Więc co tam u was? – zapytała swoich fanów na Face booku kilka dni przed wyborami Sandra Boynton, jedna z najbardziej znanych autorek i ilustratorek książek dla dzieci w USA. Do postu dorzuciła rysunek kota z przerażeniem w oczach, wyglądającego tak, jak gdyby ktoś go właśnie wyciągnął z wirówki. W ciągu dwóch godzin pod wpisem pojawiło się już kilka tysięcy komentarzy. Jako jedna z pierwszych zareagowała Kari McPherson, urzędniczka z Aurory w Kolorado: „Nie jest OK. Chce mi się rzygać, gdy myślę, że Senat zatwierdzi dzisiaj nową sędzię Sądu Najwyższego. Czuję się kompletnie załamana i przerażona tym, co dzieje się dookoła. Syn chce się bawić, a ja chcę zwinąć się w kłębek i płakać, a potem zasnąć i obudzić się w przyszłym roku ze szczepionką i nowym prezydentem”. Większość komentujących przyklasnęła słowom Kari. Nastroje Amerykanów na finiszu tegorocznych wyborów prezydenckich i do Senatu można bowiem opisać trzema słowami: nieufność, strach i pesymizm.

Ukradną moją kartę wyborczą

Amerykanie nie wierzą, że głosowanie będzie uczciwe, bo wyzwaniu nie sprosta poczta, która – ze względu na pandemię – jest w tym roku zaangażowana w wybory o wiele bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości. Jak szacował „New York Times”, na opcję korespondencyjną może zdecydować się w tym roku nawet trzy czwarte wyborców („New York Times”, 2 października br.). Dla porównania cztery lata temu wybrała ją jedna czwarta Amerykanów.
Nieufność wobec poczty cechuje wszystkich, ale zdecydowanie bardziej męczy bazę Trumpa. Nie bez przyczyny. Gospodarz Białego Domu od wiosny prowadzi agresywną kampanię przeciwko głosowaniu korespondencyjnemu: uważa je za „oszustwo” i „największy przekręt w historii”. W zalewie oszczerstw pod adresem jednej z najstarszej amerykańskich instytucji utonęły głosy ekspertów i statystyków. Takich jak Amber McReynolds z ośrodka National Vote at Home i Charlesa Stewarta, dyrektora MIT Election Data and Science Lab. Kilka miesięcy temu opublikowali oni w portalu politycznym The Hill odezwę do Amerykanów zatytułowaną: „Obalmy wreszcie mit o fałszowaniu wyborów korespondencyjnych”. Piszą w niej: „W ostatnich 20 latach Amerykanie oddali korespondencyjnie ponad 250 mln głosów, oszustwo wykazano w 143 przypadkach. Innymi słowy, co siedem lat zdarza nam się jeden fałszywy głos w każdym stanie. Mówimy więc o skali fałszerstwa, która wynosi 0,00006 proc.”.
Reklama

Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP