„Front trzyma się dopóty, dopóki trzyma się tył” – przypomniał kilka dni temu ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski. Tymczasem ukraiński tył, czyli gospodarka, choć wciąż się trzyma, to jednak trzeszczy w szwach.

Minorowe nastroje biznesu

Ukraiński bank centralny – NBU, po trwającej od początku wojny przerwie, wznowił w czerwcu comiesięczne badania nastrojów przedsiębiorców – indeks oczekiwań aktywności biznesowej przedsiębiorstw (IODA). A te są minorowe. Obecnie w skali od 0 do 100 punktów, gdzie 50 to poziom neutralny, a 100 to super optymizm, ogólna ocena wyniosła zaledwie 41,3 punktu.

Reklama

Jak informuje NBU: „W czerwcu przedsiębiorstwa wszystkich sektorów włączonych do comiesięcznego badania przekazały pesymistyczne oceny gospodarczych rezultatów w najbliższej perspektywie”. Ocena ukraińskiego biznesu to wynik całego szeregu czynników – kontynuacji intensywnych działań wojennych, zrujnowanych mocy produkcyjnych i pozrywanych łańcuchów logistycznych, blokady portów i uszkodzeń infrastruktury transportowej, podwyżki cen paliw, wzrostu kosztów produkcji oraz pogorszenia oczekiwań inflacyjnych.

Negatywne oceny gospodarczych perspektyw przedsiębiorstw sfery przemysłowej wynikają ze zniszczeń bazy produkcyjnej, zmniejszenia popytu, utraty zamówień, a także naruszenia więzów logistycznych – wskaźnik w tym sektorze wyniósł 43,7 pkt.

Negatywne oceny gospodarczych perspektyw przedsiębiorstw sfery przemysłowej wynikają ze zniszczeń bazy produkcyjnej, zmniejszenia popytu, utraty zamówień, a także naruszenia więzów logistycznych.

Respondenci oczekiwali zmniejszenia wielkości produkcji i wielkości nowych zamówień, w tym eksportowych. Przewidywali jednocześnie zmniejszenie zapasów gotowych wyrobów wywołane z jednej strony zmniejszeniem produkcji, a z drugiej – zniszczeniami stanów magazynowych w wyniku działań wojennych.

Przedsiębiorstwa sektora budowlanego w czerwcu ruszyły nieco z działalnością, ale ich ocena perspektyw jest jeszcze gorsza niż przemysłu – indeks w tym sektorze wyniósł 40,1 pkt. Pesymistycznie oceniają perspektywy uzyskiwania nowych zleceń, a także przewidują problemy z zakupami materiałów budowlanych.

Przedsiębiorstwa ze sfery handlu zwracały uwagę na problemy z logistyką, utratę rynków zbytu i zniszczenia magazynów z towarami. Indeks w tym sektorze wyniósł 43,4 pkt. Ukraińscy handlowcy szykują się na zmniejszenie obrotów, a w związku z tym zmniejszenie zamówień towarów u wytwórców. Wyniki finansowe w tym segmencie gospodarki będą gorsze także z tego powodu, że sprzedawcy szykują się na zmniejszanie marży, aby móc znaleźć nabywców.

Najgorzej swoje perspektywy oceniali przedsiębiorcy działający w sferze usług, tu indeks IODA wyniósł zaledwie 37,7 pkt. Czynniki, które wpłynęły na tak pesymistyczną ocenę to zniszczenia infrastruktury transportowej i logistycznej, zamknięcie przestrzeni powietrznej dla ruchu lotniczego, zniszczenia obiektów usługowych i zmniejszenie popytu na usługi.

Jak zauważa NBU, przedsiębiorstwa wszystkich sektorów gospodarki, biorących udział w badaniu, prognozowały wzrost cen na własną produkcję i usługi na tle znacznego wzrostu cen surowców, materiałów i towarów od dostawców. Oceny dotyczące zatrudnienia także były pesymistyczne. Respondenci wszystkich sektorów oczekiwali zmniejszenia zatrudnienia wskutek mobilizacji i migracji personelu.

Na pocieszenie autorzy badania przypomnieli, że spadek nastrojów przedsiębiorców mimo wszystko, biorąc pod uwagę sytuację w jakiej znajduje się Ukraina, nie jest najgorszy. Obecny wskaźnik indeksu IODA jest bowiem porównywalny z tym z wiosny 2020 r., czyli z początku pandemii COVID-19, który zaowocował drastycznymi restrykcjami uderzającymi w życie gospodarcze.

Obecny wskaźnik indeksu IODA jest porównywalny z tym z wiosny 2020 r., czyli z początku pandemii COVID-19, który zaowocował drastycznymi restrykcjami uderzającymi w życie gospodarcze.

