Ukraiński rząd przedstawił strategię rozwoju gospodarczego Ukrainy na najbliższych pięć lat, która zakłada skokowy wzrost PKB. Jeśli uda się ją zrealizować to znaczna część zwiększonych dochodów państwa zamiast służyć obywatelom trafi do kieszeni zagranicznych wierzycieli jako swoista „kara za rozwój”.

Kluczowe cele strategii rozwoju przedstawionej na początku października przez ukraiński rząd to wzrost ukraińskiego PKB aż o 40 proc., stworzenie miliona nowych miejsc pracy, sprowadzenie nad Dniepr 50 mld dolarów nowych, bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ).

Wśród zapowiedzi znalazł się skokowy rozwój infrastruktury komunikacyjnej, „doprowadzenie do dobrego stanu” 24 tys. km ukraińskich dróg, aktywny rozwój kolei, budowa pięciu głębokowodnych portów i 15 portów lotniczych.

Zgodnie z zapowiedziami już niedługo „każdy Ukrainiec będzie miał zagwarantowane realne minimum egzystencji”, poziom zanieczyszczenia środowiska zmniejszy się o co najmniej 20 proc., przełamany też zostanie negatywny trend demograficzny i więcej obywateli będzie się rodzić oraz powracać do kraju niż umierać i emigrować – prezentował program rządu ukraiński premier Ołeksij Honczaruk.

40 proc. wzrostu PKB w 5 lat?

Reklama

Zdaniem szefowej resortu finansów Oksany Markarowej osiągnięcie 40 proc. wzrostu PKB w ciągu pięciu lat jest realne. „To po 7 proc. rocznie przez następne pięć lat – cel ciężki, ale osiągalny jeśli otworzymy rynek ziemi, przeprowadzimy prywatyzację.” – komentowała.

Do skokowego wzrostu gospodarczego miałyby się też przyczynić: zmiana klimatu inwestycyjnego i napływ nowych inwestycji. Problem w tym, że rządzący bardzo często mianem inwestycji określają pieniądze wkładane przez nabywców w zakup obligacji czyli zaciągane przez rząd długi.


Faktycznie więc mowa nie tyle o stabilnym wzroście gospodarczym opartym na mocnych fundamentach, co o napływie gotówki za sprzedane w krótkim czasie resztki majątku państwowego i o zaciągniętych nowych kredytach, które potem trzeba będzie spłacić.

„Wzrost realnego PKB Ukrainy o 40 proc. w ciągu pięciu lat jest teoretycznie możliwy, ale w rzeczywistości wymagałby gospodarczego cudu nad Dnieprem” – ocenia Maria Repko z kijowskiego Centrum Ekonomicznej Strategii. Zdaniem analityk Jewhenii Achtyrko nie da się go osiągnąć na bazie istniejących aktywów. Uważa, że potrzebna byłaby lawina nowych projektów gospodarczych z wysoką stopą zwrotu i wysoką wartością dodaną. W ocenie ekonomistek niewiele pomoże planowane przez rząd zniesienie moratorium na obrót ziemią rolną.

Analitycy mniej optymistyczni

Zapowiedzi 40 proc. wzrostu PKB pozostają w sprzeczności z przedstawioną przez rząd w październiku prognozą makroekonomiczną na najbliższe trzy lata, w której wzrost PKB w wariancie optymistycznym to 17,8 proc. a w pesymistycznym 12 proc.

Na niekorzyść przemawiają też wyniki gospodarcze Ukrainy w minionych latach. Eksperci podkreślają, że ostatni raz PKB wzrosło rok do roku o więcej niż 5 proc w 2011 r., kiedy nie było wojny, a gospodarka znajdowała się w znacznie lepszej kondycji niż obecnie. No i istniał dodatkowy impuls, jakim były inwestycje związane z przygotowaniami do Euro2012.

"Analitycy są sceptyczni co do przyciągnięcia 50 mld dolarów inwestycji, w ostatnich lat udawało się pozyskiwać 2,5 mld dol. rocznie."

