała z prędkością 600–650 km/h, to FP-5 i jego „ukraińska wersja” mają nowoczesne silniki turboodrzutowe zdolne rozpędzić pocisk do 950 km/h.
Parametry, które robią wrażenie
Według danych z wystawy IDEX-2025, FP-5 to jedna z największych znanych obecnie rakiet manewrujących. Jej startowa masa wynosi aż 6 ton, a głowica bojowa – rekordowe 1000 kg. Rozpiętość skrzydeł to 6 metrów, a zasięg do 3000 km. Rakieta wznosi się na pułap do 5 kilometrów, a jej prędkość marszowa wynosi 850–900 km/h. Start odbywa się z mobilnej wyrzutni, a w fazie początkowej wykorzystywany jest dodatkowy silnik rakietowy na paliwo stałe. Cała procedura przygotowania do odpalenia zajmuje od 20 do 40 minut.
System naprowadzania łączy nawigację inercyjną i satelitarną, a zastosowana antena CRPA zwiększa odporność na zakłócenia elektroniczne. Milanion Group zapewnia, że w razie potrzeby jej zakłady w Abu Zabi mogą produkować nawet 50 rakiet FP-5 miesięcznie – liczba, która robi ogromne wrażenie, biorąc pod uwagę ich gabaryty.
Ukraińskie „Flamingo”, własny projekt czy gotowiec?
Tutaj zaczynają się kontrowersje. Ukraińskie źródła wskazują, że Flamingo bazuje na doświadczeniach ze starymi dronami Tu-143, które rzeczywiście mogły przenosić ok. 150 kg ładunku. Wersja prezentowana przez Kijów miałaby mieć skromniejszą głowicę - rzędu 100–200 kg - przy zachowaniu podobnego zasięgu 3000 km. Jednak podobieństwo wizualne do FP-5 jest tak uderzające, że eksperci zaczęli mówić o „rebrandingu” brytyjskiego pocisku.
Nie bez znaczenia są też powiązania. Milanion Group od lat współpracuje z Ukrainą. Dostarczyła jej m.in. bezzałogowe platformy lądowe AGEMA, a wspólnie z firmą „Ukrainian Armor” produkuje moździerzowe systemy Alakran. Właśnie ta sieć powiązań sprawia, że scenariusz „licencyjnej produkcji” FP-5 pod nazwą Flamingo wydaje się więcej niż prawdopodobny.
Dlaczego taka rakieta?
Eksperci wskazują, że FP-5 i Flamingo są odpowiedzią na specyfikę wojny na Ukrainie. Obie strony coraz częściej uderzają w cele znajdujące się setki kilometrów za linią frontu. W takim kontekście rakieta o zasięgu 3000 km, zdolna przenosić ciężką głowicę, staje się niezwykle użytecznym narzędziem. Choć jej rozmiary i cena mogą wydawać się wadą, to prostota konstrukcji i możliwość produkcji w większych ilościach czynią z niej groźną broń.
Ostatecznie nowa rakieta to coś więcej niż tylko technologia. Dla Ukrainy Flamingo to symbol zdolności przemysłowych i znak, że kraj potrafi samodzielnie budować zaawansowane systemy uzbrojenia. Dla Wielkiej Brytanii i Emiratów, okazja do biznesu i wpływu na kształt wojny. Dla Rosjan znajomość miejsca pochodzenia rakiety to istotna dana wywiadowcza