- W niecały miesiąc po atakach terrorystycznych, w wyniku których śmierć poniosło 12 osób, centrowa koalicja rządząca w Niemczech zmierza w kierunku zaostrzenia środków bezpieczeństwa skierowanym przeciwko osobom podejrzanym o terroryzm oraz zaostrza kryteria azylowe dla osób starających się o pobyt w Niemczech - pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky.

Chociaż niektóre z proponowanych rozwiązań mogą skorygować zbyt pobłażliwe procedury, inne mogą osłabić ważne dla Niemców z perspektywy historii wolności obywatelskie.

We wtorek minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere reprezentujący partię Angeli Merkel CDU oraz minister sprawiedliwości Heiko Maas z SPD wspólnie zaproponowali wprowadzenie pakietu antyterrorystycznych rozwiązań. Zawiera on możliwość zatrzymywania oraz śledzenia za pośrednictwem specjalnych elektronicznych bransoletek przez służby specjalne obcokrajowców uważanych za „niebezpiecznych”. Ministrowie chcą przedłużenia aresztów odbywających się przed deportacją do 18 miesięcy, dla porównania – obecnie trwa on 3 miesiące. Politycy chcą także zaostrzyć gospodarcze sankcje (jak wycofanie pomocy finansowej) wobec krajów, które nie chcą lub zbyt wolno przyjmują ponownie osoby deportowane z Niemiec. Azylanci, którzy podadzą władzom fałszywe dane osobowe, spotkają się z restrykcjami w poruszaniu się po terytorium kraju – jest to odpowiedź na berliński atak Anisa Amriego, który podróżując po Niemczech posługiwał się 14 fałszywymi tożsamościami, chociaż był podejrzany o terroryzm.

Zaledwie kilka dni temu de Maziere oskarżył SPD o porażkę w zakresie współpracy nad zaostrzeniem środków bezpieczeństwa – centrolewicowa partia rzeczywiście była w przeszłości niechętna ograniczaniu swobód obywatelskich z tego powodu. Jednak obecnie także SPD skręca w „prawo”. Wicekanclerz Sigmar Gabriel po ataku w Berlinie popiera zaostrzenie nadzoru w niemieckich miastach za pomocą kamer, któremu sprzeciwiają się ukierunkowani na ochronę wolności osobistych Niemcy niezależnie od tego, jak pomocny mógłby się okazać dla policji.

Również inne propozycje de Maiziere oraz Maasa są niekomfortowe dla niemieckich liberałów, którzy ciągle przypominają, że kraj nie powinien wracać do stanu totalnego nadzoru z historii najnowszej. Wskazują oni, że areszt dla „niebezpiecznych” jest pozbawieniem wolności osób, którym nie udowodniono winy. Trudno usprawiedliwić różnicowanie „niebezpiecznych” obcokrajowców i osób posiadających niemiecki paszport: tego typu dyskryminacja wspiera ideę, że imigranci stanowią większe zagrożenie, chociaż oczywiste jest, że to nieprawda. Terrorysta, który zastrzelił w Monachium w lipcu zeszłego roku 9 osób urodził się w Niemczech. Poza tym nie ma sposobu, by deportować członków neonazistowskich terrorystycznych grup. Pojawi się zapewne wiele argumentów o efektywności nowych przepisów, jednak znowu – jeden z zabójców księdza z Normandy z zeszłego roku nosił specjalną bransoletę bezpieczeństwa.

Reklama

Politycznie rzecz ujmując; rządząca koalicja popełnia błąd utożsamiając dwa problemy: terroryzm i niechęć Niemców do przyjmowania imigrantów. Można zrobić wiele, by rozwiązać te problemy osobno.

>>> Polecamy: Polityczny biespriedieł. Gdzie leży granica działań Rosji?

Na początku tego miesiąca de Maziere zaproponował wzmocnienie federalnej policji kosztem lokalnych organów ochrony porządku publicznego argumentując, że nie mają one wystarczającego zasięgu, by ścigać podejrzanych po terytorium całego kraju. Został skrytykowany zarówno przez lewicę, jak też zwolenników zwiększenia bezpieczeństwa z konserwatywnych państw. Muszą jednakże istnieć sposoby na zapewnienie lepszej koordynacji pomiędzy krajowymi a federalnymi służbami bezpieczeństwa: zintegrowane bazy danych, płynne przekazywanie podejrzanych czy sprawniejsza wymiana informacji. Nie byłoby to tym samym co wprowadzenie ściśle scentralizowanej struktury dowodzenia, nie wspominając już o nadzorze, ale mogłoby pomóc w ściganiu takich osób jak Amri.

