Można rozmawiać o konstytucji zawsze, ale nie z prezydentem, który konstytucję złamał; Andrzej Duda nie posiada wiarygodności konstytucyjnej - ocenił w środę b. prezydent Bronisław Komorowski. Dodał, że nie będzie uczestniczyć w debacie związanej z referendum konsultacyjnym.

„Można rozmawiać o konstytucji zawsze, ale nie z prezydentem, który konstytucję złamał. Jeśli się ocenia, że prezydent nie jest tą osobą, która może inicjować w sposób uczciwy i przekonywujący dyskusję o konstytucji, to nie ma co gadać ani o terminach, ani o pytaniach” – powiedział w środę Komorowski, który był gościem Klubu Obywatelskiego w Bielsku-Białej.

W jego przekonaniu Andrzej Duda „nie tylko naruszył konstytucję, ale ją złamał, szczególnie w kwestiach związanych z powoływaniem sędziów Trybunału Konstytucyjnego”.

„Nie wykonał postanowień konstytucji. W związku z tym generalnie odmawiam dyskusji na proponowane przez prezydenta tematy. Rolą prezydenta jest okazanie szacunku obowiązującej konstytucji, a nie próba legitymizowania własnego udziału w psuciu konstytucyjnego ładu w naszym kraju, a potem legalizowaniu go poprzez uruchamianie pytań referendalnych” – powiedział Komorowski.

We wtorek Andrzej Duda przedstawił propozycję 15 pytań, które mogą paść w referendum. Wśród nich znalazły się m.in. zapisy o odwołaniu się w preambule konstytucji do chrześcijańskiego dziedzictwa Polski i Europy jako ważnego źródła naszej tradycji, kultury i narodowej tożsamości, wprowadzeniu obowiązku przeprowadzenia referendum ogólnokrajowego w sprawach o istotnym znaczeniu dla państwa i narodu, jeśli wystąpi o to co najmniej 1 mln obywateli, a także zagwarantowaniu prawa do emerytury dla kobiet od 60 roku życia i dla mężczyzn od 65 roku życia.

Reklama

Prezydent chciałby zapytać również o potrzebę wpisania konstytucyjnej ochrony pracy jako fundamentu społecznej gospodarki rynkowej, zagwarantowania szczególnej ochrony polskiego rolnictwa oraz wzmocnienia pozycji rodziny. Referendum miałoby się odbyć 10-11 listopada.

Komorowski był pytany o list byłych prezydentów, premierów, szefów MSZ i opozycjonistów z czasów PRL w sprawie wejścia w życie ustawy o Sądzie Najwyższym, który został skierowany do Komisji Europejskiej. Jak podkreślił, liczy, iż zostanie on potraktowany jako „głos liczącej się części opinii publicznej w Polsce”.

„Oczekiwanie, że UE ujmie się za systemem demokratycznym w Polsce, że będzie działała na rzecz uniemożliwienia psucia ustroju demokratycznego w naszym kraju, że będzie działała przeciwko naruszaniu zasad państwa prawnego, jest dość powszechne. Pierwszym i podstawowym dążeniem jest, by instytucje UE odebrały nasz apel jako głos liczącej się części polskiej opinii publicznej; tej zatroskanej negatywnymi zjawiskami, które ograniczają polską wolność, demokrację i państwo prawne” – powiedział.

W liście podpisanym m.in. przez Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsę wskazano, że „mechanizmy obrony państwa prawa w Polsce okazały się zbyt słabe", a "partia rządząca kończy dzieło demontażu systemu trójpodziału władz, łamiąc wprost zapisy polskiej konstytucji". „Ostatnią instancją, która może obronić polską praworządność, jest Unia Europejska” – napisali.

>>> Czytaj też: Korekty są niewystarczające. Timmermans oczekuje od polskiego rządu kolejnych zmian