Kurdowie mogą być jednym z czynników, które przesądzą o wyniku niedzielnego referendum w Turcji w sprawie zmiany systemu politycznego z parlamentarnego na prezydencki - oceniają eksperci. Głosem tej mniejszości jest partia HDP i jej lider, Selahattin Demirtas.

Spot prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP) nakręcony na użytek kampanii przeciw zmianie systemu politycznego Turcji z parlamentarnego na prezydencki pokazuje rozmowę o referendum w tej sprawie, prowadzoną między małym chłopcem a filmowanym z dystansu mężczyzną.

Nie widać twarzy mężczyzny, ale jego ubiór i sposób poruszania się nie pozostawiają wątpliwości - to Selahattin Demirtas, przebywający od kilku miesięcy w więzieniu przywódca HDP. Gra go wynajęty przez partię aktor.

"Za każdym razem, gdy widzę ten spot, ogarnia mnie smutek” – mówi PAP dziennikarka Leyla, sama zaangażowana w kampanię przeciw zmianie konstytucji, do której namawia turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan. "Demirtas jest jednym z moich ulubionych polityków. Jako jedyny dorównuje charyzmą Erdoganowi, którego nie cierpię. Fakt, że Erdoganowi udało się zredukować Demirtasa do statusu człowieka-ducha, jest dla mnie tragicznym symbolem rzeczywistości, w jakiej obecnie żyjemy” - dodaje.

Kurdowie, etniczna mniejszość zamieszkująca głównie południowo-wschodnią Turcję, stanowią prawie 20 proc. obywateli kraju. Ci bardziej konserwatywni zwykle popierają rządzącą islamską Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), ale w ostatnich kilku wyborach coraz więcej przedstawicieli kurdyjskiej mniejszości głosowało na HDP.

Reklama

To właśnie ta partia w 2015 r. stanęła na drodze niezwyciężonego dotąd Erdogana, powstrzymując AKP, której jest założycielem, od uzyskania absolutnej większości w parlamencie, a tym samym od możliwości zmiany systemu politycznego Turcji drogą parlamentarną.

Wkrótce w Turcji doszło do zerwania negocjacji pokojowych między rządem a terrorystyczną organizacją Partia Pracujących Kurdystanu (PKK), a następnie do ponownej eskalacji turecko-kurdyjskiego konfliktu zbrojnego na południowym wschodzie.

Sam Erdogan zaczął coraz częściej oskarżać polityków HDP o popieranie PKK i współpracę z nią. W maju 2016 r. parlament zniósł immunitet 138 posłów, w większości deputowanych HDP. Jesienią policja rozpoczęła wśród nich aresztowania.

Według Haluka Agabeyoglu, który koordynuje obserwatorów HDP w stambulskich lokalach wyborczych w niedzielnym referendum, w tureckich więzieniach znajduje się obecnie ok. 8 tys. członków tej partii.

"W więzieniu siedzi wielu naszych czołowych działaczy. Szczególnie teraz, gdy musimy zmobilizować jak najwięcej ludzi do walki w referendum, jest to olbrzymia dziura, którą trudno wypełnić. Dobrze, że w naszych szeregach jest tak wielu ludzi wierzących w sens tego, co robimy, inaczej nie bylibyśmy w stanie funkcjonować. W niedzielę w Stambule HDP będzie miało ponad 27 tys. obserwatorów. Jak na partię, która obecnie znajduje się właściwie pod ciągłym atakiem Erdogana, to bardzo dobry wynik” - ocenia w rozmowie z PAP Agabeyoglu.

Aresztowanie Demirtasa i innych przywódców HDP interpretuje on jako celowe działanie rządu AKP mające osłabić ugrupowanie, które dotąd skutecznie mu się przeciwstawiało.

"Demirtas to bardzo popularny polityk. Może zainspirować tysiące ludzi. Odebranie mu głosu w tak kluczowym momencie bardzo nas osłabiło. Co gorsza, nikt nie wie, jak długo będzie w więzieniu. Nawet jego prawnicy nie są w stanie nam tego powiedzieć, bo tak naprawdę nie ma powodów, żeby go tam trzymać" - zauważył działacz HDP.

Mimo to Agabeyoglu jest przekonany, że większość Kurdów w referendum poprze stanowisko HDP i jej przewodniczącego, głosując przeciw zmianie systemu politycznego. "Nasi działacze pracują bez ustanku. Ciągle jesteśmy w kontakcie z naszymi ludźmi i wiemy, co myślą o tym referendum” – mówi.

"Tegoroczne obchody Newroz (kurdyjskie Święto Wiosny 21 marca - PAP) przyciągnęły rekordowe tłumy. O wiele większe niż te, które oklaskiwały Erdogana na wiecu w Diyarbakirze dwa tygodnie temu. Myślę, że Erdogan nigdy nie widział tak niewielu ludzi. Po tym, co nam zrobił, nasi ludzie nie chcą go słuchać" - podkreśla Agabeyoglu.

Według międzynarodowych organizacji humanitarnych od lata 2015 r. ponad 2 tys. ludzi zginęło, a ponad 500 tys. zostało przesiedlonych na południowym wschodzie Turcji w wyniku zbrojnego konfliktu między tureckim wojskiem a PKK. Sur - objęta ochroną UNESCO staromiejska dzielnica Diyarbakiru - została prawie całkowicie zrównana z ziemią. Wielu demokratycznie wybranych przedstawicieli władz lokalnych zastąpili specjalni zarządcy, wyznaczeni przez Ankarę.

Podczas wiecu Erdogana w Diyarbakirze 1 kwietnia Erdogan apelował do Kurdów o poparcie w referendum, nazywając siebie "strażnikiem pokoju i wolności", któremu powinni zaufać. Wkrótce potem kurdyjskie media społecznościowe zapełniły się żartami na temat tej wypowiedzi, wskazując na datę wiecu i twierdząc, że "to był żart na Prima Aprilis”.

Jednak Ali Carkoglu, profesor nauk politycznych na stambulskim Uniwersytecie Koc, uważa, że panująca od dwóch lat sytuacja w regionie nie tylko utrudni Kurdom wzięcie udziału w referendum, ale też dowiedzie utraty zaufania do HDP. "W mojej ocenie absencja (wyborcza) na południowym wschodzie będzie w niedzielę o wiele wyższa niż w 2015 r. Ludzie po prostu zignorują to referendum. HDP od dwóch lat nic dla nich nie zrobiła. Nie ma więc powodu, by mieli ją poprzeć” - podkreśla Carkoglu.

Tymczasem kurdyjski taksówkarz od lat mieszkający w Stambule mówi PAP, że w jego rodzinie wszyscy zagłosują w referendum na "nie". "Mamy dość słuchania przemówień Erdogana 24 godziny na dobę" – mówi taksówkarz. "Holandia... Niemcy... USA... Przecież on już wszystkich poobrażał" – dodaje.

Spot HDP jest w Turcji pokazywany tylko przez dwie stacje telewizyjne – Fox News i CNN Turk.

>>> Czytaj też: Fala migracyjna znów uderzy na Europę? Turcja zagroziła, że umowa z UE może być zawieszona