Koleje dużych prędkości i ogromnych pieniędzy

Budowa tak zwanych kolei dużych prędkości, które mają w Polsce powstać razem z Centralnym Portem Komunikacyjnym może kosztować nawet 72 mld złotych, a kwota ta nie zawiera kosztu taboru kolejowego – powiedział Maciej Lasek, pełnomocnik rządu do spraw CPK. W wyliczeniu tym chodzi tylko o budowę torów o długości 480 km łączących Warszawę z Poznaniem i z Wrocławiem. Po przeliczeniu koszt jest równy aż 150 mln zł za każdy kilometr linii. Według Laska kwota jest tak wysoka, ponieważ po drodze trzeba będzie zbudować kilka bardzo drogich tuneli, jak choćby tunel wyjściowy z Warszawy pod Odolanami, który ma mieć niespełna 10 km długości a koszt jego budowy szacowany jest na 5,5 mld zł. Potrzebny będzie też tunel ze stacją kolejową pod lotniskiem w Baranowie, tunel przed wlotem do Łodzi, czy tunel dużych prędkości między stacją Łódź Fabryczna a przystankiem Retkinia.

Być może koszty budowy uda się nieco ściąć, bo zdaniem pełnomocnika "150 mln złotych za kilometr takiej linii kolejowej, to jest jednak bardzo wysoki koszt", więc prowadzone są prace nad optymalizacją kosztową tego projektu.

Reklama

72 mld złotych to kwota odpowiadająca około 2 proc. polskiego PKB. To także prawie połowie kosztu budowy pierwszej elektrowni atomowej w Polsce. Kilka dni temu przedstawiciel Polskich Elektrowni Jądrowych oszacował ten koszt na poziomie około 150 mld zł.

Złe dane z USA, rynek widzi już tylko jedną obniżkę stóp w tym roku

Inwestorzy na rynkach finansowych coraz mniej wierzą w falę obniżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. W tej chwili notowania kontraktów terminowych na stopę procentową wskazują, że spodziewają się oni w tym roku tylko jednej obniżki, która powinna nastąpić we wrześniu. Następna powinna się pojawić dopiero w marcu 2025 r. Jeszcze na początku tego roku rynek zakładał, że będą co najmniej trzy obniżki w tym roku, a pierwsza w marcu, lub czerwcu. Odchodzenie od tego scenariusza wywołuje spadki na giełdach, które wcześniej rosły właśnie w nadziei na złagodzenie polityki monetarnej w USA i związane z tym osłabienie dolara.

W czwartek impulsem do kolejnego przesunięcia oczekiwań, a także do spadków na giełdach (także warszawskiej, gdzie WIG 20 spadł o 0,9 proc.) były dane o amerykańskim wskaźniku inflacji PCE za pierwszy kwartał opublikowanym przy okazji raportu o PKB. Okazało się, że PCE urósł z poziomu 2 proc. zanotowanego pod koniec ubiegłego roku aż do 3,7 proc., czyli znacznie powyżej oczekiwań. Jednocześnie PKB Stanów Zjednoczonych wzrósł w pierwszym kwartale najwolniej od dwóch lat, tylko o 1,6 proc. (czyli licząc „po europejsku” tylko o 0,4 proc.), co w porównaniu ze wzrostem o 3,4 proc. kwartał wcześniej też wygląda bardzo słabo.

W tej chwili więc mamy w USA osłabienie wzrostu gospodarczego połączone z odbiciem inflacji w górę, co jest dość nieszczęśliwą kombinacją.

Inwestorzy czekający na wzrosty na giełdach mogą pocieszać się tym, że już dziś o 14:30 pojawią się w Stanach kolejne dane, dotyczące tego samego wskaźnika inflacji, ale tym razem za marzec. Jeśli tylko wypadną lepiej od oczekiwań, zapewne poprawią nastroje na rynkach.

BHP chce przejąć Anglo za 39 mld USD

Kolejną informacją, która rozgrzała w czwartek rynki finansowe do czerwoności była oferta złożona przez BHP czyli największą na świecie firmę wydobywcza, dotycząca przejęcia konkurenta – formy AngloAmerican za 39 mld dolarów, czyli kwotę o 31 proc. przewyższającą wartość rynkową Anglo ze środy.

Akcje Anglo American w reakcji poszły na giełdzie w Londynie w górę o ponad 16 proc. przyczyniając się przy okazji do pobicia nowego rekordu wszech czasów przez tamtejszy indeks giełdowy FTSE 100. Reuters podał też nieoficjalnie, że władze Anglo uznały ofertę za nieciekawą, możliwe więc, że w najbliższych tygodniach zostanie ona podniesiona.

Z naszego punktu widzenia ważne jest to, że po tej ofercie w mediach zrobiło się głośno o nadchodzącej nowej fali konsolidacji i przejęć w branży wydobywczej, zwłaszcza w segmencie wydobycia miedzi, w którym obok BHP i Anglo działa też nasz KGHM. Nie oznacza to oczywiście, że polski rząd tę spółkę teraz sprywatyzuje, ale gdyby chciał, to pewnie w najbliższych tygodniach mógłby dostać lepszą cenę niż wcześniej. Analitycy piszą o tym, że jeśli przejęcie się uda, to podobny ruch będą musieli wykonać główni konkurenci BHP, czyli firmy Rio Tinto i Glencore.

Już w czwartek na świecie wyraźnie drożały akcje nie tylko AngloAmerican, ale też wielu mniejszych firm z tej samej branży, o których inwestorzy pomyśleli, że też mogą stać się obiektem przejęcia. Z kolei jeśli urośnie wartość większości firm w branży, to wtedy na zasadzie wyceny porównawczej zyskać na wartości będzie mógł też KGHM, który wczoraj podrożał o 3,8 proc., a od początku roku zyskał 12,4 proc.

Generalnie zdaniem wielu analityków przejęcie AngloAmerican, jeśli się powiedzie, może być początkiem serii zmian, po których globalny rynek miedzi będzie wyglądać nieco inaczej, niż do tej pory.

Wenecja wprowadziła opłatę 5 euro dla turystów

Ważna informacja dla wszystkich planujących pobyt w Wenecji – od czwartku zaczęto tam pobierać opłaty od turystów, którzy nie zostają tam na noc. Opłata wynosi 5 euro, a jej celem jest „wygładzenie” niesamowicie wysokich w przypadku Wenecji szczytów w ruchu turystycznym przypadających głównie w weekendy i w godzinach południowych.

Dlatego opłaty będą pobierane tylko pomiędzy 8:30 rano, a 16 po południu i tylko w niektóre dni: na razie chodzi o okres od wczoraj do 5 maja, a potem też w weekendy do połowy lipca, za wyjątkiem weekendu 1-2 czerwca, kiedy przypada tam jedno ze świąt narodowych.

Zwolnieni z opłat będą mieszkańcy regionu, dzieci do lat 14, a także wszyscy ci, którzy zdecydują się na dłuższy pobyt wraz z noclegiem. Zmorą Wenecji są bowiem tłumy turystów wpadających tam tylko „na godzinkę” i natychmiast wyjeżdżających, miasto bowiem ponosi w związku z ich pobytem ogromne koszty, nie jest w stanie z kolei na nich zarobić, bo zbyt szybko znikają. Dodatkowa opłata ma więc ten rachunek wyrównać, ale też spowodować, że ruch turystyczny stanie się bardziej równomiernie rozłożony, co zresztą byłoby korzystne także dla samych turystów.

Eksperyment jest innowacyjny i z pewnością będzie pilnie obserwowany przez inne miasta odczuwające nadmiar turystów. Jeśli się uda, za jakiś czas takich opłat będzie zapewne w wielu różnych miejscach więcej.

Argentyna obniża stopy procentowe do 60 proc., bo inflacja zaraz ma zacząć spadać

Bank centralny w Argentynie obniżył w czwartek stopy procentowe o 10 punktów, z 70 do 60 proc. To zresztą już czwarta obniżka w tym kraju, odkąd władzę w nim objął nowy prezydent Javier Milei, forsujący plan radykalnych oszczędności, które zapewne wpędzą kraj w srogą recesję, ale też zlikwidują tam bardzo wysoką inflację. To właśnie perspektywa jej spadku pozwala bankowi centralnemu obniżać stopy procentowe, które zresztą nadal pozostają dość wysokie, jeśli weźmie się pod uwagę nie tyle bieżącą stopę inflacji, co prognozy mówiące o tym jak bardzo ma ona spaść w najbliższych miesiącach.

Roczna inflacja w Argentynie wynosi teraz 288 proc. i wciąż rośnie. Jednak kluczowe w najnowszych danych na ten temat jest to, że wzrost poziomu cen w marcu wyniósł „tylko” 11 proc., a nie 12,1 proc. jak wcześniej prognozowali ekonomiści. To pierwszy sygnał słabnięcia presji inflacyjnej w gospodarce, w której ceny od ostatniego sierpnia prawie każdego miesiąca (wyjątkiem był tylko październik) rosną o więcej niż 10 proc.

Rząd prognozuje, że do września inflacja w Argentynie spadnie do poziomu 3,8 proc. miesięcznie. Ekonomiści w ankiecie przeprowadzonej przez bank centralny typują raczej spadek do 6,2 proc. Tę pierwszą liczbę można przeliczyć (zakładając, że każdy miesiąc w roku wygląda tak samo od strony tempa wzrostu cen) na 56 proc. inflacji, a tę drugą na 106 proc. inflacji w skali roku.

Jeśli chodzi o głębokość recesji, dzięki której inflacja ma spaść, to zdaniem ekonomistów PKB Argentyny w tym roku zmniejszy się o 3,5 proc. a zdaniem rządu o 2,8 proc.