Długie kolejki przed stacjami benzynowymi, 10-litrowy limit zakupów i czarny rynek paliwa – to widoczne przejawy wojennego deficytu paliwowego, z którym zmaga się Ukraina. Władze zapewniają, że ustabilizują sytuację w ciągu tygodnia, dwóch, ale identyczne obietnice padają od początku kwietnia. Problemy z benzyną wywołało wiele czynników trudnych do usunięcia. Równolegle rozwija się konflikt z Gazpromem, którego skutkiem może być dalsze ograniczenie dostaw gazu do Unii Europejskiej.
Andrij Herus, szef parlamentarnej komisji energetyki, wymienia kilka powodów deficytu. 24 kwietnia Rosjanie po raz kolejny ostrzelali rakietami największą rafinerię w Krzemieńczuku, która musiała przerwać produkcję. Szef połtawskich władz obwodowych Dmytro Łunin mówił, że zakład nie wznowi produkcji co najmniej do końca roku. Moce produkcyjne rafinerii wynosiły 18,6 mln paliwa rocznie. Jak mówi Herus, w trakcie działań wojennych Rosjanie zniszczyli też ok. 15 składów paliw. Po rozpoczęciu inwazji Kijów przestał kupować paliwo z Białorusi i Rosji, skąd w 2021 r. pochodziło 62 proc. zużywanego w Ukrainie diesla i 50 proc. benzyny. Ukraińcy musieli błyskawicznie przestawić się na import z innych kierunków, co utrudniło zablokowanie portów przez agresora.