Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka w wywiadzie dla japońskiej telewizji TBS narzekał na ukraińskie prowokacje, na które jego kraj w końcu „będzie musiał odpowiedzieć”. Wyjazd białoruskiego ambasadora z Ukrainy to kolejna złowieszcza oznaka potencjalnej eskalacji. Stefan Wolff, profesor bezpieczeństwa międzynarodowego z Uniwersytetu w Birmingham oraz Anastasiya Bayok, badaczka w dziedzinie polityki międzynarodowej z Uniwersytetu w Hamburgu piszą na łamach The Conversation o skomplikowanych kalkulacjach, które mogą doprowadzić do tego, że Białoruś w inwazji na Ukrainę opowie się po stronie Rosji – lub nie.

Aktualny statyczny charakter operacji na północnej Ukrainie prawdopodobnie wskazuje na to, że Rosja „przeprowadza okres reorganizacji przed wznowieniem działań ofensywnych na dużą skalę” – czytamy w raporcie brytyjskiego Ministerstwa Obrony. Ponieważ Rosja ma trudności z pozyskaniem gotowych do walki oddziałów z własnych sił, częścią tej reorganizacji może być mobilizacja dodatkowych jednostek. Mogłoby to obejmować ludzi i sprzęt z Białorusi.

Dołączyłyby one do trwających operacji, np. wokół Kijowa, lub zostałyby wykorzystane do wsparcia rosyjskich wysiłków zmierzających do okrążenia sił ukraińskich na wschodzie poprzez jednoczesne uderzenie na południe od Charkowa i na północ od Mariupola. Innym możliwym zastosowaniem sił białoruskich byłoby rozszerzenie działań dalej na zachód w celu przerwania ukraińskich linii zaopatrzenia. Jakie jest prawdopodobieństwo, że Białoruś włączy się do wojny po stronie Rosji?

Trudny wybór dla Łukaszenki

Po pierwsze, Łukaszenka i jego reżim mają bardzo ograniczoną autonomię w podejmowaniu decyzji. Niewycofanie się wojsk rosyjskich z Białorusi, kiedy w lutym „przedłużono” wspólne ćwiczenia Sojusznicze Zobowiązanie 2022 (ang. Allied Resolve) z powodu rzekomego pogorszenia się sytuacji w Donbasie, dało jasno do zrozumienia, że to Putin decyduje o wszystkim na Białorusi.

Stawia to Łukaszenkę w niepewnej sytuacji. Wysłanie białoruskich wojsk do walki z Ukrainą sprawi, że stanie się on jeszcze bardziej niepopularny na Białorusi – mimo że nie będzie to jego decyzja, lecz Putina. Może to również wywołać na Białorusi protesty, jakich nie widziano od czasu kontrowersyjnych wyborów prezydenckich 9 sierpnia 2020 roku. Co więcej, entuzjazm białoruskich sił zbrojnych, które nie mają rzeczywistego doświadczenia bojowego, wydaje się ograniczony. Dotyczy to również emerytowanych wojskowych, którzy kiedyś chętnie służyliby Moskwie w zamian za rosyjską pensję i emeryturę, ale obecnie ponownie rozważają swoje stanowisko.

Ryzyko potencjalnej utraty poparcia głównych gwarantów reżimu oznacza, że Łukaszenka musi stąpać ostrożnie po linii między zależnością od Rosji a instynktem przetrwania. Podkreślił, że Białoruś próbowała pośredniczyć w wojnie i jak dotąd skutecznie opierała się ukraińskim i zachodnim próbom wciągnięcia jego kraju w konflikt.

Jednocześnie Łukaszenka próbował grać „kartą chińską”, podkreślając na spotkaniu z chińskim ambasadorem Xie Xiaoyongiem, że stosunki między oboma krajami są głównym priorytetem białoruskiej polityki zagranicznej i gospodarczej. Należy to postrzegać jako próbę „zrównoważenia” wpływów rosyjskich poprzez podkreślenie długotrwałych stosunków gospodarczych między Białorusią a Chinami. Obejmują one 6 mld dolarów chińskich inwestycji w białoruską infrastrukturę w ramach Inicjatywy Pasa i Drogi. Biorąc pod uwagę powtarzane przez Chiny apele o deeskalację, Łukaszenka może mieć również nadzieję, że Pekin wykorzysta swoje wpływy w Moskwie, aby utrzymać Mińsk z dala od wojny.

Kalkulacja Putina

Wybór Putina nie jest więc tak prosty, jak można by przypuszczać. Po pierwsze, destabilizacja Białorusi – ważnego sojusznika i kluczowego punktu strategicznego dla Rosji – byłaby szkodliwa dla tego, co Putin postrzega jako uzasadniony odwrót od Zachodu. W tym sensie kremlowskie priorytety zachowania kontroli nad Białorusią i instynkt przetrwania Łukaszenki mogą być względnie zbieżne i łagodzić skutki wciągnięcia Białorusi do wojny.

Z drugiej strony, cele Putina, polegające na dalszym naruszaniu istniejącego porządku bezpieczeństwa w Europie, mogą również zostać osiągnięte poprzez wywołanie większego chaosu na granicy z UE i NATO, przy jednoczesnym podkopaniu zdolności Łukaszenki do prezentowania się na arenie krajowej i międzynarodowej jako osoba niezależna od Moskwy. Co więcej, Rosja pozwoliła Białorusi na odroczenie spłaty kredytów na kilka lat. W ten sposób powstały zagraniczne aktywa finansowe, które mogłyby być lepiej chronione, gdyby Białoruś nie została wciągnięta w agresję Kremla na Ukrainę.

Wybór także dla Zachodu

Białoruś poniosła już znaczne koszty poparcia Łukaszenki dla Putina. Od początku wojny wzrosła emigracja, także wśród młodych mężczyzn w wieku wojskowym. Część sektora informatycznego, zwłaszcza firmy należące do zagranicznych inwestorów, również przeniosły białoruskich pracowników do innych krajów. Wraz z rozszerzaniem się zachodnich sankcji sytuacja gospodarcza na Białorusi się pogarsza. Łukaszenka raczej nie podda się bez walki, a Putin nie zrezygnuje tak po prostu z kontroli nad Białorusią. Jednak malejąca zdolność Rosji do wspierania reżimu Łukaszenki zwiększa również szanse na zmiany na Białorusi.

To nie sugestia, że Zachód powinien aktywnie promować zmianę reżimu na Białorusi. Ale – mimo ciągłego potwierdzania sojuszu przez Łukaszenkę i Putina – rozróżnienie między Mińskiem a Moskwą oraz staranne wyważenie polityki wobec obu krajów powinno być jednym z priorytetów zachodnich decydentów.