Kwestia deportacji została poruszona w aktualnie toczonej debacie, ponieważ Amri przed dokonaniem zamachu oficjalnie oczekiwał na odesłanie do Tunezji. Kraj ten jednak powolnie rozwiązywał problemy z dokumentacją, początkowo utrzymując, że Tunezyjczyk nie jest obywatelem ich kraju. Jednak Niemcy nie mają trudności z deportacją osób, które są podejrzane o terroryzm: problemem jest to, że takich osób jest zbyt wiele. Utrzymanie ich jest kosztowne, a grupy przestępcze oraz organizacje terrorystyczne mogą wykorzystywać oczywiste słabości rządu w odsyłaniu tego typu osób do ojczyzn.

W zeszłym miesiącu firma doradztwa strategicznego McKinsey zaprezentowała niemieckiemu rządowi propozycje mające usprawnić proces usuwania z kraju osób, które nie otrzymały azylu oraz imigrantów. Kopię raportu otrzymał dziennik „Die Welt”. Wynika z niego, że niemiecki rząd nie jest wystarczająco restrykcyjny w kwestii stosowania przepisów wobec imigrantów, którzy w świetle prawa powinni zostać wydaleni, jednak jak Amri, nie zostali odesłani z kraju z biurokratycznych powodów. Przepracowanym pracownikom służb zajmujących się migracją łatwiej jest wydać tymczasowe prawo do pobytu, niż dowiedzieć się, czy osoba bez prawa do azylu w pełni współpracuje w uzyskaniu odpowiednich deportacyjnych dokumentów.

McKinsey twierdzi też, że niemieckie służby zajmujące się migracją potrzebują lepszej koordynacji. Podobnie jak w przypadku policji niemiecka federalna administracja jest zbyt rozlazła, a landy nie zawsze mają odpowiednie środki do podjęcia szybkiego i efektywnego działania.

Z raportu wynika również, że Niemcy powinny aktywniej współpracować z ojczystymi krajami imigrantów; echem tego jest propozycja wycofywania międzyrządowej pomocy krajom imigrantów złożona przez Maasa.

Chociaż Niemcy zwiększyły liczbę odsyłanych do domów siłą i dobrowolnie imigrantów (wzrosła ona zdaniem McKinseya z 28 tys. w 2014 roku do 85 tys. w poprzednim), liczba „tolerowanych” obcokrajowców rośnie. Nie jest to normalna sytuacja, abstrahując nawet od terrorystycznego zagrożenia. Niemcy nigdy nie podpisywały się pod przyjmowaniem każdego, kto chciał tam żyć. Dotyczy to także uchodźców opuszczających strefy objęte konfliktami zbrojnymi oraz masowymi represjami. Kraj potrzebuje przepisów i procedur, które umożliwią odsyłanie niechcianych osób, szczególnie mających na swoim koncie przestępstwa, z powrotem do miejsc, z których przybyły.

Rządzące partie mogą popełniać polityczny błąd. Nic nie wskazuje na to, że po ataku w Berlinie Niemcy są bardziej, niż w przeszłości zagrożone terroryzmem. Nadal ufają policji, która w ostatnim zwiększyła czujność i skuteczność. Łączenie deportacji z terroryzmem jest silnym politycznym narzędziem, które może zostać usprawiedliwione przez stające się coraz bardziej lękliwym i skłaniającym ku populizmowi społeczeństwem. Jednak sondaże stale pokazują, że rządząca koalicja nadal może uzyskać większość w parlamencie, a popularność głównych partii od miesięcy pozostaje na stałym poziomie.

Być może Merkel i jej koalicyjni partnerzy nie ufają sondażom, nie ma jednak wyraźnego powodu by mieszać kwestie bezpieczeństwa i imigracji i decydować się na wprowadzanie restrykcyjnych rozwiązań. Lepsza koordynacja służb na terenie całego kraju nie jest politycznie seksownym tematem, jednak może okazać się skuteczna w rozwiązaniu problemów i przeprowadzeniu Niemiec przez tegoroczne wybory bez większych wstrząsów.

>>> Czytaj też: Bezprecedensowa walka o fotel przewodniczącego Parlamentu Europejskiego