"W czasie ataku przed apteką stała dość długa kolejka osób, które nie zdążyły uciec. Gdy tam dobiegłam, widziałam tylko szarą ścianę gęstego pyłu i porozrzucane po okolicy ludzkie kończyny. Nigdy nie zapomnę widoku kobiety, której ciało zostało rozerwane na dwie części" - opowiada kobieta.

W mieszkaniu Natalii, z którego okien widać oddalony o kilkadziesiąt metrów lej po rosyjskiej bombie, wybite okna zastąpiono obrusami, przy łóżku leżą torby z dostarczaną mieszkańcom pomocą humanitarną, a w drzwiach do salonu zostały jedynie resztki wybitego siłą eksplozji szkła. „Zdążyłam już tu posprzątać i doprowadzić mieszkanie do jakiego takiego ładu” – mówi, próbując zamknąć drzwi wejściowe, których futrynę wyrwała ze ściany potężna fala uderzeniowa.

„Do teraz boję się, gdy słyszę alarm przeciwlotniczy. Wpadam wtedy w panikę. Przez kilkanaście dni po ataku w ogóle nie wychodziłam ze schronu; mieszkam w nim zresztą do teraz. Niechętnie chodzę do sklepu, bo nie wiem, czy zaraz nie rozpoczną kolejnego ataku” – przyznaje kobieta.

Wspominając okres rosyjskiego oblężenia Czernihowa, mówi: „Całymi dniami i nocami słychać było ostrzał, nie mogliśmy spać ani jeść”. „Nigdy nie myślałam, że może nam się przytrafić coś podobnego” – wyznaje, pokazując zaaranżowaną na schron piwnicę, w której od niemal dwóch miesięcy spędza każdą noc.

Przy jego ścianach ustawiono w szeregu przykryte kołdrami i kocami materace. Na środku piwnicy – w której w trakcie oblężenia schroniło się 160 osób - znajduje się stół z radiem, całymi dniami nadającym wiadomości z ukraińskich frontów. „Nie mieliśmy żadnego problemu z jedzeniem czy wodą, wolontariusze dostarczali nam je regularnie” – mówi Natalia, wskazując na kuchnię polową i zabrane z mieszkań sztućce.

„Nigdy nie myślałam o Rosjanach źle, ale teraz… jak mogę czuć sympatię do kogoś, kto zrzucił na moje życie bombę?” – pyta mieszkanka Czernihowa. „Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłam, dlaczego musimy tak cierpieć” – dodaje.

Z Czernihowa Jakub Bawołek