Do tego, aby utrzymać niski deficyt finansów publicznych i nie zwiększać nadmiernie długu, potrzebny jest polityczny konsensus. Tym bardziej że utrzymanie finansów państwa w ryzach w okresie kryzysu będzie bardzo trudne.
Według rządowego planu wejścia do strefy euro Komisja Europejska będzie nas rozliczać w połowie 2011 roku ze spełnienia wszystkich wymogów ekonomicznych. KE będzie brała pod uwagę nie tylko sam fakt osiągnięcia wymaganego wskaźnika, ale też może analizować, czy jest to zjawisko trwałe.

Budżet trzeszczy w szwach

W polskim przypadku spełnienie kryterium fiskalnego jest w znacznym stopniu uzależnione od decyzji politycznych.
Reklama
- Dlatego w tej chwili kryterium fiskalne jest zagrożone - mówi Stanisław Gomułka, ekspert ekonomiczny Business Centre Club.
- Jego spełnienie zależy przede wszystkim od woli polityków, bo można to w zasadzie zrobić w każdych warunkach ekonomicznych - dodaje.
Gomułka uważa, że Polska może mieć problem z trwałym spełnianiem kryterium fiskalnego, bo na razie nie zanosi się na konsensus polityczny w tej sprawie. Instytucje europejskie, oceniając stabilność spełniania przez Polskę kryterium deficytu, mogą mieć poważne wątpliwości, czy w Polsce jest w tej sprawie polityczna zgoda, skoro największa partia opozycyjna postuluje w swoim pakiecie antykryzysowym zwiększenie deficytu budżetowego do 25 mld zł.
- Ze strony PiS pada sugestia, żeby podwyższać deficyt budżetowy. Rząd na razie mówi: nie, ale tak naprawdę nie wiadomo, co powie za pół roku, gdy okaże się, że mamy duży ubytek dochodów - mówi Gomułka.
Problemem rządu mogą być też napięcia społeczne. Ich nasilenia można się spodziewać wraz ze wzrostem bezrobocia. A to z kolei jest bardzo prawdopodobne w warunkach spowolnienia gospodarczego.

Oprzeć się pokusie

Według ekonomistów rząd musi być odporny na żądania niektórych grup społecznych i oprzeć się pokusie luzowania polityki fiskalnej na fali podobnych praktyk w Unii. Większość rządów państw rozwiniętych zwiększa wydatki publiczne, by poradzić sobie z kryzysem. Ekonomiści już dziś spodziewają się, że czołowe państwa strefy euro wypadną poza 3 proc. PKB ze swoimi deficytami.
Polski rząd oficjalnie trzyma się ścieżki obniżania tego deficytu, ale jeśli deficyt budżetu w tym roku będzie większy niż zaplanowane 18,2 mld zł, wówczas wiarygodność planu z programu konwergencji może zostać poważnie nadszarpnięta.
Nadzieja w tym, że aby przekonać o stabilności kryterium fiskalnego, rząd niekoniecznie musi schodzić z deficytem sektora general government poniżej 3 proc. PKB. Jeśli zdoła udowodnić, że jest w stanie to zrobić w dającej się przewidzieć perspektywie, Komisja Europejska może to zaakceptować.

Dług publiczny bezpieczny

Stosunkowo bezpiecznie wygląda druga składowa kryterium fiskalnego, czyli poziom długu publicznego. Na razie nie przekracza on u nas 50 proc. PKB, w 2008 roku sięgnie około 46 proc. PKB.
Ekonomiści zwracają jednak uwagę, że pogarszająca się sytuacja fiskalna musi mieć wpływ na poziom wielkości długu, a inwestorzy będą wyżej wyceniać ryzyko kupowania polskich obligacji. I dlatego tak ważne jest utrzymanie wiarygodności Polski jako stabilnego dłużnika.
- Naszym obowiązkiem jest prowadzenie takiej polityki, która przekona rynki, że jesteśmy wiarygodnym dłużnikiem. Jedyną drogą wiodącą do tego celu jest dyscyplina finansów państwa. To znaczy m.in. także niski deficyt budżetowy - mówi minister finansów Jacek Rostowski. - Gdybyśmy zwiększyli deficyt, to nasza wiarygodność jako dłużnika byłaby mniejsza. Musielibyśmy zapłacić większe odsetki od długu, a wydatki budżetowe na cele socjalne i rozwojowe musiałyby spaść - dodaje.
Potencjalnym zagrożeniem, które Komisja Europejska może brać pod uwagę przy ocenie stabilności tego kryterium, mogą być też niektóre elementy rządowego planu antykryzysowego. Na razie samo zwiększenie limitu gwarancji i poręczeń w budżecie do 40 mld zł z 15 mld zł jeszcze nic nie znaczy.
- Nawet jeśli udzielimy gwarancji na całe 40 mld zł, to nie obciąży to ani kosztów obsługi, ani poziomu zadłużenia. Gwarancje nie powiększają długu ani jego kosztów, dopóki nie są wymagalne - mówi wiceminister finansów Katarzyna Zajdel-Kurowska.

