11 grudnia przeważająca większość ambasadorów państw unijnych przy Brukseli opowiedziała się za zmianą podstawy prawnej nakładania sankcji na Rosję i oparcia jej na art. 122 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE). Co to oznacza?

Stary mechanizm i ryzyko "rozmrożenia"

Do tej pory sankcje wobec Kremla przedłużano co sześć miesięcy w drodze jednogłośnej decyzji. Tak więc prorosyjskie kraje bloku – jak Węgry i Słowacja – mogły tę decyzję łatwo zablokować. A to skutkowałoby „rozmrożeniem” miliardów rosyjskich aktywów przechowywanych w Europie.

Gdyby ten mechanizm decyzyjny utrzymano, udzielenie pożyczki reparacyjnej Ukrainie – której zabezpieczeniem byłyby zamrożone aktywa – byłoby dla UE potencjalnie niebezpieczne. W razie ich „rozmrożenia” – w wyniku weta Węgier lub Słowacji – cały blok musiałby zwrócić środki Kremlowi. Dlatego europejscy sojusznicy Ukrainy musieli znaleźć inne rozwiązanie prawne.

Sankcje zostaną nałożone raz do odwołania. Sprzeciw Węgier i Słowacji

Artykuł 122 TFUE, w największym uproszczeniu, przewiduje, że w sytuacji poważnych perturbacji – a do takich można zaliczyć wojnę w Ukrainie i wojnę hybrydową z Rosją – Rada Europejska może podejmować decyzje większością kwalifikowaną, a nie w drodze jednomyślności.

Co więcej, sankcje wobec Rosji nałożone w nowym trybie – co właśnie przegłosowali ambasadorowie przy UE – będzie można nałożyć raz, aż do odwołania. Jest to więc pierwszy krok otwierający drogę do udzielenia pożyczki reparacyjnej Ukrainie.

Przyjęcie nowego mechanizmu oburzyło sympatyków Kremla w UE. Węgry uznały to posunięcie „za naruszenie unijnego prawa”. Z kolei premier Słowacji Robert Fico, w piśmie do szefa Rady Europejskiej Antonio Costy, zapowiedział, że „nie poprze żadnego finansowania przez UE wydatków wojskowych Ukrainy”. Podkreślił, że nie ugnie się pod żadną presją.

Pożyczka potrzebna od zaraz. Rośnie presja na Belgię

Ukraina desperacko potrzebuje pieniędzy. Ma do „załatania” potężną dziurę budżetową rzędu 71,7 mld euro, a do tego potrzebuje środków na zakup broni, by odpierać rosyjską inwazję. Dlatego też Komisja Europejska kilka tygodni temu wyszła z projektem udzielenia Kijowowi pożyczki reparacyjnej, zabezpieczonej rosyjskimi aktywami zamrożonymi w UE.

Przeważająca większość z nich, około 180 mld euro, znajduje się w Belgii, dokładnie w instytucji finansowej Euroclear. Tymczasem premier tego kraju Bart De Wever sprzeciwia się ich wykorzystaniu. Uważa, że Rosja może w przyszłości wymusić na Belgii zwrot środków na drodze sądowej i domaga się od innych krajów bloku wprowadzenia różnych mechanizmów zabezpieczających. Tych żądań z kolei nie chcą spełnić inne kraje UE.

Jak donosi Politico, Belgia znajduje się teraz pod ogromną presją ze strony partnerów z Unii w tej sprawie. Wysyłane są do niej sygnały, że jej dyplomaci, ministrowie i przywódcy mogą stracić wpływy w UE, a ich głosy nie będą wysłuchiwane. Ponadto lista życzeń belgijskiego rządu dotycząca alokacji środków w unijnym budżecie na lata 2028-2034 może zostać potraktowana jako żądania o najniższym priorytecie.

To, jak pisze Politico, byłaby trudna sytuacja dla kraju, który mimo wagi piórkowej odgrywał dotąd w UE rolę zawodnika wagi ciężkiej. Jednak wciąż nie wiadomo, czy się ugnie.

Szczyt Rady potrwa "do osiągnięcia pozytywnego rezultatu"

Decyzja w sprawie kredytu reparacyjnego dla Ukrainy ma zostać podjęta na szczycie UE w dniach 18–19 grudnia. Przewodniczący Rady Europejskiej António Costa nie wykluczył, że obrady mogą potrwać nawet do 20 grudnia, "jeśli będzie to konieczne, aż do osiągnięcia pozytywnego rezultatu".