Rozwój systemu digitalizacji Akt Postępowań Przygotowawczych (iSDA) robiony dla Prokuratury Krajowej. Wartość systemu: 103 mln zł. Do końca 2016 r. beneficjent miał zgodnie z planem prac wydać 600 tys. zł. Wydał: 0, słownie: zero złotych. I nie jest to odosobniony przypadek.

Mija już półtora roku od czasu, gdy w ramach konkursu z Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa w działaniu 2.1 wybrano 17 dużych projektów z konkretnymi pomysłami na e-administrację. Są jednak poważne problemy z tempem prac i rozliczania wydatków. Łącznie na tych 17 projektów – w tym m.in. chmurę obliczeniową dla Ministerstwa Finansów za 192 mln zł, Platformę Usług Elektronicznych Służby Cywilnej za 157 mln czy Zintegrowaną Platformę Identyfikacji i Weryfikacji Zjawisk Przestępczości Ubezpieczeniowej za 35 mln dla Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego – zakontraktowano 1 mld 447 mln zł. Ale do końca ubiegłego roku beneficjenci ponieśli kwalifikowane (czyli uznane za zasadne i rozliczone) wydatki o wysokości… 56 mln zł.

To wiele poniżej minimum, wyznaczonego na poziomie 91,4 mln, które przyjęto w bardzo liberalnym harmonogramie, dając czas na organizację przetargów i wstępne prace. Co więcej, jak przed kilkoma dniami na Komitecie ds. Cyfryzacji ostrzegała Wanda Buk, szefowa Centrum Projektów Polska Cyfrowa, czyli instytucji odpowiedzialnej za pilnowanie dotacji na cyfryzację, mamy już na starcie poważne opóźnienia. Przekroczono już daty tzw. punktów ostatecznych, 52 „kamieni milowych”, czyli szczegółowo wskazanych w harmonogramach momentów, w których powinny być wykonane konkretne zadania. To na ich podstawie raportujemy Komisji Europejskiej to, jak nam idzie budowanie e-administracji. Spośród 17 systemów tylko w jednym nie ma opóźnień.

Wanda Buk w rozmowie z nami nie ukrywa, że jest źle: – Jest naprawdę trudna sytuacja. Owszem, mamy kontraktację na półtora miliarda złotych z ogółu zaplanowanych na to działanie 3,6 mld zł, więc wydawać by się mogło, że są postępy. Ale faktyczne wydatki beneficjentów po półtora roku są tak małe, tak bardzo nie widać postępów w pracach, że zaczynam się poważanie obawiać o przyszłość tych dotacji – mówi Buk. Jej zdaniem lepiej jest w pierwszej osi POPC, czyli dotacjach na budowę interenetu szerokopasmowego i w osi trzeciej – na walkę z wykluczeniem cyfrowym. – Najbardziej problematyczna, podobnie jak w poprzedniej perspektywie, jest e-administracja, a szczególnie działanie 2.1 zaplanowane dla dużych, najważniejszych systemów – dodaje szefowa CPPC.

Reklama

To, co dzieje się przy tych systemach, niebezpiecznie zaczyna przypominać poprzednią perspektywę unijną i plany budowy dużych e-systemów z czasów rządów PO. Wtedy problemy też zaczęły się od opóźnień w ogłaszaniu i rozstrzyganiu przetargów. A po tym, gdy projekt był wybrany i zaakceptowany, kolejnych próbach zmian w założeniach, czym ma być, do czego służyć i jak ma być zbudowany. A potem zrobiło się tylko gorzej. Ciągnące się czasem latami przetargi, kontrole Urzędu Zamówień Publicznych, niedotrzymywane kolejne terminy, zrywne umowy z wykonawcami i wreszcie infoafera, która wykazała, że przy kilku kluczowych projektach doszło do korupcji.

By tym razem nie dopuścić do takiego scenariusza zamiast „listy indykatywnej” projektów, czyli odgórnego wskazania przez rząd, co ma być budowane z dotacji unijnych, zdecydowano się na konkurs. O dotacje między sobą miały walczyć e-systemy różnych ministerstw i instytucji centralnych. – Okazało się jednak, że choroba jest wciąż taka sama, czyli urzędnicy najpierw planują bez głębszego przemyślenia, po co im konkretny system, byleby zgłosić się po pieniądze. A potem zaczynają kombinować i próbować zmieniać założenia zamówienia. Dokładnie z taką sytuacją mamy obecnie do czynienia – mówi nam Wiesław Paluszyński z Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji.

Jeden z beneficjentów wręcz próbował z dotacji, jakie są przecież przeznaczone na budowę e-systemu, sfinansować także budowę nowego budynku. Potem się z planu wycofał, a jeszcze później do niego powrócił. Zaś w Głównym Urzędzie Geodezji i Kartografii, będącym jednym z większych beneficjentów działania 2.1, doszło na jesieni do fali dymisji. Odwołano dyrektorów departamentu informatyzacji i rozwoju Państwowego Zasobu Geodezyjnego i Kartograficznego oraz pięciu innych departamentów i dyrektor generalną. Efekt: prace nad ich systemami stanęły. I tu znów mamy analogię do poprzedniego rządu. Wtedy również np. przy systemie dla eZdrowia kilka razy wymieniano odpowiedzialną ekipę.

– Niestety administracja niewiele się nauczyła. Wciąż jest problem z zatrudnieniem ekspertów. Sektora publicznego nie stać na opłacenie fachowców, którzy w prywatnych firmach dostają trzy razy większe pensje – rozkłada ręce specjalista, który kilka miesięcy współpracował z jednym z ministerstw, ale zdecydował się wrócić do pracy w komercyjnej firmie.

– Nawet jeżeli są zatrudniani ludzie z prywatnego sektora, to niestety na zasadnie outsourcingu zespołów do konkretnych zadań. To o tyle niebezpieczne, że gdy projekt się skończy, ludzie odchodzą i jeżeli coś nie będzie działało, to nie będzie nawet kogo pociągnąć do odpowiedzialności – dodaje Paluszyński.

Sytuacja w działaniu 2.1 POPC jest już na tyle trudna, że resort cyfryzacji zdecydował się podjąć specjalne kroki i wrócić częściowo do listy indykatywnej, czyli finansowania systemów wskazanych przez rząd. Jak się dowiedzieliśmy, zwrócił się do Komisji Europejskiej o zgodę na takie dotacje dla sześciu e-usług, które mają powstawać pod nadzorem ministerstwa.

>>> Polecamy: Polacy masowo przenoszą numery komórkowe. Play króluje w rankingach