Sobotnia decyzja amerykańskich polityków o przyznaniu Ukrainie 61 mld dolarów, między innymi na zakupy uzbrojenia, odbiła się na świecie szerokim echem. Gdy zachodni świat się cieszył z przełamania amerykańskiego impasu, Rosjanie zareagowali bardzo nerwowo.

Broń dla Ukrainy jest już w Polsce? Zaskakujące doniesienia z USA

Rzecznik Kremla Dmitij Pieskow zachował się jeszcze dość powściągliwie, twierdząc, że dofinansowanie to „jeszcze bardziej zrujnuje” Ukrainę i przyczyni się do wzrostu liczby ofiar śmiertelnych w konflikcie. O wiele mniej delikatny był były rosyjski prezydent, a obecnie zastępca szefa Rady Bezpieczeństwa Rosji, Dmitrij Miedwiediew.

Reklama

„Nikt nie miał wątpliwości, że prawodawcy amerykańscy zaakceptują <pomoc> dla bandy neonazistów. To było głosowanie radosnych jankeskich parszywców za przedłużeniem wojny domowej rozdzielonego narodu, naszego wcześniej wspólnego kraju i za maksymalne zwiększenie liczby ofiar tej wojny” – napisał w mediach społecznościowych Miedwiediew.

I gdy rosyjscy politycy grzmią, brytyjskie media ujawniają kulisy planowanych dostaw uzbrojenia na Ukrainę. Co prawda do ich rozpoczęcia konieczna jest jeszcze zgoda Senatu USA i podpis prezydenta Joe Bidena, to jak donosi „Financial Times”, pierwsze dostawy przekroczyć mogą polsko-ukraińską granicę chwilę po spełnieniu wszystkich formalnych wymogów.

„Zachodni urzędnik przekazał, że znaczna część uzbrojenia została zmagazynowana w Rzeszowie w Polsce niedaleko ukraińskiej granicy, co sugeruje, że może ona zostać szybko przewieziona do Kijowa” – podaje brytyjska gazeta.

Polska na celowniku Rosjan. „Widać, że się wściekli”

Jednoznaczne wskazanie Polski jako miejsca, gdzie duża część uzbrojenia już czeka na dostarczenie na Ukrainę, niepokoi nieco specjalistów. W ocenie Roberta Chedy, byłego oficera Agencji Wywiadu, teraz powinniśmy mieć oczy naokoło głowy, bo Rosjanie mogą chcieć się zemścić.

- Rosjanie mogą teraz pewne działania zintensyfikować, chcieć pokazowo coś zrobić w odpowiedzi na amerykańską decyzję, bo widać było gołym okiem, że się wściekli. Dla Rosjan jakiś wybuch, wysadzenie składu, to żadna nowość. Oni to robili w Czechach, na Ukrainie, w Bułgarii – wyjaśnia w rozmowie z Forsal.pl Robert Cheda, były analityk Agencji Wywiadu.

Wskazuje on przykład Ukrainy, gdzie zaraz po rosyjskim ataku ujawniły się przeróżne grupy dywersyjne i jest przekonany, że również na terenie Polski znajdują się rosyjskie jednostki przygotowane do podjęcia konkretnych zadań.

- Rzeszów od dawna jest na celowniku i nieprzypadkowo w tej okolicy spadają rakiety. To jest sygnał, sondowanie naszej obrony. W tej chwili Rosjanie opracowują, albo mają już plany uderzeń. Pytanie, kiedy uderzą, to tylko kwestia politycznej decyzji na najwyższym szczeblu. Jeśli będą chcieli eskalować, to coś wysadzą w powietrze – uważa Robert Cheda.