Ponieważ wymiana handlowa między oboma krajami jest relatywnie niewielka, Litwa bardzo spokojnie reagowała na pierwsze pohukiwania ze strony Pekinu. Sytuacja radykalnie zmieniła się kilka tygodni temu. Chiny zagroziły embargiem na import wszystkich towarów i produktów zawierających elementy wyprodukowane w litewskich fabrykach. Sankcje przede wszystkim dotknęłyby niemieckie koncerny, takie jak Siemens, Bosch, czy producent opon Continental.

„W grudniu 2021 roku pojawił się nowy mechanizm: nacisk na globalne korporacje, w tym europejskie korporacje zmuszający je do wyboru między Litwą a Chinami. Utrudniono sprowadzaniu komponentów z Chin do niemieckich zakładów na Litwie i w odwrotnym kierunku, a retorsje miały również objąć eksport niemiecki do Chin wykorzystujący litewskie komponenty,”- mówi Jakub Jakóbowski, ekspert do spraw Chin z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Razem ale osobno

W początkowej fazie konfliktu z Pekinem Wilno otrzymało polityczne i gospodarcze wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych. „Gdyby nie tak silne poparcie USA, to te działania Litwy nie byłyby zapewne tak bardzo zdecydowane. Waszyngton wsparł Wilno nie tylko na poziomie politycznym. W listopadzie podpisano umowy gospodarcze pozwalające chociaż częściowo zniwelować negatywne skutki współpracy z Tajwanem. Litwa podpisała memorandum z EXIM Bank, umożliwiające firmom eksportującym towary i usługi pochodzenia amerykańskiego uzyskiwanie gwarancji bankowych lub pożyczek do 600 mln dolarów. Ma to wzmocnić współpracę dwustronną z USA i częściowo rekompensować straty poniesione na skutek ograniczenia wymiany z ChRL,”- uważa Kinga Dudzińska, analityczka w Programie Europa Środkowa w PISM.

Reklama

„O ile reakcja rządu była dość wyważona i uspokajająca, o tyle biznes na Litwie wydaje się być coraz bardziej zaniepokojony. I tu mamy swego rodzaju dwugłos. Według rządu ograniczenie litewskiego eksportu miało mieć niewielki wpływ na gospodarkę kraju. Jednak statystyki pokazują, że ok. 40 proc. firm odczuwa już skutki chińskich restrykcji, -” uważa wyjaśnia Kinga Dudzińska.

Konflikt na linii Litwa-Chiny został również zauważony w Brukseli. Gdy w grudniu chińskie retorsje wobec Litwy nasiliły się, KE zaczęła interweniować. 8 grudnia 2021 roku wiceprzewodniczący KE Valdis Dombrovskis i wysoki przedstawiciel UE Josep Borrell poinformowali, że Unia formalnie wystąpiła do chińskich władz z pytaniem, czy retorsje nałożone na litewskie firmy, będą miały „charakter systemowy”. Jako odpowiedź na eskalację konfliktu naruszającego swobodę międzynarodowego handlu Bruksela była gotowa użyć przeciwko Chinom tzw. instrumentu przeciwdziałania środkom przymusu (anti-coercion instrument, ACI). Mechanizm ten umożliwia nałożenie sankcji na kraje wywierające gospodarcze naciski na Wspólnotę.

W jedności siła

Teoretycznie Bruksela poparła Wilno w sporze z Pekinem, ale działania nie wyszły poza aspekty polityczne i deklaracje komisarzy. Realnie UE nie dysponuje żadnymi narzędziami, by zapobiegać tego typu sytuacjom w przyszłości. Część krajów UE mniej lub bardziej otwarcie zachęcała Litwę, by ta wycofała się z konfliktu z Chinami.

Zdaniem Jakuba Jakóbowskiego, w obecnej sytuacji „ główna linia obrony powinna być wytoczona przez największe stolice europejskie, w tym wypadku przez Berlin. Niemieckie łańcuchy dostaw były w pierwszej kolejności narażone na chińskie retorsje. Jednak kanclerz Scholz postanowił nie eskalować konfliktu z Chińczykami.”

Podobnego zdania jest Kinga Dudzińska. „Dla Litwy rola polityczna Niemiec w UE po brexicie rośnie i będzie się zwiększać w nadchodzących latach. W wymiarze współpracy gospodarczej RFN jest trzecim partnerem dla Litwy pod względem wielkości wymiany handlowej. Dodatkowo niemieccy żołnierze stanowią główny trzon batalionowej grupy bojowej NATO na Litwie wzmacniającej wschodnią flankę Sojuszu. Dlatego Wilno dbając o jak najlepsze relacje z Berlinem, będzie zapewne minimalizowało skutki odczuwalnych reperkusji Chin dla niemieckich firm.”

