Każdy, kto śledzi choćby amerykańskie indeksy giełdowe wie, że USA to kraj wykresów szybko i systematycznie pnących się w górę. Nie inaczej było z postpandemiczną recesją. Spadek był co prawda mocny – w drugim kwartale 2020 r. PKB USA zmniejszył się aż o 9 proc. rok do roku, ale recesja trwała raptem dwa miesiące, co więcej – już w drugim kwartale 2021 r. wykres PKB dobił do nominalnych 19,36 bln dolarów, czyli o włos powyżej poziomu z czwartego kwartału 2019 r.

Żeby jednak błyskawicznie wrócić do prawie 19,4 bln dolarów, trzeba było najpierw wydać 4 bln 263 mld dolarów. Tyle bowiem zapisał w Excelu w rubryce „USA” Międzynarodowy Fundusz Walutowy, skrupulatnie liczący pomoc fiskalną rządów w odpowiedzi na pandemię.

Czeki dla wszystkich

Chronologia ustalania wydatków i ich zmian przypomina czytanie książki telefonicznej, niemniej ogólnie rzecz biorąc zarówno pracujący, jak i bezrobotni Amerykanie, dostawali od państwa czeki, wielokrotnie przedłużano też wakacje kredytowe od kredytów hipotecznych i studenckich. Finansowano infrastrukturę, w tym służbę zdrowia i pracę nad szczepionkami. I jak to w USA, plany miały swoje specjalne nazwy.

Reklama

Zaczęło się od prezydenta Donalda Trumpa, który 6 marca 2020 roku podpisał Ustawę o środkach uzupełniających w zakresie gotowości i reagowania na koronawirusa, która jest tym, na co nazwa wskazuje, ale jej koszt to tylko 8,3 mld dolarów, a więc w porównaniu z późniejszą legislacją – niewiele. To samo można powiedzieć o ustawie „Rodziny najpierw” z 18 marca 2020 r. alokującej 3,4 mld dolarów.

Przełomem była dziewieć dni późniejsza Ustawa o pomocy i bezpieczeństwie ekonomicznym w związku z koronawirusem, choć lepiej przytoczyć oryginalną nazwę – Coronavirus Aid, Relief, and Economic Security Act (w skrócie CARES Act). Pod względem kwoty nominalnej to nadal największy pojedynczy pakiet pomocowy w historii USA. 2,3 bln dolarów poszło m.in. na jednorazowe czeki na 1200 dolarów na dorosłego i 500 dolarów na dziecko. Rozszerzono też zasiłki dla bezrobotnych, na pracujących w tzw. gig economy i freelancerów, a wszyscy bezrobotni dostali po 600 dolarów tygodniowo.

CARES Act za 2,3 bln dolarów to nadal największy pojedynczy pakiet pomocowy w historii USA.

Jakby tego było mało, 21 grudnia 2020 r. Kongres przyjął opiewający na 900 mld dolarów pakiet stymulacyjny. Znowu najbiedniejsi Amerykanie, (zarabiający do 75 tys. dolarów rocznie) dostali od państwa czeki, a także na 11 tygodni wydłużono zasiłki dla bezrobotnych, tym razem po 300 dolarów tygodniowo. Uruchomiono też pożyczki dla firm i pomoc dla samozatrudnionych.

Biden podbija stawkę

Joe Biden, nie tylko kontynuował politykę stymulacyjną Donalda Trumpa, ale też uczynił z tych pakietów ważne narzędzie polityczne mające pomóc w odbudowie klasy średniej. Pierwszy był American Rescue Plan z 11 marca 2021 r. za 1,9 bln dolarów. Tym razem czeki dla najuboższych Amerykanów opiewały na 1400 dolarów (taką samą kwotę otrzymywało się jeszcze na osoby na utrzymaniu adresata). Zwiększono też ulgi podatkowe na dzieci, a 300 dolarowe tygodniówki dla bezrobotnych przedłużono do 6 września 2021 r.

W kwietniu 2021 r. prezydent Biden zaprezentował kolejne dwa programy: American Families Plan (AFP) za 1,8 bln dolarów i American Jobs Plan (AJP) za 2,3 bln dolarów. Ten pierwszy to szeroki pakiet socjalny przewidujący między innymi prowadzenie płatnego urlopu macierzyńskiego i chorobowego, bezpłatne przedszkola i dostęp do lokalnych szkół wyższych. Z kolei największą część AJP stanowią wydatki na transport (drogi i mosty, transport publiczny, budowa pojazdów elektrycznych itd.). Drugą pod względem sumy pozycją są wydatki na pomoc starszym i osobom niepełnosprawnym.

