„Chcemy wolności” – krzyczeli ludzie zgromadzeni przy ulicy Wulumuqi Zhonglu w Szanghaju, widoczni na nagraniach opublikowanych na Twitterze przez holenderską dziennikarkę Evę Rammeloo.

Z filmików wynika, że domagali się również odsunięcia od władzy Komunistycznej Partii Chin i jej sekretarza generalnego Xi Jinpinga oraz w niecenzuralnych słowach krytykowali utrzymywaną przez władze politykę „zero covid”.

Według relacji z miejsca protestu uczestniczyło w nim kilkaset do tysiąca osób, które ze wszystkich stron otoczone były przez policję.

Reklama

Pożar Sinciangu

Pożar w Sinciangu wywołał falę oburzenia internautów w całym kraju. Wielu użytkowników przekazywało artykuł kwestionujący oficjalną wersję wydarzeń i domagający się odpowiedzi na pytanie, czy blokady covidowe uniemożliwiły ludziom ucieczkę z płonącego budynku, a strażakom – szybkie ugaszenie pożaru.

Jeden z mieszkańców Urumczi powiedział, cytowany przez dziennik „Financial Times”, że od trzech miesięcy nie mógł opuszczać domu z powodu lockdownu, a w piątek wieczorem wyszedł na ulicę i przyłączył się do spontanicznego protestu z udziałem kilkuset osób.

„Mogą zamknąć miasto, ale blokowanie wyjścia ewakuacyjnego nie jest w porządku (…) Jesteśmy ludźmi, nie zwierzętami” – powiedział rozmówca „FT”.

Miejscowe władze oświadczyły, że dojazd strażaków na miejsce pożaru opóźnił się z powodu zaparkowanych w pobliżu samochodów. Urzędnicy twierdzą, że wyjście ewakuacyjne nie było zamknięte. Artykuł kwestionujący te zapewnienia został w sieci zablokowany, podobnie jak nagrania z protestów.

Zaryglowane drzwi, zaspawane wyjścia z budynków

Wcześniej mieszkańcy różnych części Chin wielokrotnie publikowali w internecie zdjęcia objętych lockdownami budynków, których drzwi wyjściowe zaryglowano, zamknięto przy pomocy łańcuchów, zamków lub kłódek, a nawet zaspawano. Wielu alarmowało, że w sytuacji pożaru lub innego niebezpieczeństwa uniemożliwi to ewakuację.

Po protestach w Urumczi władze niespodziewanie ogłosiły w sobotę, że w mieście „zasadniczo przywrócono” zerowe bilanse infekcji poza strefami objętymi kwarantanną, a życie na obszarach niskiego ryzyka będzie „stopniowo i w uporządkowany sposób” wracało do normy. Wielu internautów ocenia, że komunikat ma na celu uspokojenie nastrojów.

„Oczyszczone w ciągu jednej nocy, Urumczi jest wzorem dla wszystkich. Ludzie powinni wyciągnąć z tego wnioski” – napisał jeden z użytkowników sieci WeChat.

Narasta bunt przeciw "zero covid"

Część obserwatorów ocenia oburzenie po pożarze w Sinciangu jako kolejną oznakę narastającej frustracji chińskiego społeczeństwa z powodu polityki „zero covid”. Władze Chin wciąż dążą do całkowitej eliminacji koronawirusa i utrzymują restrykcje, określane jako najsurowsze na świecie.

Powracające lockdowny, regularne przymusowe badania, ograniczenia podróży, wszechobecne kontrole i inwigilacja przy użyciu aplikacji śledzących w telefonach komórkowych wywołują niezadowolenie społeczne i uderzają w gospodarkę, co dodatkowo irytuje mieszkańców. Władze przekonują natomiast, że środki te pomagają zapobiec milionom potencjalnych zakażeń i zgonów.

Chiny mierzą się obecnie z największą falą zakażeń od początku pandemii, a całkowite lub częściowe lockdowny obowiązują m.in. w Kantonie, Chongqingu, Zhengzhou i Pekinie. Według firmy analitycznej Nomura restrykcje dotykają obecnie ponad 400 mln Chińczyków i 21,1 proc. chińskiego PKB.

Fala oburzenia w chińskim internecie po pożarze w Urumczi przypomina komentatorom reakcję użytkowników sieci społecznościowych na śmierć lekarza-sygnalisty Li Wenlianga, który w początkowej fazie pandemii na przełomie 2019 i 2020 roku próbował ostrzegać kolegów po fachu przed wirusem, za co został ukarany przez policję. Li został pośmiertnie zrehabilitowany przez władze, ale dla wielu Chińczyków pozostał ikoną walki o wolność słowa.(PAP)