We wtorek na kongresie EPL w stolicy Chorwacji, Zagrzebiu, Tusk został wybrany na przewodniczącego tej partii. Nie miał kontrkandydatów.

PAP: Donald Tusk jako pierwszy polityk z Europy Środkowo-Wschodniej został szefem Europejskiej Partii Ludowej. Czego oczekuje pan od niego jako Niemiec kierujący grupą EPL w Parlamencie Europejskim?

M.W.: Po pierwsze szanujemy to, co robił w poprzednich latach, jako polityk, premier i przewodniczący Rady Europejskiej. W oczywisty sposób broni on wartości, podkreślił to ponownie w swoim przemówieniu na kongresie (EPL).

W pewnym sensie jest on dobrym symbolem tego, czym jest EPL. Jako partia możemy być dumni, bo udało nam się wprowadzić polityków z krajów Europy Środkowej na wysokie stanowiska w UE. EPL była partią, która zaproponowała Jerzego Buzka na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. To był pierwszy przypadek, że polityk z nowego kraju członkowskiego otrzymał jedno z najważniejszych stanowisk w UE. Potem Donald Tusk był tym drugim, który otrzymał wysokie stanowisko - przewodniczącego Rady Europejskiej.

Reklama

Ja osobiście widzę, że przestaje mieć znaczenie, skąd pochodzimy; że Polska ma takie samo znaczenie jak Włochy, Hiszpania czy Francja lub Niemcy. Przykładamy wagę do osobowości, zdolności przywódczych, a nie do narodowości.

PAP: Jakie zadania widzi pan przed Tuskiem? Jakiej odpowiedzi pan oczekuje na to, że EPL traci na znaczeniu?

M.W.: Nasza partia działa w trudnych czasach. Widzimy wyzwania. Jednym z zadań dla Tuska będzie zdefiniowanie na nowo, co znaczy chrześcijańska demokracja w dzisiejszych czasach. Nasze wartości są cały czas takie same, ale wdrażanie ich w dzisiejszym świecie, (wskazanie) co znaczą w kontekście cyfryzacji, globalizacji - to jest zadanie dla nas. Przez najbliższe pięć lat nie mamy wyborów europejskich i ten czas powinien być wykorzystany na dyskusje o tym, czym jest chrześcijańska demokracja w dzisiejszym świecie.

Drugim wyzwaniem jest to, jak działać wobec ekstremistów i populistów, nie przekraczając naszych "czerwonych linii". Donald Tusk jasno powiedział, że musi być granica, która pokaże, że EPL zajmuje się tym, czym niepokoją się ludzie: migracją, globalizacją, ale nie przejmuje łatwych odpowiedzi od ekstremistów i populistów.

PAP: Chcecie mówić do ludzi językiem populistów? Donald Tusk powiedział, że w polityce ważne są emocje.

M.W.: Podążanie za populistami byłoby błędem. Nasze przesłanie jest takie, że wiemy, jak zajmować się trudnymi sprawami w czasach niepewności. Daliśmy sobie radę z kryzysem euro, jeszcze nie w pełni, ale uporaliśmy się z kryzysem migracyjnym. Jesteśmy partią, której ludzie mogą zaufać. Co nie wyklucza tego, że jako politycy możemy prezentować swoje plany, pomysły z emocjami. Musimy mieć przy tym jasne granice tego, co jest dla nas do przyjęcia, a co nie.

Tradycyjnym zadaniem partii jest zaprezentowanie planu, odpowiedzi na wyzwania, które są przed nami. Dlatego musimy mieć swoją odpowiedź na zmiany klimatyczne. Dlatego musimy mówić o koncepcji armii europejskiej itd.

PAP: Jak połączyć chęć zaspokojenia oczekiwań wyborców Zielonych, np. w Niemczech, proponując bardziej ambitne cele klimatyczne, z podejściem wielu mieszkańców Polski, którzy obawiają się utraty miejsc pracy czy utraty konkurencyjności gospodarki?

M.W.: Po pierwsze jako EPL nie powinniśmy być w tej sprawie w defensywie. Na przykład pomysł, by wnioskować o mechanizm solidarności na poziomie europejskim, przedstawił Jerzy Buzek na komisji przemysłu PE. Ten fundusz transformacji ma pomagać regionom zależnym od węgla. To my przeprowadziliśmy legislację dotyczącą przemysłu samochodowego, by obniżyć emisje CO2. Już podejmowaliśmy odpowiednie kroki, ale wiemy, że musimy przyspieszyć. Powinniśmy być ambitni, ale może pozwolić na to, by zmiana klimatu była jedynym wyzwaniem, na jakim się koncentrujemy. Możemy realizować nasze cele, ale wraz z przemysłem, a nie przeciwko niemu.

PAP: Wspomniał pan wcześniej o wartościach. Czy zawieszony w prawach członka węgierski Fidesz powinien być w EPL? Czego oczekuje pan od Donalda Tuska w tej sprawie?

M.W.: Po wyborze tu, w Zagrzebiu, nowych władz ugrupowania usiądziemy razem i ocenimy, jakie powinny być następne kroki. Grupa mędrców (zajmująca się sprawą Fideszu - PAP) kontynuuje pracę. Dla mnie jest oczywiste, że potrzebujemy jasnych sygnałów z Budapesztu. Aktualny stan spraw nie daje nam możliwości, by cokolwiek zmieniać, dlatego potrzebujemy jasnych sygnałów z Fideszu, że są gotowi włączyć się w nasze prace. Jeśli (premier Węgier, szef Fideszu) Viktor Orban chce być na następnym kongresie, jeśli chce znowu być szanowany na poziomie europejskim, musi dać odpowiedni sygnał. Na razie go nie mamy.

PAP: Dziękuję bardzo.

W Zagrzebiu rozmawiał Krzysztof Strzępka (PAP)