Hiszpański bank Santander postanowił, że wynagrodzi klientom straty poniesione przez inwestycje powiązane z Bernardem Madoffem. Santander nie chce procesów, jego oszukani klienci otrzymają akcje banku. Bank Santander jest pierwszą instytucją finansową, która idzie na ugodę z klientami pokrzywdzonymi w aferze Madoffa.

Nagła zmiana frontu

Jak podsumowują francuskie „Les Echos”, wartość odszkodowania wypłaconego przez Santander swoim klientom będzie równa środkom zaangażowanym przez nich początkowo w inwestycje powiązane z Madoffem. Cała kwota, na jaką bank wyemituje akcje, by pokryć straty klientów to 1,38 mld euro z aktywów wartych 2,33 mld euro. Ale Santander stawia warunek – klienci, którzy pójdą na ugodę, nie pójdą do sądu. W zamian za preferencyjne akcje bank ma rocznie wypłacać 2 proc., ponadto po 10 latach bank miałby te akcje wykupić. W Stanach Zjednoczonych trwa dochodzenie prowadzone przez sąd federalny w Miami przeciwko bankowi Santander, oskarżanemu przez klientów o niedokładną weryfikację inwestycji w spółki Madoffa.

A jeszcze w grudniu bank Santander twierdził, że nie ma mowy o wypłacie odszkodowań. Prasa sarkastycznie przypomina wypowiedź prezesa banku: „jeśli w pełni nie rozumiesz instrumentu, w który chcesz zainwestować, nie kupuj go”. Problem jednak w tym, że podobnie jak w przypadku amerykańskich toksycznych aktywów bazujących na kredytach subprime, na Madoffie mogli stracić nie tylko najzamożniejsi i – teoretycznie – najlepiej znający rynek inwestorzy. W tarapatach mogli znaleźć się klienci całkiem zwykłych funduszy inwestycyjnych, które inwestowały w inne fundusze (czyli funduszy funduszy), zakładając, że informacje udostępniane w sprawozdaniach finansowych są wiarygodne.

W poniedziałek Santander postanowił zamknąć siedem funduszy inwestycyjnych zarządzanych przez swoją spółkę - Optimal Investment Services, specjalizującą się w funduszach hedgingowych – po tym, gdy zaczęło się gwałtowne wycofywanie pieniędzy przez klientów.

Reklama

Teraz na celowniku – szwajcarski UBS

Les Echos informują, że szykuje się kolejna awantura związana z działalnością luksemburskich funduszy inwestycyjnych inwestujących w interesy Madoffa. W miniony poniedziałek kancelaria prawna Orrick Rambaud Martel zwróciła się do szefa nadzoru rynków w Luksemburgu (Commission de surveillance du secteur financier - CSSF), by przypomnieć, iż luksemburska spółka banku UBS oraz szwajcarski UBS jako bank depozytariusz powinny dostosować się do swoich obowiązków, czyli do zwrotu inwestorom aktywów luksemburskiego funduszu Luxalpha, takich jak amerykańskie bony skarbowe (wykazanych w sprawozdaniach funduszu). Kancelaria reprezentuje interesy grupy inwestorów, których środki stanowiły ponad 15 proc. funduszu Luxalpha, powiązanego z Madoffem.

Postępowania w aferze Madoffa zaczęły się też już we Francji, gdzie kancelaria obsługująca pokrzywdzonych wniosła skargę przeciwko UBS. Według wcześniejszych danych francuskiego nadzoru finansowego (AMF), ekspozycja francuskich firm inwestycyjnych na inwestycje w fundusz Madoffa wynosi ok. pół miliarda euro. Postępowanie rozpoczęli też prokuratorzy brytyjscy.

