Kurska ofensywa nie ustaje, a dostający od Ukraińców lanie Rosjanie szukają wszelkich sposobów, by poprawić swe samopoczucie. W weekend mieli nawet dwie chwile wielkiej radości.

Rosjanie wpadli w ukraińską pułapkę

Na rosyjskich portalach wojskowych zaroiło się w weekend od informacji o pogromie, jakiego dokonały rosyjskie siły zbrojne w ukraińskim uzbrojeniu, a dumni Rosjanie mogli oglądać filmy ze zniszczenia amerykańskiej wyrzutni rakiet M270 MLRS oraz polskiego systemu przeciwlotniczego, S-125 Newa. Szczególnie ta pierwsza wyrzutnia, mogąca wystrzelić nawet 12 rakiet kalibru 227 mm na odległość 80 kilometrów, stanowiła udany połów. Od dawna też brana była przez Rosjan na celownik, a polowano na nią chętniej, niż na osławione HIMARS-y.

I kiedy jeszcze w Rosji świętowano triumf, za szczegółową analizę nagrań z ataku zabrali się specjaliści. Po dokonaniu zbliżeń i poklatkowym obejrzeniu filmów, to analitycy buchnęli śmiechem. Rosjanom bowiem udało się zniszczyć dwie makiety zachodniego sprzętu, specjalne w tym celu ustawione w miejscach, w których mogli je dostrzec rosyjscy obserwatorzy.

Zapłacili pół miliona dolarów za zniszczenie kawałka gumy

Podobna taktyka, podstawiania w miejsce prawdziwych czołgów, wozów pancernych, czy artylerii, gumowych makiet, jest z powodzeniem stosowana od czasów II wojny światowej. W ten właśnie sposób Brytyjczycy i Amerykanie przechytrzyli niemiecki wywiad, ustawiając na terenie Anglii całą gumową armię, by Niemcy spodziewali się, iż ta desantować będzie się w w północnej części Francji, a nie w Normandii. Jak się okazuje, pomysł ten był z powodzeniem stosowany w latach powojennych, a w NATO dotrwał nawet do dziś.

- Makiety cały czas są stosowane i są specjalne rodzaje pododdziałów wojsk inżynieryjnych. Armie mają makiety odwzorowujące własny sprzęt wojskowy, który w trakcie prowadzenia działań nadmuchują i ich zadaniem jest pozorowanie prawdziwego sprzętu. My też mamy coś takiego. Jak ja służyłem, to mieliśmy makiety czołgów T-72 i BWP, choć nie były to jakieś wielkie ilości, liczone raczej w dziesiątkach. Ale to wystarczało, aby zmylić przeciwnika – mówi generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, który karierę zaczynał jako czołgista.

Wyeliminowanie gumowych makiet ma jednak nie tylko aspekt humorystyczny, ale też poważne konsekwencje finansowe. Rosjanie bowiem, by zniszczyć taką pomysłową, dmuchaną zabawkę, zużyć musieli pocisk wart pół miliona dolarów.