Z perspektywy pracowników i pracownic, rzecz jasna, będzie jeszcze lepiej. Jasne granice i duże zarobki to w końcu bardzo dobre standardy. O tym, że trend będzie kontynuowany, wywnioskować możemy m.in. z raportu przygotowanego przez Grupę MBE „A po studiach idziemy do pracy”. W ramach badania przepytano 954 osoby studiujące, jakie są ich oczekiwania względem przyszłych pracodawców.

Dobre zarobki i jasne zasady zamiast owocowych czwartków

Zaskoczenia nie ma – są to oczekiwania głównie finansowe. Na pytanie o to, jakie elementy sprawiają, że oferta pracy jest dla nich atrakcyjna, 78 proc. osób wskazało wynagrodzenie. Na dalszym miejscu figuruje, co dość oczywiste w przypadku tej grupy, możliwość pogodzenia obowiązków zawodowych ze studiami – wskazało na nią 61 proc. Rzadziej zaznaczane odpowiedzi to możliwość zdobycia doświadczenia (56 proc.), lokalizacja (54 proc.), możliwość pracy zdalnej lub hybrydowej (46 proc.), jasna ścieżka awansu (44 proc.). Słynne benefity, czyli wszystkie te karty Multisport i owocowe środy, wskazało tylko 36 proc. ankietowanych. Prestiż firmy także ma umiarkowane znaczenie – jest ważny dla 22 proc. respondentów.

Reklama

Wniosek, który wysuwa się na tej podstawie, wskazuje, że pewien trend, który w trakcie pandemii pojawił się wśród kadry umysłowej (zwany np. quiet quittingiem), raczej nie minie, a rozgości się na rynku pracy na dobre. Elastyczne warunki, dobre zarobki i jasne zasady powinny zostać z nami na dłużej. Takiego zdania są eksperci.

„Pracodawcy powinni traktować pracowników bardziej podmiotowo, uwzględniając indywidualne uwarunkowania związane z sytuacją rodzinną czy zdrowotną”, powiedziała mi w rozmowie dr Alicja Kotłowska, badaczka i wykładowczyni z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu SWPS. „W ostatnim czasie obserwujemy rosnące oczekiwania pracowników w zakresie elastycznego modelu pracy. Zauważamy to wśród studentów, którzy starają się łączyć pracę zarobkową ze studiami, a zwłaszcza wśród pracowników, którzy dotychczas pracowali tradycyjnie w biurze” – komentuje w raporcie Justyna Dziewulska, dyrektor biura HR w ITCARD S.A.

Brak widełek może zdyskwalifikować ofertę pracy

Wysokość wynagrodzenia to oczywiście gwóźdź programu, który każdy pracodawca powinien przygotować dla swoich potencjalnych pracowników. Zwłaszcza, że 51 proc. badanych szuka właśnie takiej informacji, zanim postanowi się z nim skontaktować. Ważne są też opinie na temat firmy – sprawdza je 55 proc. osób. Wartości firmy są dla nich tylko nieco ważniejsze niż jej prestiż (25 proc. vs. 21 proc.), niewielką rolę odgrywa też wielkość (16 proc.), a niezbyt kluczową… branża (37 proc.).

Widełki znalazły się wysoko – zaraz po informacjach, czy firma w ogóle zatrudnia (64 proc.), gdzie tak właściwie się znajduje (61 proc.) i czy nie zapisała się w historii opinii internetowych jako nieuczciwy ciemiężca wobec zatrudnionych (wspomniane 55 proc.). Mnie to w ogóle nie dziwi – owocowym czwartkiem ani prestiżem rachunków nie zapłacisz. Choć niska pozycja branży jednak nieco zaskakuje, wydawałoby się, że to atrakcyjne – móc pracować zgodnie ze swoim wykształceniem. Jak się okazuje, nie tak bardzo jak przyzwoita pensja.

„Informacja o wynagrodzeniu to jeden z najbardziej poszukiwanych przez kandydatów elementów oferty pracy. Wciąż jednak tylko niewielka część pracodawców chce dzielić się takimi danymi. Wyjątkiem jest tu branża IT, w której publikowanie widełek stało się już standardem. Unijna dyrektywa o jawności i równości wynagrodzeń oraz oczekiwania wchodzących na rynek pracy młodych ludzi jednoznacznie pokazują trend: oferty pracy bez widełek będą coraz mniej konkurencyjne. Już teraz przedstawiciele pokolenia Z otwarcie przyznają, że brak widełek może zdyskwalifikować ofertę pracy na starcie” – podsumowuje w raporcie kwestię pieniędzy Aleksandra Dzierżek, product manager w Grupie MBE.