Tymczasem na poziomie regionalnym rzeczywistość gospodarcza jest brutalna. „Wielki biznes w Mikołajowie nie pracuje, wpływów od dużych płatników podatków do budżetu miasto nie ma. W tym samym czasie drobny i średni biznes wywozi swoich pracowników. Pod ostrzałami można znaleźć się w każdym momencie, dlatego ludzie starają się ewakuować zarówno swoją produkcję jak i wyjechać z miasta gdzieś dalej” – opisywał w połowie czerwca sytuację Ołeksandr Senkewicz, mer Mikołajowa, przyfrontowego miasta znajdującego się już czwarty miesiąc pod rosyjskim ostrzałem, które przed wojną było jednym z głównych portów morskich Ukrainy.

„Sytuacja z miejscami pracy w Mykołajewie i regionie pozostaje napięta. Z pracą jest źle, gdyż w ostatnim miesiącu nasiliły się ostrzały artyleryjskie i rakietowe. Ludzie żyją we wsiach gdzie jest bezpieczniej, a do miasta przyjeżdżają tylko na moment, aby załatwić swoje sprawy. Biznes nieco ożywa, ale tego nie da się nazwać ożywieniem – to próba przetrwania. Większość firm pracuje jednak działa z minimalnymi marżami, a wszystko co zarobi oddaje na pomoc naszej armii” – opowiadał szef administracji obwodu mikołajowskiego Witalij Kim.

Wydawało by się, że w tej sytuacji ze strony rządu ukraińscy przedsiębiorcy będą mogli liczyć na dalsze działania wspierające, które pomogą wytrzymać im w ekstremalnie trudnych warunkach i w konsekwencji pozwolą na zbudowanie mocnego zaplecza gospodarczego dla walczących na froncie. Zamiast tego zaczęło się jednak przykręcanie śruby. Powróciły kontrole, zapowiedziano podniesienie podatków i na dodatek – jak by tego było mało – wszystko przybrało dość arogancką formę, gdyż urzędnicy zaczęli się domagać różnych benefitów.

Ukraińcy nie gęsi

Ukraińscy przedsiębiorcy rozpoczęli w maju akcję protestacyjną wobec działań aparatu fiskalnego, kierowanego przez szefa parlamentarnego komitetu do spraw finansów, polityki podatkowej i celnej Danyłę Hetmancewa. Kroplą, która przelała czarę goryczy, było mianowanie go sekretarzem, czyli faktycznie szefem Narodowej Rady ds. Odbudowy Ukrainy ze zniszczeń wojennych. List protestacyjny, skierowany na ręce prezydenta Ukrainy, podpisało prawie 18 tys. osób – nie tylko przedsiębiorcy, ale i eksperci ekonomiczni, którzy wskazywali na zupełne oderwanie „fiskalistów” od realiów życia i na szkody jakie ich działania przynoszą walczącej o przetrwanie Ukrainie. Zamiast tworzyć warunki, by mimo wojny gospodarka mogła się rozwijać i wspierać walczących na froncie, „fiskaliści” zainteresowani są maksymalnym wyciskaniem pieniędzy z trudem utrzymujących się na powierzchni przedsiębiorców.

„Cel naszego apelu – zwrócić Pańską uwagę na katastroficzne pomyłki, albo świadome rujnowanie gospodarki Ukrainy ze strony pewnych przedstawicieli władzy” – napisali we wstępie sygnatariusze listu.

Obecnie 49 proc. przedsiębiorstw nie pracuje albo niemal zupełnie wstrzymało działalność. W okresie od kwietnia do maja udało się uruchomić na nowo tylko jedną czwartą z działających przed wojną małych i średnich firm. Istnieje jeden czynnik, który stwarza ryzyka dla biznesu i zmusił aż co dziesiątą firmę do wyprowadzenia swojej działalności za granicę – a jest nim, jak to określili ukraińscy przedsiębiorcy, „niewola gospodarcza”.

Obecnie 49 proc. przedsiębiorstw nie pracuje albo niemal zupełnie wstrzymało działalność. W okresie od kwietnia do maja udało się uruchomić na nowo tylko jedną czwartą z działających przed wojną małych i średnich firm.

„Obiektywnie Ukraina zajmuje 130. miejsce w ratingu wolności gospodarczej – co jest ilustracją nieatrakcyjności kraju dla prowadzenia biznesu. Właśnie to przeszkadza Ukrainie w dokonaniu „skoku gospodarczego” – podkreślali sygnatariusze listu. Spłata podatków na Ukrainie wymaga półtora raza więcej czasu niż średnio na świecie. Kontrabanda, zaś jest niemożliwa bez ochrony „z góry”, a wprowadzenie cyfrowej odprawy celnej jakimś dziwnym trafem się załamuje.

„Starają się przekonać pana co do niezbędności podnoszenia podatków, żeby zwiększyć zdolności obronne czy też mając na uwadze troskę o obywateli. Ale to albo świadome kłamstwo, albo fatalna pomyłka” – opisywali autorzy listu. Apelowali jednocześnie do prezydenta Zełenskiego, że „systemowe (a nie tymczasowe) zmniejszenie podatków, deregulacja, redukcja aparatu państwowego przyspieszyłyby wzrost gospodarczy, a w sumie państwo otrzymywałoby więcej podatków, zaś budżet państwa miałby więcej możliwości zwiększania standardów socjalnych i opieki nad obywatelami”.