Ukraińscy analitycy są także sceptyczni co do możliwości przyciągnięcia aż 50 mld dolarów inwestycji i zwracają uwagę, że w ciągu ostatnich lat udawało się pozyskiwać średnio 2,5 mld dolarów BIZ rocznie. W dodatku przede wszystkim były to inwestycje w sektor finansowy, a nie produkcyjny.

Nie wiadomo także co z obiecanym milionem nowych miejsc pracy. Z jednej strony zarejestrowanych bezrobotnych jest ok. 300 tys., a pracodawcy już dziś skarżą się na brak chętnych do pracy. Z drugiej strony stworzenie tylu miejsc pracy wymaga potężnych inwestycji w sektorze produkcyjnym. Obie strony równania stoją pod wielkim znakiem zapytania.

„Nie wiadomo, jak te wskaźniki mają być osiągnięte. Byłoby dobrze gdyby stawiając takie zadania rząd pokazał model ekonomiczny. Na razie nie jest jasne, gdzie rząd chce znaleźć 15-20 stymulatorów wzrostu, które spowodują takie tempo rozwoju naszej gospodarki nastawionej na eksport surowców” – komentował ekonomista Aleksiej Kuszcz.

Brak funduszy zahamuje wzrost

Władimir Dubrowskyj z CASE Ukraina uważa, że przedstawione przez rząd założenia to raczej zbiór haseł niż realny wskaźnik, którym można się posługiwać. Nie ma w nich bowiem ani wyraźnych terminów, ani zasad, jakimi będzie się kierować rząd, by zrealizować założone cele. W programie, jak zauważa ekonomista, nie ma też zapowiadanych skokowych reform poza otwarciem rynku ziemi.

Niezrozumiałe, w jaki konkretnie sposób i za pomocą jakich działań będą osiagane wskazane w programie parametry. Praktyka pokazuje, że jeśli PKB ma w danym roku wzrosnąć o jakiś procent, to tyle więcej trzeba przyciągnąć inwestycji. Jeśli chcemy 6-7 proc. wzrostu PKB, to co roku potrzebujemy 6-7 mld dolarów BIZ.

A dla porównania – w zeszłym roku było ich ok. 2 mld. Jeśli liczy się na rynek ziemi, to należy pamiętać, że wejście w życie ustawodawstwa dotyczącego rynku ziemi zaplanowano na 1 padziernika 2020 r. „To oznacza, że w przyszłym roku nie przyniesie on żadnego efektu, pierwsze wpływy mogą się pojawić jedynie w 2021 r.” – komentował przedstawione wskaźniki ekonomista Andrij Nowak.

Niezrealizowany plan prezydenta

Można mieć wątpliwości co do realnych możliwości realizacji przedstawionego programu, zwłaszcza porównując zapowiedzi składane wcześniej z osiągniętymi przez Ukrainę rezultatami gospodarczymi. W 2015 r. ówczesny prezydent Petro Poroszenko ogłosił plan totalnej przebudowy Ukrainy „Strategię 2020”.

Zaplanowano w niej, że do 2020 r. w rankingu Banku Światowego „Doing Business” Ukraina z zajmowanego wówczas 96. miejsca awansuje do pierwszej trzydziestki, rating kredytowy Ukrainy według skali Standard&Poor’s miałby się poprawić z poziomu CCC do BBB, w indeksie konkurencyjności The Global Competitiveness Index Ukraina miałaby awansować z 84. miejsca do pierwszej czterdziestki, PKB na mieszkańca miało wzrosnąć do 16 tys. dol., maksymalny deficyt budżetowy z 10,1 proc. PKB miałby spaść do 3 proc. PKB, a całkowity dług państwa z 67,7 proc. do 60 proc. PKB.

Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w latach 2015–2020 miały wzrosnąć w sumie o 40 mld dol. W indeksie percepcji korupcji Transparency International z zajmowanego wówczas 144 miejsca Ukraina miała awansować do pierwszej pięćdziesiątki państw.

