- Żart Olafa Scholza wobec Polski
- Gdzie dziś znajduje się polityczne centrum UE?
- Katastrofalna pomyłka Francji i Niemiec
- Historyczne koszmary Polski i państw bałtyckich
- Tallin, Ryga, Wilno i Warszawa są słuchane na całym Zachodzie
Żart Olafa Scholza wobec Polski
W czasie przemówienia w Bundestagu Olaf Scholz rzucił podstępny żart w kierunku partnerskiego kraju, który nie został nazwany, ale łatwo go było zidentyfikować. Niemiecki kanclerz ogłaszał, że pozwoli, aby czołgi wyprodukowane w jego kraju zostały wysłane na Ukrainę. Krok ten poprzedziły miesiące nacisków ze strony partnerów w NATO, szczególnie ze strony Polski.
“Hic Rhodus, hic salta” (dosł. “Tu jest Rodos, tu skacz”, oznacza: “Pokaż, co potrafisz” – przyp. red.). - powiedział Scholz. Powiedzenie to pochodzi z łacińskiej wersji bajki Ezopa. W historii tej atleta powraca do domu i chwali się swoimi osiągnięciami twierdząc, że w czasie wizyty na Rodos skakał dalej niż jakikolwiek inny żyjący człowiek. No dobrze – powiedział sceptyk – jeśli to prawda, to “Tu jest Rodos, tu skacz”.
Adresatem wypowiedzi Scholza była oczywiście Warszawa. Polski rząd, zaledwie tydzień wcześniej, stwierdził, że przekazałby Ukrainie część ze swoich niemieckich czołgów Leopard 2 nawet jeśli Berlin odmówiłby na to zgody.
Słowa rządu w Warszawie były też elementem kampanii wyborczej w Polsce. W obliczu zbliżających się jesiennych wyborów parlamentarnych, populistyczny rząd w Warszawie chce pobudzić swoją bazę wyborczą i brzmieć zarówno antyniemiecko, jak i antyrosyjsko. Na przykład w ramach tyrad wobec Berlina Warszawa domaga się wartych 1,3 bln euro reparacji za II wojnę światową. Z kolei w ramach oporu wobec Kremla, Polska stała się jednym z najbardziej głośnych państw, które wspierają Ukrainę.
Zatem Scholz w Bundestagu mówił innymi słowy: Jeśli wy Polacy macie tak dużo radości, udając przywódców Zachodu w starciu z Kremlem, to pokażcie, co potraficie. Wyślijcie własne czołgi Leopard 2, a potem jeszcze więcej broni. I pokażcie nam, jak zakończyć tę wojnę, skoro na niej jesteście.
Gdzie dziś znajduje się polityczne centrum UE?
Abstrahując jednak od bajek Ezopa, obecnie toczy się prawdziwa debata o tym, gdzie znajduje się polityczne centrum grawitacji w Unii Europejskiej. Wydaje się, że przesunęło się ono w ciągu ostatniego roku na Wschód. W kategoriach względnych w mniejszym stopniu znajduje się ono w „starej Europie” – jak to określił kiedyś były sekretarz stanu USA Donald Rumsfeld – a bardziej w „nowej Europie”, która dołączyła do UE i NATO po zakończeniu zimnej wojny.
Ale to mogłoby prowadzić do dwóch wniosków. Pierwszy jest taki, że Polska i jej bałtyccy sąsiedzi wiodą prym jeśli chodzi o odpowiedź Europy na zachowania Putina. Drugi wniosek jest taki, że państwa te szykują się do kierowania Unią również na bardziej ogólnym poziomie.
Katastrofalna pomyłka Francji i Niemiec
Nie ma wątpliwości, że “nowa Europa” w ciągu ostatniego roku została usprawiedliwiona za swoje wcześniejsze „jastrzębie” podejście wobec Moskwy, a także uzyskała uznanie za taką postawę na świecie, od Brukseli po Waszyngton. Co więcej, o ile Estonia, Łotwa, Litwa, Polska oraz inne państwa regionu miały rację co do Putina, o tyle okazało się, że Niemcy i Francja w katastrofalny sposób się pomyliły.
Przez lata Berlin i Paryż – które postrzegały siebie jako francusko-niemiecki tandem pchający UE do przodu – rozpieszczały Putina i zaprzeczały zagrożeniom płynącym z jego imperialistycznego postrzegania świata. Niemcy nawet zbudowały nie jedną, ale dwie nitki gazociągu, które transportowały surowiec bezpośrednio z Rosji do Niemiec, omijając nie tylko Ukrainę, ale również Polskę.