Wyjątkowo pobłażliwi dla Madoffa

Afera Madoffa trwa w najlepsze i pojawia się w niej coraz więcej pytań. Na początku stycznia okazało się, że w ciągu szesnastu lat amerykański nadzór giełdowy (SEC) oraz inne instytucje nadzorcze osiem razy kontrolowały fundusz inwestycyjny Bernarda Madoffa. Rezultaty były żadne, a Madoff zdążył przez ten czas zdefraudować 50 mld dolarów. Wall Street Journal donosił, że SEC otrzymywała alarmujące maile z jednego z nowojorskich funduszy inwestycyjnych. Fundusz ten informował, że w Bernard Madoff Investment Securities dochodzi do „wysoce niezwyczajnych” praktyk. SEC przesłuchiwała Madoffa dwa razy, jednak inspektorzy SEC nigdy nie odkryli wielkości oszustwa popełnionego przez byłego szefa Nasdaq. W dodatku Finra, czyli amerykański nadzór nad branżą finansową już w 2007 r. zauważył, że niektóre części grupy Madoffa w ogóle nie miały klientów.

Teraz amerykańscy senatorzy przesłuchują przedstawicieli amerykańskiego nadzoru giełdowego, próbując wyjaśnić, jak w ogóle mogło dojść do oszustwa na tak wielką skalę. SEC tłumaczy się marnie – twierdzi, że nie ma środków na dokładne sprawdzanie każdej informacji.

Polska daleko od Madoffa

Po wybuchu afery Madoffa polska Komisja Nadzoru Finansowego zaczęła sprawdzać, czy polskie banki i fundusze nie inwestowały w fundusze amerykańskiego oszusta. Na razie takiego zagrożenia nie widać. Także w firmach, które mogły udostępniać klientom fundusze inwestujące w fundusze powiązane z Madoffem, jak – właśnie – luksemburski Luxalpha. Według danych francuskich (gdzie opublikowano listę podmiotów zagrożonych działaniami oszusta), nadmierne zaufanie do byłego szefa Nasdaq miały takie instytucje jak Allianz, Fortis czy HSBC, obecne również w Polsce. Jak już jednak kilka tygodni temu ich przedstawiciele mówili w rozmowie z Forsal.pl, „madoffowych funduszy” nie oferowano polskim klientom.

Jak ukraść 50 mld dolarów

Madoff był wyjątkowo bezczelny. Jeszcze kilka dni przed przyznaniem się do oszustwa obiecywał znakomite inwestycje nowym ofiarom. Na przykład - jak donosił Bloomberg - 3 grudnia rozmawiał z Martinem Rosenmanem, szefem nowojorskiej Stuyvesant Fuel Service Corp. na temat inwestycji 10 mln dolarów. Stuyvesant to firma utworzona w 1934 r. przez dziadka Rosenmana. Firma zaczynała od dostaw lodu, dziś jest dostawcą węgla, ma też zbiorniki paliw.
Według skargi złożonej przez Rosenman Family LLC, Madoff twierdził, że wpływy do funduszu są zablokowane do 1 stycznia 2009, ale mimo to Rosenman mógłby wpłacić pieniądze. I rzeczywiście - 5 grudnia Rosenman otrzymał faks z firmy Madoffa, by przelać pieniądze na rachunek funduszu w JP Morgan Chase. 9 grudnia Rosenman otrzymał nawet potwierdzenie z firmy Madoffa, że 10 mln dolarów zostało ulokowanych w transakcji krótkiej sprzedaży amerykańskich bonów skarbowych, choć - jak zeznaje Rosenman - on takiej transakcji nie autoryzował.

Afera Madoffa wybuchła 10 grudnia ubiegłego roku, kiedy to były szef Nasdaq poinformował swoich synów, iż stworzył gigantyczną piramidę finansową i zdefraudował 50 mld dolarów. 11 grudnia synowie Madoffa donieśli o tym władzom. On sam na rynku papierów wartościowych zaczął działać dawno, bo w 1960 roku, uruchamiając niewielką firmę handlującą akcjami. Miał 22 lata i dyplom małego uniwersytetu Hofstra na przedmieściach Nowego Jorku.