Od tego czasu Ukrainie udało się poprawić nieco rating kredytowy – dziś długoterminowy to B-, a krótkoterminowy B – oraz zmniejszyć deficyt budżetowy. Zadłużenie bezpośrednie i gwarantowane przez państwo nadal przekracza 60 proc. PKB i we wrześniu zbliżało się do poziomu 67 proc. PKB. Nominalny PKB na głowę mieszkańca to jedynie 3100 dolarów w 2018 r., przeszło pięciokrotnie mniej niż zakładano.

Mało konkurencyjna gospodarka

W zeszłym roku Ukraina poprawiła swoją pozycję w rankingu Doing Business, awansując z 71 na 64 miejsce. Postęp odnotowano w takich dziedzinach jak: ochrona praw mniejszościowych udziałowców, otrzymanie pozwolenia na budowę, podłączenie do sieci elektrycznej, handel międzynarodowy, rejestracja majątku.

"Bank Światowy pogorszył ocenę ukraińskiego systemu podatkowego."

Jednocześnie Bank Światowy pogorszył ocenę ukraińskiego systemu podatkowego i egzekucji przez firmy należności od dłużników (w przypadku ostatniego wskaźnika Ukraina zajmuje aż 146 pozycję na 190 państw uwzględnionych w rankingu). I choć od 2014 r. w sumie nasz sąsiad awansował o 48 miejsc, to jednak do planowanej pierwszej dwudziestki jest mu nadal bardzo daleko.

W rankingu Global Competitiveness Index Ukraina zajmuje odległe 83 miejsce, przez pięć lat udało się awansować zaledwie o jedną pozycję zamiast zapowiadanych przeszło 40.

W najnowszym rankingu Transparency Internationalv Ukraina zajęła odległe 120 miejsce, ex aequo z Liberią, Mali i Malawi, z dorobkiem punktowym o połowę gorszym niż Polska, która zajmuje w tym rankingu 36 miejsce. Gorzej niż nasz sąsiad w regionie wypadła tylko Rosja.

Z „karą za rozwój” nad głową

Gdyby Ukrainie udało się jednak zrealizować założony plan czeka ją swoista „kara za rozwój”. W 2015 r. ukraiński rząd zawarł z zagranicznymi wierzycielami porozumienie o restrukturyzacji zadłużenia, zgodnie z którym zobowiązał się wypłacać im część PKB. Dla przedziału 3-4 proc. wzrostu PKB rok do roku kwota wypłat stanowi 15 proc. nadwyżki ponad 3 proc., a dla wzrostu większego niż 4 proc. rocznie aż 40 proc. nadwyżki. Wzrost mniejszy niż 3 proc. w skali roku nie jest obłożony „karą za rozwój”.

Ukraiński PKB, zgodnie z danymi Banku Światowego w 2018 r., przekroczył poziom bazowy 125,4 mld dolarów, od którego zaczynają obowiązywać zapisy porozumienia, a to oznacza, że jakakolwiek, zakrojona na szeroką skalę prywatyzacja będzie oznaczać rozdawanie za darmo państwowego majątku, bo pieniądze uzyskane ze sprzedaży w znacznej części trzeba będzie oddać wierzycielom.

Jeśli porównać wynikające z porozumienia zobowiązania z szacunkami Banku Światowego, dotyczącymi przewidywanego wzrostu PKB o 2 proc., to w przypadku sprzedaży państwowej ziemi rolnej, którą rząd uważa za jeden z filarów wzrostu, okaże się, że miliony hektarów ukraińskich czarnoziemów zostaną oddane prawie za darmo, bo większość kwoty trafi do wierzycieli.

W tej sytuacji w perspektywie długookresowej bardziej opłacalne dla Ukrainy może być oddawanie przedsiębiorstw w koncesję i faktyczne moratorium na sprzedaż majątku państwowego do czasu wygaśnięcia umowy z 2015 r.

Ukraiński rząd nie uważa, by konieczność „płacenia za rozwój” była problemem. „Bać się wzrostu gospodarczego, dlatego że będziemy przy tym dotrzymywać zobowiązań to nieadekwatne podejście. Mamy rosnąć na tyle szybko, żeby spłata zobowiązań wobec naszych międzynarodowych partnerów przestała być problemem” – komentował zastrzeżenia ekonomistów premier Ołeksij Honczaruk.

Autor: Michał Kozak