Zyski kontra straty

Czy w takim razie Wilno stoi na przegranej pozycji w sporze o tajwańską placówkę handlową? Odpowiedź brzmi i tak, i nie. Najbardziej zainteresowani utarciem nosa Chinom Tajwańczycy nie zasypiają gruszek w popiele. „Współpracując z jedną z najbardziej zaawansowanych gospodarek na świecie, możemy zyskać ogromne możliwości dla litewskich sektorów biznesowych o wysokiej wartości dodanej, takich jak produkcja biotechnologii czy innowacyjnych produktów,” – powiedziała litewska minister gospodarki Auszrine Armonaite podczas konferencji prasowej 11 stycznia.

Tajwan planuje otworzyć nową linię kredytową o wartości 1 mld dolarów na rzecz wspólnych przedsięwzięć gospodarczych z Litwą. Oba kraje podpisały umowy dotyczące współpracy między innymi w przy szkoleniu specjalistów w zakresie produkcji półprzewodników i rozwoju produkcji półprzewodników.

Jest to o tyle istotne, że najważniejszą kartą jaką grają obecnie Tajwańczycy, jest możliwość zbudowania na Litwie fabryki chipów, których tak bardzo brakuje na świecie. Na razie nie przedstawiono żadnych konkretnych projektów, więc trudno powiedzieć, czy mogłoby to w jakikolwiek sposób zrównoważyć relacje litewsko-niemieckie.

„Myślę, że piłka jest nadal w grze, ale trzeba powiedzieć, że ten ostatni miesiąc ograniczenia europejskich łańcuchów dostaw ostudził zapał Litwy do konfrontacji z Chinami,” – uważa Jakub Jakóbowski. Kluczowe będą nadchodzące 2-3 miesiące, w tym czasie Tajwańczycy mają przedstawić konkretne propozycje współpracy z Litwą. Języczkiem u wagi relacji Litwa-Chiny będzie niemiecka polityka zagraniczna i dyskusje, jakie toczą się w nowej koalicji rządowej.

Zieloni i szefowa MSZ Annalena Baerbock chcieliby większego zaangażowania w kwestie niezależności Tajwanu, przestrzegania przez Chiny praw człowieka, czy wykorzystywania gospodarczego pracy przymusowej Ujgurów. Emocje polityczne studzi jednak kanclerz Scholz, który nawiązując do polityki Merkel i otwartego dialogu z Chińczykami, tonuje politykę niemieckiego rządu.

Dawid przegrał z Goliatem?

Litwa przetestowała na żywej gospodarce siłę i determinację Chin. Jakie będą tego długofalowe skutki, trudno przewidzieć. Świat dźwiga się właśnie z kryzysu pandemicznego. Zbyt wiele zależy też od decyzji politycznych Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a te nie bardzo chcą otwierać nowego pola konfliktu z Pekinem.

Samo przesunięcie ciężaru konfliktu między mocarstwami do peryferyjnego państewka na wschodniej granicy Unii Europejskiej jest bardzo wymowne. Jest to eksperyment, jakiemu z uwagą powinien przyglądać się cały świat. Zapewne pierwotnie litewski rachunek zysków i strat wskazywał na zwycięstwo Wilna. Utrata możliwości współpracy handlowej z Chinami była niczym w porównaniu do możliwości nawiązania bliskiej współpracy gospodarczej z jednym z najbardziej rozwiniętych technologicznie państw świata - Tajwanem. Budowa nowoczesnej fabryki chipów znacząco wzmocniłaby pozycję Litwy nie tylko w Unii Europejskiej. Nadchodzące miesiące pokażą, czy Tajwan zdecyduje się zainwestować w produkcję półprzewodników nad Niemnem i Willą.

Każde państwo, które zechce pogłębić współpracę z Tajwanem, najpierw przekalkuluje, czy opłaca mu się zadzierać z Chinami. Globalizacja i zbytnie uzależnienie Zachodu od dostaw z Państwa Środka nie sprzyja zbyt odważnym decyzjom w tej materii. Przełamać impas w relacjach z Pekinem może jednomyślność i wspólne działanie przeciw chińskim sankcjom gospodarczym. Na razie jednak nie ma na to co liczyć. Większość rządów przedkłada bowiem bieżący, czy krótkoterminowy interes gospodarczy swojego państwa nad przyszłe korzyści wynikające z utemperowania chińskich ambicji dotyczących dominacji na globalnym rynku. Ale to dopiero pierwsze starcie starego i nowego światowego porządku ekonomicznego. Czas pokaże, czy zostaniemy wchłonięci przez chińskiego smoka.