Na dwa dni przed szczytem UE unijnym ministrom ds. europejskich, który zebrali się, by przygotować to spotkanie, nie udało się wyjść z klinczu w sprawie obsady najważniejszych unijnych stanowisk. Na razie nie zanosi się na to, by szczyt zakończył się rozstrzygnięciem.

"Grupy państw doskonale wiedzą, czego nie chcą, natomiast mają problemy z przedstawieniem wizji czego chcą. Jest stosunkowo łatwo zablokować poszczególnych kandydatów - i tak się stało dziś - myślę, że żaden z nich nie może być pewien swoje przyszłości, natomiast jest dużo trudniej stworzyć pozytywną wizję obsady tych pięciu stanowisk" - powiedział polskim dziennikarzom w Luksemburgu wiceszef MSZ Konrad Szymański.

Kluczowe ma być rozstrzygnięcie kto obejmie stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej. Prawo do tego rości sobie Europejska Partia Ludowa, która zdobyła najwięcej miejsc w Parlamencie Europejskim. Jej kandydatem jest niemiecki europoseł Manfred Weber. Jednak ani w Radzie Europejskiej, ani w europarlamencie EPL nie ma większości, która, by go popierała.

Centrolewica też chciałaby dla siebie stanowiska szefa KE. Jej kandydem jest dotychczasowy wiceprzewodniczący Komisji Frans Timmermans. Z kolei liberałowie stawiają na komisarz ds. konkurencji Margaret Vestager. Nieoficjalnie pojawiają się też inne nazwiska, jak np. głównego negocjatora ds. brexitu Michela Barniera.

"Nie spodziewam się, by najbliższy szczyt rozjechał się z jakimiś finalnymi decyzjami personalnymi. (...) Zablokowani są wszyscy ci, którzy są oficjalnymi kandydatami, ponieważ nie mają większości ani w Parlamencie, ani w Radzie" - zauważył minister ds. europejskich.

Reklama

Zwrócił uwagę, że w obu przypadkach, zarówno w PE jak i w Radzie, występują poważne podziały w sprawie obsady unijnych stanowisk. "Łatwe złożenie większości - tak jak to było pięć lat temu - jest po prostu niemożliwe" - ocenił Szymański.

Dodał przy tym, że Polska ma "bardzo jasną wizję", co do tego, jak zestaw pięciu osób ma być ułożony. Poza szefem KE rozgrywka dotyczy też stanowisk przewodniczącego Rady Europejskiej, szefa europarlamentu, szefa unijnej dyplomacji oraz prezesa Europejskiego Banku Centralnego. W tym ostatnim przypadku do zmiany ma dość jesienią.

Szymański nie zdradził żadnych nazwisk podkreślając, że ważne są zobowiązania polityczne nowych liderów unijnych instytucji na najbliższe pięć lat. Dodał jednocześnie, że region Europy Środkowo-Wschodniej ma zbieżną wizję w tej sprawie. "To jest znacznie więcej niż tylko Grupa Wyszehradzka, natomiast konsultacje prowadzimy z wszystkimi stolicami, nie sprowadzamy ich tylko do regionu" - zaznaczył.

Wiceszef MSZ przekonywał, że konkretne nazwisko, albo funkcja, o którą region chce zabiegać, pojawi się być może na późniejszym etapie. "Dziś usztywnianie tego stanowiska nie miałoby żądnego celu. Wszyscy muszą mieć świadomość tego, że równowagi polityczne, geograficzne, różne inne równowagi będą do osiągnięcia w całym zestawie nazwisk. Dziś na stole mamy przed sobą perspektywę, zobowiązanie, żeby obsadzić wszystkie pięć stanowisk" - oświadczył Szymański.

Nieoficjalnie unijni dyplomaci spekulują, że w razie niepowodzenia czwartkowo-piątkowej Rady Europejskiej pod koniec czerwca zwołany zostanie kolejny szczyt UE. Na początku lipca zbiera się nowy Parlament Europejski, który ma wybrać swojego przewodniczącego.