Głośne pożegnanie cichych bohaterów
Śmigłowce, które przez lata pełniły rolę "oczu i uszu" polskich fregat, odeszły z powodu braku części zamiennych. Ich amerykański producent zakończył produkcję już w latach 90., a dziś z tych samych maszyn korzystają jeszcze tylko Peru, Nowa Zelandia i Egipt. Polska była ostatnim europejskim użytkownikiem tego typu sprzętu.
SH-2G to nie były tylko transportowce – te maszyny specjalizowały się w zwalczaniu okrętów podwodnych, patrolowaniu morskich szlaków i działaniach ratowniczych. Uczestniczyły w międzynarodowych ćwiczeniach, misjach NATO i realnych operacjach na Morzu Śródziemnym. Ich odejście to realna luka w możliwościach operacyjnych polskiej floty.
Miecznik płynie, ale bez skrzydeł
W Gdyni powstają już nowe fregaty w ramach programu „Miecznik”, które mają unowocześnić Marynarkę Wojenną na przełomie lat 20. i 30. XX wieku. Jednak mimo ambitnych planów, przyszłość lotnictwa pokładowego nadal pozostaje niewiadomą. Program „Kondor”, który ma wyłonić następców Kamanów, został uruchomiony aż sześć lat temu, ale do dziś nie przyniósł konkretnych decyzji zakupowych.
Nowe śmigłowce miałyby pełnić podobne funkcje jak SH-2G, współpracując z fregatami nowej generacji i realizując zadania zwalczania okrętów podwodnych, rozpoznania oraz ewakuacji. Problem w tym, że „Kondory” wciąż są jedynie w fazie dialogu technicznego. Ich konfiguracja, producent, a nawet termin dostawy pozostają nieznane.
Czekając na Kondora
Czy „Kondory” zdołają wypełnić lukę po SH-2G? Na razie możemy tylko czekać. Bez aktywnego lotnictwa pokładowego fregaty Miecznik pozostaną niekompletne, a Polska Marynarka Wojenna – pozbawiona jednego z kluczowych narzędzi działania. Powostaje pytanie: jak długo będziemy czekać, zanim znowu coś wystartuje z pokładu polskiego okrętu?