Stopy procentowe na krawędzi

Kwestia wiarygodności Polski na rynkach międzynarodowych ma też znaczenie dla kryterium długoterminowej stopy procentowej.
- Spełnienie tego kryterium może być problemem, bo teraz preferowane są obligacje w strefie euro jako bezpieczne. Polskie papiery nie mają do końca takiej opinii - mówi Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers. I dodaje, że kłopot z długoterminowymi stopami procentowymi może się sam rozwiązać, gdy wzrośnie prawdopodobieństwo, że Polsce uda się przyjąć euro.
Aby to kryterium spełniać stabilnie, potrzebna jest jednak odpowiednia tzw. policy mix, czyli dopasowanie polityki fiskalnej i monetarnej. W polskich warunkach oznacza to zacieśnianie polityki budżetowej rządu umożliwiające obniżanie stóp procentowych. Mówiąc inaczej, obniżanie deficytu spowoduje mniejsze potrzeby pożyczkowe państwa, przez to rząd będzie mógł wybierać lepsze oferty na rynku długu, czyli np. sprzedawać obligacje po niższych rentownościach. RPP, obniżając stopy, będzie natomiast w ten sposób wpływać na spadek stóp rynkowych.
- Dzięki deficytowi rzędu 18,2 mld zł rząd tworzy przestrzeń do obniżek stóp - uważa minister Rostowski. - Podejrzewam, że decyzje RPP o obniżkach stóp byłyby dużo trudniejsze, gdybyśmy podwyższyli tegoroczny deficyt o 2-3 mld zł - ocenia szef MF.

Inflacja pod znakiem zapytania

RPP będzie miała jednak nie lada orzech do zgryzienia, by przy łagodzeniu polityki monetarnej nie przesadzić, co mogłoby zaszkodzić kryterium stabilności cen. Ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę, że kryterium może zostać zaniżone przez drastyczny spadek inflacji w krajach UE.
Zdaniem Grzegorza Maliszewskiego, ekonomisty Banku Millennium, spełnienie kryterium nie jest wcale takie oczywiste, bo tempo spadku inflacji w Unii Europejskiej może być szybsze niż dynamika w Polsce.
- Presja popytowa maleje tam stosunkowo szybko. U nas też będzie mniejsza, ale to będzie stopniowy proces - mówi Maliszewski.
Dodatkowym zagrożeniem dla polskiego wskaźnika inflacji są jeszcze ceny regulowane.
- Mamy problem od strony cen energii. One silnie rosną. Tego problemu nie ma w krajach unijnych. Impuls inflacyjny ze strony tych cen może być istotny - mówi Dariusz Winek, ekonomista BGŻ.

Korytarz zbyt ciasny dla złotego

Teoretycznie stosunkowo najprościej przekonać Komisję Europejską o stabilności kursu. To wynika z mechanizmu kryterium kursowego - wystarczy wprowadzić złotego do korytarza ERM2 i utrzymywać go tam przez dwa lata. Problem w tym, że w obecnych warunkach może to być bardzo kosztowne.
- Przy tak rozchwianych rynkach Polska nie jest w stanie utrzymać się w wężu walutowym - mówi Marcin Piątkowski, ekonomista Akademii Leona Koźmińskiego. Jego zdaniem próby korytarza walutowego nie spełniłoby nawet samo euro, gdyby je powiązać z dolarem.
- Euro straciło od lipca ubiegłego roku do dolara około 20 proc. Skoro EBC nie jest w stanie ustabilizować kursu euro w obecnych warunkach, to nie można tego wymagać od NBP - mówi Piątkowski.
- Będąc w ERM2, NBP byłby zmuszony do interweniowania, by kurs złotego nie wypadł poza pasmo wahań. Pytanie, czy byłby to w stanie robić konsekwentnie przez dwa lata - mówi Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers.
Według Kwietnia złoty w ERM2 mógłby sobie poradzić nie tylko dzięki wsparciu EBC, ale też dzięki zmianom poziomu parytetu centralnego w czasie obowiązywania mechanizmu.
- Taka praktyka nie przekreśla ERM2, Słowacy dwukrotnie przesuwali parytet. Rzecz w tym, że robili to ze względu na umocnienie korony. Nie wiadomo, jak zareagowałaby Komisja, gdybyśmy chcieli to zrobić ze względu na osłabienie złotego - mówi Kwiecień.