„Rosjanka wygrała konkurs na najpiękniejszą Europejkę. Wiodące media to przemilczały, bo to nie na rękę ich mocodawcom. Tym bardziej że wygrała z Ukrainką, a ta nie umiała przyjąć porażki z godnością. Rosja super, nawet w urodzie kobiet wygrywa, tymczasem Ukraina be, a na Zachodzie szaleje cenzura i polityczna poprawność”. Z grubsza taki przekaz od kilku dni można znaleźć na licznych profilach w social mediach, nie tylko w Polsce, bo powielają go też autorzy m.in. anglo- czy francuskojęzyczni. Często tekst jest słowo w słowo przepisany z komunikatorów rosyjskich, na których pojawił się pierwotnie, czasami lekko zmodyfikowany – ale „dominujące wersje” daje się łatwo wychwycić. Oczywiście jest też ilustracja: Roza Gadiejewa, modelka rodem z Tatarstanu, przyozdobiona koroną Miss i stosowną szarfą.

Miss Europy i kremlowska propaganda

Nie budzi zdziwienia uważnego obserwatora fakt, że tekst o sukcesie Rosjanki często zamieszczają portale i indywidualni internauci, od dawna konsekwentnie promujący treści zbieżne z interesami Rosji: począwszy od wychwalania geniuszu Putina, wybielania „specjalnej operacji wojskowej” oraz krytyki Ukrainy, poprzez artykuły o słabości Zachodu (lub zamiennie: o jego zdradzieckich i agresywnych zamiarach wobec Rosji), aż po treści antyszczepionkowe czy lansujące inne teorie w rodzaju „płaskiej Ziemi”. To oczywiście nie przypadek, lecz kolejna zorganizowana akcja. Ale „news” rozchodzi się szerzej, bo dziewczyna faktycznie śliczna, a treść działa na emocje – wobec czego udostępniają to również tzw. „zwykli ludzie”, niekoniecznie sympatyzujący z wojennymi zbrodniami kremlowskiego reżimu, ale zbulwersowani „przemilczaniem” tak ważnej informacji przez krajowe media „głównego nurtu”. I do nich przede wszystkim trafia zaplanowany komunikat podprogowy, że na Zachodzie wcale nie jest tak dobrze, a w Rosji tak źle, jak wokół mówią.

Reklama

Event - krzak

Mało kto zada sobie przy tym trud, by sprawdzić to i owo. Ale jeśli, to wtedy robi się zabawnie. Otóż konkurs, o którym mowa, jest tylko marnym cieniem dawnego, o tej samej nazwie, który przez długie lata był organizowany przez potężne firmy medialne. Tamten został wygaszony niemal 20 lat temu. Potem próbowano go parę razy wskrzeszać, z nikłym skutkiem. Aktualne wcielenie to dzieło pewnej firmy-krzak, która nie ma nawet strony internetowej (podawane w różnych miejscach adresy misseurope.eu oraz misseuropeworld.org są nieaktywne), a profil imprezy na Facebooku owszem, istnieje, ale ma „aż” 3,7 tys. obserwujących i tyleż polubień (to bez trudu załatwia nawet malutka farma sztucznych bytów internetowych). Zawiera adres kontaktowy w popularnej domenie „gmail” (który nie odpowiada), a ostatni wpis na nim pochodzi sprzed roku i dotyczy poprzedniej edycji konkursu (i w dodatku jest opatrzony komentarzem jakiejś ukraińskiej dziewczyny o „nieuczciwej konkurencji, sprzedajnych sędziach i koszmarnym podejściu do uczestników” – na który admini wciąż nijak nie zareagowali). Ewidentnie, ktoś się tu nie przyłożył do tworzenia pozorów powagi…

Konkurs jednak się odbył – w stolicy Libanu, czyli Bejrucie. Dokumentują go zdjęcia z pokazów, które najłatwiej znaleźć w rusnecie, ale także na portalach i profilach tureckich, białoruskich i ukraińskich. To nie dziwi, bo dziewczyny z Turcji i Białorusi zajęły odpowiednio drugie i trzecie miejsce za panną Gadiejewą.

Zdania podzielone

Tureccy internauci burzą się, że ich reprezentantka była lepsza, a Rosjanie zapewne przekupili skład sędziowski. Na Białorusi o tym akurat ani słowa, ale za to nawet reżimowa telewizja odnotowała konkurs. Specyficznie, bo opisując „skandaliczne” represje, które w świecie modelingu dotknęły reprezentantkę Białorusi, za to, że w mediach społecznościowych obrażała koleżankę z Ukrainy. Z kolei na portalach ukraińskich da się odnaleźć info, że pozostawiona w pokonanym polu Miłena Melnyczuk została podstępem zwabiona do udziału w konkursie, „przeżyła tam piekło”, które zgotowali jej pospołu organizatorzy oraz rywalki z Białorusi i Rosji, zaś sama Gadiejewa miała wprost przyznawać w kuluarach, że za pierwsze miejsce dała łapówkę w wysokości 30 tysięcy dolarów. Notabene, jak na rzekomo „prestiżowy” konkurs o skali europejskiej, to wydaje się podejrzanie tanio…

Ta odsłona wojny informacyjnej ma piękną twarz i długie nogi

Żarty-żartami, ale sprawa nie jest tak całkiem błaha, jak mogłoby się wydawać. Mówiąc bowiem całkiem serio, mamy tu znakomity przykład sprytnego wykorzystania soft-power i medialnej manipulacji w sposób tyleż prosty, co skuteczny.

Nie wiadomo, czy firma organizująca konkurs działa z inspiracji lub na rozkaz służb rosyjskich – wykluczyć tego nie można, ale i udowodnić trudno. Nawet jeśli nie, i cała hucpa ze wskrzeszaniem słynnego niegdyś konkursu ma podłoże czysto komercyjne, to i tak zapewne ktoś w Rosji postanowił skorzystać z okazji. Wystarczyło wysłać na zupełnie marginalną imprezę niebrzydką dziewczynę, posmarować dla pewności komu trzeba, sprowokować ze dwa skandaliki – a potem ładnie to zredagować i nadać wszystkiemu odpowiednie zasięgi medialne, adresowane przede wszystkim do specyficznego typu odbiorców.

Kolejny medialny sukces

Koszt i wysiłek – minimalny, przynajmniej w skali wielkich operacji informacyjnych, realizowanych przez Moskwę. Efekty nie będą oczywiście przełomowe, nikt z tego powodu nie wstrzyma pomocy dla walczącej Ukrainy i nie zdejmie z Rosji ciężaru sankcji – ale kropla też drąży skałę. W tym przypadku nawet na parę sposobów jednocześnie. Bo podważa przekonanie o międzynarodowej izolacji Rosji, ociepla jej wizerunek, pokazuje sukces (są na świecie ludzie, dla których popkultura jest ważniejsza od wydarzeń na froncie, twardych wskaźników ekonomicznych czy innowacyjności technologicznej). A na dokładkę tworzy pole do krytykowania Ukrainy i Zachodu. Także w Polsce. Zaś fakt, że o sprawie rzeczywiście milczą poważne media, tylko zwiększa siłę przekazu w niektórych środowiskach.

Jeśli ktoś uważa, że to dla Rosji zyski nieistotne – chyba nie zauważył, że żyjemy w świecie, w którym walka informacyjna bywa ważniejsza od tej tradycyjnej, zwanej „kinetyczną”. A modele manipulacji, zwłaszcza stosowanej w branżach i sytuacjach pozornie dalekich od klasycznej polityki, coraz bardziej zasługują na uwagę. Bo te „krople”, przemyślnie stosowane, w końcu łączą się w potężną falę.