Ukraina zajmuje 130. miejsce w ratingu wolności gospodarczej – co jest ilustracją nieatrakcyjności kraju dla prowadzenia biznesu.

W odpowiedzi na zarzuty jakie zostały skierowane pod adresem polityki Hetmancewa, ten w wywiadzie udzielonym serwisowi internetowemu „Babel” oznajmił, że rolą podatków jest… umiejętne skubanie. „Co to jest to właściwe opodatkowanie? To sztuka oskubywania gęsi tak, żeby nie krzyczała” – opowiadał Hetmancew, czym tylko zaognił konflikt.

W sytuacji, w której te „gęsi” z narażeniem życia wychodzą co dzień do pracy wśród wybuchów rosyjskich rakiet w Kramatorsku, Mikołajowie, Charkowie i wielu innych ukraińskich miejscowościach, by umożliwić względne funkcjonowanie społecznościom lokalnym, zarobić parę hrywien na przeżycie i wspierać walczących na froncie, a niektórzy w dodatku płacą za to swoim życiem, oburzenie nie tylko ukraińskich przedsiębiorców, ale i ekspertów ekonomicznych znad Dniepru było uzasadnione. Szczególnie irytujący był protekcjonalny ton polityka, który w stosunkowo bezpiecznym Kijowie z gwarantowaną sowitą płacą parlamentarzysty w kieszeni, snuje swoje niezbyt kulturalne dywagacje.

Potrzeba gospodarczej rewolucji

A tymczasem czasu jest coraz mniej. Trzeba już myśleć o zimie, która zbliża się szybkimi krokami. Będzie prawdziwym sprawdzianem wytrzymałości dla gospodarczego zaplecza, a wraz z nim całej Ukrainy.

Ponury obraz tego co się może wkrótce wydarzyć, jeśli niezwłocznie nie dojdzie do radykalnych zmian na gospodarczym zapleczu, nakreślił niedawno szef kijowskiego think-tanku Ukraińskiego Instytutu Przyszłości Jurij Romanenko.

„Zdaje się, że na górze nie rozumieją, że wojna nie daje rozgrzeszenia na prowadzenie polityki w duchu tej sprzed 24 lutego. (…) Zdaje się, że władza nie docenia i to bardzo poważnie nie docenia sytuacji w gospodarce, tak jak nie doceniała przed 24 lutego zakrojonego na szeroką skalę zagrożenia rosyjską inwazją. Dziś dla Ukrainy błędna polityka gospodarcza stanowi nie mniejsze, ale nawet większe zagrożenie niż Rosja. Przypomnę historię Imperium Rosyjskiego, kiedy to w lutym 1917 r. carskie wojska walczyły na frontach, gdyż tylko dzięki reorganizacji produkcji wojennej i dostawom od sojuszników z Ententy miały coraz więcej i więcej broni oraz amunicji. Przeciążona transportami wojennymi kolej jednak nie dawała sobie rady z dowozem żywności do miast, a inflacja „zjadała” zarobki i wzmacniała niezadowolenie na tle szeregu porażek rosyjskiej armii. W rezultacie w kraju wybuchła Rewolucja Lutowa, która w kilka dni zmiotła dynastię Romanowych” – opisuje Romanenko i zwracając uwagę, że nad Dnieprem „ferment już się zaczął i będzie narastać, jeśli w gospodarce nic się radykalnie nie zmieni”.

W ocenie ukraińskiego eksperta w ciągu lata trzeba szybko przeprowadzić pakiet reform gospodarczych, które pozwolą zmniejszyć napięcie na progu ciężkiej jesieni i zimy 2022–2023.

Trzeba szybko przeprowadzić pakiet reform gospodarczych, które pozwolą zmniejszyć napięcie na progu ciężkiej jesieni i zimy 2022–2023.

„Najważniejsze, że są do tego ludzie. Pomysły też się znajdą na miejscu. Trzeba tylko się zdecydować na radykalną czystkę przegniłego, tępego i pozbawionego inicjatywy bloku ekonomicznego” – podsumowuje Romanenko, który jeszcze wiosną przestrzegał, że „nadzieje iż za wszystko zapłacą Amerykanie, a system łapówkarstwa nadal będzie istniał, upadną wraz z gospodarką”.

Ekonomista Ołeksij Kuszcz uważa, że płynące z rządu sygnały o możliwym podniesieniu podatków to prosta recepta na katastrofę i wielki kryzys gospodarczy. „Zamiast zaciskania pasa i wyciskania pieniędzy z tych, którzy jeszcze nie wyjechali z kraju należy obniżać podatki, jednocześnie zwiększając wydatki budżetu w sferze socjalnej. Tylko w ten sposób można bowiem uruchomić gospodarkę Ukrainy – ani biznes, ani Ukraińcy sami nie mają teraz wystarczających zasobów, by nakręcić popyt wewnętrzny.

„Niskie podatki powinny zrekompensować wysokie zagrożenia. Jeśli zastosować model „im więcej problemów w budżecie – tym wyższe podatki”, to w ten sposób można w ogóle zniszczyć biznes na Ukrainie” – ostrzegał Kuszcz.

Michał Kozak