W połowie grudnia w kilku rosyjskich miastach służby postawiono w stan gotowości po tym, jak doszło w nich do tajemniczych wypadków. Nagle, jednego dnia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Rosjanie sami zaczęli atakować państwowe instytucje, a gdy liczba incydentów przekroczyła 30, zaczęły pojawiać się oficjalne komunikaty.
Seria ataków w Rosji. Ludzie sami palą radiowozy
Seria dziwnych ataków rozpoczęła się już w połowie grudnia, ale początkowo nie łączono ich w jedną całość. Zaczął Dmitrij Baranow z Jakaterynburga, obrzucając koktajlami Mołotowa miejskie biuro poborowe, a w ślad za nim poszło kilkadziesiąt innych osób. Jak wylicza rosyjska Mediazona, tylko jednego dnia w Petersburgu celem ataku również stało się biuro poborowe oraz radiowóz i bankomat. Dzień później znów podpalono bankomat, a tego samego dnia ataki przeniosły się do Moskwy. Tu na celowniku znalazło się centrum handlowe, gdzie zdetonowano petardy oraz poczta. W ciągu kilku dni w całej Rosji zanotowano aż 34 dziwne przypadku ataków na instytucje państwowe oraz na policję i nie trzeba było długo czekać, aby rosyjskie służby znalazły wspólny mianownik wszystkich tych incydentów.
Jak informuje rosyjska policja, już pierwszy z atakujących, czyli Dmitrij Baranow, przyznać miał, iż działał na polecenie oszustów. Ci najpierw mieli wyłudzić od niego równowartość 30 tys. dolarów, a potem obiecać, że zwrócą pieniądze, jeśli podpali biuro poborowe. Podobny schemat powtarzać miał się w większości przypadków.
Doskonale zsynchronizowane ataki
W Rosji od razu wskazano odpowiedzialnych za przeprowadzenie wszystkich tych ataków, a stali się nimi oczywiście...Ukraińcy. Jak podają rosyjskie media, w ostatnich tygodniach stała się to prawdziwa plaga.
„Oszuści podobno atakują osoby starsze lub społecznie bezbronne, podszywając się pod pracowników banku lub funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Przekonują ofiary do przekazania pieniędzy, a następnie zmuszają je do podpalenia, obiecując zwrot skradzionych środków. Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji (FSB) twierdzi, że większość tych oszustów działa z Ukrainy, używając fałszywych numerów, które wydają się należeć do rosyjskich infolinii organów ścigania” – informuje portal Meduza.
Strona ukraińska nie przyznaje się do tego, by stała za podobnymi atakami, ale najwyraźniej przyniosły one zamierzony skutek. Władze Petersburga zaostrzyły bowiem środki bezpieczeństwa, a każdego, kto zachowa się w podobny sposób, od razu oskarżają o terroryzm i grożą nawet 20 latami więzienia.
- Takie działania pociągają za sobą kary do 20 lat więzienia. Środki antyterrorystyczne zostały wzmocnione w Petersburgu, a sytuacja jest pod kontrolą – stara się uspokajać opinię publiczną Aleksander Beglov, gubernator obwodu petersburskiego.