„Proponowane plany zaprojektowano, aby sprostać wielu wyzwaniom, które hamują gospodarkę. Wiele z tych wyzwań zostało spotęgowanych przez pandemię, która pogłębiła nierówności dochodowe i miała nieproporcjonalny wpływ na grupy historycznie marginalizowane. W tym kontekście AJP i AFP dokonałyby znacznych inwestycji zarówno w kapitał fizyczny, jak i ludzki, aby pomóc złagodzić te dysproporcje i stworzyć większe możliwości rozwoju gospodarczego. Znaczące inwestycje w infrastrukturę, badania i rozwój, edukację, opiekę nad dziećmi i opiekę domową zwiększyłyby wydajność i wsparły partycypację na rynku pracy” – czytamy we wpisie na IMF Blog, który streszcza konsultacje Funduszu z USA w ramach artykułu IV.

Kolejne biliony dolarów

MFW podkreśla, że oba plany: AJP i AFP zwiększą wydatki budżetowe o kolejne 4,3 bln dolarów przez następną dekadę, ale jednocześnie wejście w życie tych propozycji ma dodać łącznie 5,3 proc. do wzrostu PKB już w latach 2022-2024.

Publikacja z tymi szacunkami ukazała się 1 lipca, a już 10 sierpnia 19 senatorów z Partii Republikańskiej zagłosowało w Senacie razem z Demokratami nad ustawą infrastrukturalną o wartości 1 bln dolarów, co dobrze wróży przyszłości tej legislacji. Co więcej w wyniku politycznych manewrów do tego biliona być może uda dodać się kolejne 3,5 bln dolarów, tworząc razem wart nawet 4,5 bln plan odbudowy infrastruktury fizycznej, ale i nowej pomocy społecznej.

Do biliona dolarów z ustawy infrastrukturalnej być może uda dodać się kolejne 3,5 bln dolarów, tworząc razem wart nawet 4,5 bln plan odbudowy.

Jeśli oba programy wejdą w życie, USA wyremontuje drogi, wodociągi, sieć elektryczną. Amerykanie będą mogli liczyć na tańszy szerokopasmowy internet i nowe ładowarki do aut elektrycznych. Co ważne, będą mogli liczyć też na szerszy dostęp do kosztownej służby zdrowia, do przedszkoli i uczelni.

Wątpliwości co do ilości

Z powyższych akapitów wynika jedno: USA zasypują koronawirusowy kryzys pieniędzmi z wydatków budżetowych, na skalę niespotykaną w żadnej innej dużej gospodarce. I właśnie ta skala zaniepokoiła nawet zwolenników keynesowskiej ekonomii. Spór Summersa z Krugmanem w tej sprawie doskonale wyjaśnił w „OF” Nikodem Szewczyk.

Jednak na tę skalę wydatków publicznych można spojrzeć i z drugiej strony – ze strony ekonomii neoklasycznej. Ekonomista tego nurtu zapytałby pewnie, jak Joe Biden to wszystko sfinansuje. Prezydent i jego otoczenie nie ukrywają, że po przyjęciu pakietów stymulacyjnych przyjdzie czas na uszczelnienie i podwyżki podatków.

Jasno sformułowane są na razie dwie propozycje: powrót stawki podatków dla firm do 28 proc. z 21 proc. i jednocześnie trwa już szeroki lobbing za minimum 21 proc. stawką podatku dla firm na całym świecie, tak aby amerykańskim korporacjom trudno było uniknąć podatków w ojczyźnie. Zapewne te dwa ruchy nie wystarczą aby zbilnasować wydatki, więc miejsca do zaskoczeń fiskalnych jest jeszcze sporo.

Jeszcze ciekawsze jest pytanie o to, czy ogromne wydatki fiskalne bez głębokich reform strukturalnych faktycznie przyczynią się do odrodzenia amerykańskiej klasy średniej. Biorąc pod uwagę fakt, że płace w USA od 2000 roku wzrosły realnie tylko o 7 proc., a np. wydatki na edukację wyższą o ponad 55 proc., a na służbę zdrowia o ponad 60 proc., to nierówności zaszły już chyba zbyt daleko.

Odpowiedź na pytanie, czemu tak się stało, wiążę się pewnie bardziej z działalnością Fed niż Departamentu Skarbu, niemniej szukając w tym tygodniu aluzji do taperingu w wystąpieniu Jerome’a Powella w Jackson Hole (doroczne sympozjum oddziału Fed z Kansas City odbywa się w tym roku w dniach 26-28 sierpnia), warto sobie uświadomić, że i w Kongresie oraz Izbie Reprezentantów decydują się losy programu stymulacyjnego, który może być porównywalny tylko z New Deal.

Marek Pielach