Historyczne koszmary Polski i państw bałtyckich
Ta niemiecko-rosyjska przyjaźń ożywiła historyczne koszmary w Polsce i państwach bałtyckich. Niemiecko-rosyjskie porozumienia zawsze zawierano się kosztem tych krajów przynajmniej od czasów, gdy Hohenzollernowie, Habsburgowie i Romanowowie dokonali podziału Rzeczpospolitej Obojga Narodów i wymazali ten byt z mapy w XVIII wieku. Największą traumą tych państw był Pakt Ribbentrop-Mołotow z 1939 roku, w którym nazistowskie Niemcy i sowiecka Rosja podzieliły między siebie Polskę i państwa bałtyckie.
Gdy państwa te później dołączyły do Unii Europejskiej i NATO, to w dużej mierze dlatego, aby uciec od Moskwy. W czasie dwóch dekad rządów Putina Polska i państwa bałtyckie cały czas ostrzegały przed Rosją. Ale Bruksela, Berlin, Paryż oraz inne stolice ignorowały te państwa – z „lekceważącą arogancją” – jak wspomina były prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves.
Tallin, Ryga, Wilno i Warszawa są słuchane na całym Zachodzie
Dziś dla odmiany Tallin, Ryga, Wilno i Warszawa są słuchane w całej Unii Europejskiej oraz na obszarze transatlantyckiego Zachodu. Państwa te wiodą prym również pod innym względem. Otóż uwzględniając rozmiar gospodarki, Estonia obdarowała Ukrainę największym wsparciem. Zaraz za nią plasują się Łotwa, Polska i Litwa. Tymczasem Niemcy znalazły się dopiero na 14., a Francja – na 21. miejscu.
Ale ta wiarygodność nie do końca przekłada się na inne rodzaje wpływów. Nie istnieje już “wschodni” blok, któremu państwa te mogłyby przewodzić, tak jak kiedyś w przypadku Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Słowacja i Czechy), gdy państwa ją tworzące łączyły siły w Brukseli. Obecnie państwa te podążają własnymi ścieżkami. Czesi właśnie wybrali Petra Pavela, byłego generała związanego z NATO, na nowego prezydenta. Może on także pomóc zmobilizować Zachód do walki z Moskwą. Ale już węgierski premier Wiktor Orban pozostaje propagatorem Putina, a prezydent Chorwacji Zoran Milanovic również ma tendencję do podążania w inną stronę.
Co więcej, Warszawa, tak samo jak Budapeszt, dużą część politycznej energii wykorzystuje przeciw Brukseli i Unii Europejskiej, podważając praworządność oraz inne demokratyczne instytucje na swoich podwórkach. W efekcie Unia ukarała Polskę i Węgry, wstrzymując wypłatę finansowania łącznej wysokości 148 mld dol. To musi boleć, ponieważ Polska pozostaje jak dotąd największym beneficjentem netto europejskich pieniędzy, a za nią plasują się Grecja i Węgry. Z kolei Niemcy i Francja są największymi płatnikami netto.
Żaden rząd lub kraj nie może sobie rościć prawa do przywództwa w konfederacji, jeśli jednocześnie podważa wartości tej wspólnoty, korzysta z jej finansów i utrudnia zarządzanie.
Władza przesunęła się na wschód UE
Jeśli zatem wydaje się, że władza przesunęła się na wschód Unii Europejskiej, to przyczyny leżą gdzie indziej. Główną z przyczyn jest to, że wszyscy inni potencjalni przywódcy wycofali się w wyścigu. Brytyjczycy opuścili Unię. Włosi zastąpili Mario Dragi’ego – prawdziwego lidera – populistyczną Giorgią Meloni. A jeśli chodzi o ten dawny niemiecko-francuski tandem, to prezydent Macron i kanclerz Scholz ledwo mogą go dosiąść, nie mówiąc już o pchaniu tandemu do przodu.
Tak prezentuje się przygnębiająca konkluzja ezopowego szyderstwa Scholza. Prawda jest taka, że szeroki Zachód ma tylko jednego lidera – to Stany Zjednoczone, zaś Europa nie ma nikogo. Zarówno przyjaciele, jak i wrogowie Scholza równie dobrze mogą odwrócić jego szyderstwo i wskazać na Berlin, Paryż, Brukselę oraz całą UE, mówiąc „Hic Rhodus, hic salta” („Pokaż, co potrafisz” – przyp. red.).
Autor: Andreas Kluth