"Polska robi słusznie: nie ufa nam za bardzo, i to jest coś, co reszta Europy powinna naśladować" - powiedział Colby, były zastępca asystenta szefa Pentagonu ds. strategii.

Ekspert, wymieniany przez prasę jako jeden z głównych kandydatów do objęcia czołowej funkcji w możliwej drugiej administracji prezydenckiej Donalda Trumpa, był jednym z gości drugiej edycji waszyngtońskiej konferencji Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych "Polish-US Transatlantic Lookout". Odniósł się w ten sposób do kwestii przyszłej polityki USA w stosunku do Europy wobec zagrożenia wojną z Chinami.

Jak podkreślił, USA mają ograniczone zasoby, radykalne zwiększenie nakładów na obronność jest mało prawdopodobne i dlatego kraj musi nimi odpowiedzialnie zarządzać i nie stać go na jednoczesną konfrontację.

"Uważam, że dobrzy przyjaciele to tacy, którzy są z wami szczerzy (...) My ciągle was za bardzo uspokajamy (...) Indianie przedostają się do naszego fortu, a my mamy ograniczoną liczbę łodzi" - powiedział. Dodał, że Europa powinna "mniej stroszyć piórka, a więcej robić", jeśli chodzi o postawę wobec Rosji. Nie wykluczył, że Europa będzie potrzebować własnego programu wspólnej broni jądrowej.

Reklama

Colby ocenił ryzyko wojny z Chinami jako wysokie i wyraził wątpliwość, czy Tajwan jest w stanie przetrwać chińską inwazję. "Popieram obronę Tajwanu - o ile jest możliwy do obrony" - zaznaczył. Ocenił jednocześnie, że Tajwan nie podchodzi do sprawy poważnie i również powinien brać przykład z Polski, inwestując więcej we własną obronność.

Z oceną stanu przygotowania armii i przemysłów obronnych Europy i USA zgodził się Andrew Michta z think tanku Atlantic Council. W jego ocenie USA zmarnotrawiły swoją siłę m.in. na wojnę w Iraku i doprowadziły do dramatycznego skurczenia się przemysłu obronnego, przez co kraj nie jest dobrze przygotowany na konfrontację z Rosją i Chinami. Dodał, że Europa musi się ponownie radykalnie uzbroić, by była w stanie ponieść większość ciężaru swojej obrony środkami konwencjonalnymi.

"Mamy dziś sytuację, że Europa jest zagrożona przez kraj, który jest bladym cieniem Związku Sowieckiego (...) Wojna na Ukrainie pokazała, że bez USA nie bylibyśmy w stanie zrobić niczego, np. jeśli chodzi o logistykę" - zauważył Michta. Dodał, że zagrożenia ze strony Rosji i Chin są ze sobą połączone, bo "jeśli stracimy wiarygodność na Atlantyku, stracimy wiarygodność (również) na Pacyfiku". Zagrożenie ze strony Rosji nie przeminie i pozostanie ona stałym problemem - zaznaczył.

Chiny szykują się do wojny?

Na ten problem zwróciła uwagę ekspertka PISM Justyna Szczudlik, która oceniła, że ze względu na ogłoszoną przez przywódców Rosji i Chin "przyjaźń bez ograniczeń" oba kraje stanowią nierozdzielne zagrożenie. Zwróciła uwagę, że dużym problemem jest też nadmierna chińska produkcja przemysłowa, która może sugerować, że Xi Jinping szykuje się do wojny.

W ramach innych paneli dyskusyjnych eksperci omawiali m.in. nadchodzący szczyt NATO w Waszyngtonie i perspektywy akcesji Ukrainy, a także odpowiedzi na rosyjskie groźby jądrowe.

Mówiąc o drodze Ukrainy do NATO, były ambasador USA w Polsce Daniel Fried ocenił, że wiele w tej kwestii będzie zależeć od sytuacji na polu bitwy. Zachęcał jednak orędowników ukraińskiej akcesji, by zastosowali się do lansowanej przez administrację prezydenta USA Joe Bidena metafory zbudowania "mostu do NATO" i jak najbardziej zinstytucjonalizowali proces wstąpienia Ukrainy do Sojuszu.

Analityk PISM Daniel Szeligowski wyraził przekonanie, że Ukraina nie będzie usatysfakcjonowana owocami lipcowego szczytu NATO. Jednocześnie ocenił, że trzeba przekonać Rosję, że przystąpienie Ukrainy do Sojuszu jest już przesądzone, bo w praktyce oznaczać to będzie porażkę Moskwy i może doprowadzić do zmiany kalkulacji Kremla.

Mówiąc o rosyjskich groźbach nuklearnych, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak ocenił, że rozmieszczenie przez Rosję broni jądrowej na terytorium Białorusi nie stwarza nowego zagrożenia, biorąc pod uwagę rakiety w obwodzie królewieckim.

"Zacytuję tutaj Jana Pawła II: +nie lękajcie się+" - powiedział wojskowy.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)