Berlin nie spieszy się z reakcją. Niemniej zbliżające się jesienne wybory mogą zmusić władze federalne do przyznania pożyczki czy udzielenia gwarancji kredytowych.

Sprawa jest pilna, zważywszy, że w ubiegłym roku straty koncernu wyniosły w Europie 2,8 mld euro. Sama firma już szczerze przyznaje, że na tej porażce zaważył nie tylko kryzys, ale zbyt duża liczba fabryk usytuowanych na Starym Kontynencie. Stąd firma chce się pozbyć zakładów w Eisenach. Mowa jest także o fabrykach w Antwerpii (Belgia) i Bochum (Niemcy) w Płn. Nadrenii-Westfalii.

Koncern stawia ultimatum - gdyby rządy Belgii i landy przestały pomagać finansowo jego fabrykom, wówczas zamknie zakłady. Dla pozostałych fabryk musi znaleźć partnera, który zechciałby zainwestować długofalowo. Na razie go nie widać.

Presja na Berlin

Reklama

Tymczasem rząd federalny nie spieszy się do udzielenia pomocy dla Opla. Minister finansów Peer Stenbrueck powiedział, że rząd nie podejmie decyzji na podstawie planu restrukturyzacji przedstawionego przez zarząd Opla. Niejasne są bowiem zasady odłączenia się od GM. Na szczęście nie wykluczył pomocy państwa. Zdaje sobie bowiem sprawę, że upadek Opla oznacza utratę pracy przez ok. 50 tys. ludzi (wraz z dostawcami), a zasiłki socjalne kosztowałoby państwo 3-4 mld euro rocznie.

Prezes GM Europe Carl-Peter Forster zapewnił tymczasem bulwarówkę „Bild”, że uratowanie Opla kosztowałoby tylko 3,5 tys. miejsc pracy. Równocześnie ponowił prośbę do rządu w Berlinie o pomoc. Opel potrzebuje wsparcia rządów krajów europejskich na ok. 3 mld euro.

Żelazna Angela

Kanclerz Niemiec Angela Merkel oświadczyła, że Opel nie jest „kluczową” dla systemu firmą. - Takim są natomiast instytucje finansowe, a nie przedsiębiorstwa przemysłowe – wyraźnie zaznaczyła na spotkaniu z parlamentarzystami. Pośrednio dała do zrozumienia, że Opel dla rządu jest mniej ważny niż dotknięte kryzysem banki.

Rząd niemiecki rozważa udzielenie Oplowi gwarancji kredytowych, ale bezpośrednia pożyczka czy objęcie kontrolnego pakietu akcji są na razie wykluczone. Dalsze kroki Berlin uzależnia od zachowania GM i reakcji Waszyngtonu.

Była to odpowiedź dla socjaldemokratycznego koalicjanta (SPD), którego przedstawiciele wcześniej mówili, że Opel jest „niezbędny dla systemu”. Dla uspokojenia Kanclerz Niemiec dodała, że należy dać Oplowi szansę na uratowanie i jak inne przedsiębiorstwa „ma prawo zwrócić się o pomoc do państwa”.

Kanclerz Merkel i jej partia CDU chcą przede wszystkim, aby Opel formalnie odseparował się od GM i odzyskał patenty na różne rozwiązania motoryzacje. Musi ponadto znaleźć „drugiego inwestora”, chociaż GM mógłby pozostać jak udziałowiec mniejszościowy.

Kanclerz, CDU i siostrzana CSU z Bawarii kategorycznie wykluczają możliwość udziałów państwa w Oplu. W grę wchodzą tylko gwarancje kredytowe rządu lub pożyczki.

Łzy prezesa mogą być skuteczne

Wcześniej minister finansów Steinbrueck odniósł się sceptycznie do pomocy rządowej dla bankrutującego producenta części samochodowych Schaeffler, który jest prywatną własnością tej rodziny.

Rozważany jest tez inny wariant restrukturyzacji. Przewiduje on oddzielenie od zakładów Opla firmy produkującej opony Continental, którą Schaeffler przejął w 2008 r. Minister zarzucił właścicielom, że jak dotąd nie przedstawili planu restrukturyzacji, który „umożliwiłyby taką pomoc”.

Prezes Maria-Elisabeth Schaeffler zwróciła się do mediów o pomoc. Całe Niemcy obiegły zdjęcia płaczącej prezes podczas demonstracji pracowników. Zapewniła też sobie poparcie potężnego związku IG Metall w zamian za obietnicę większego udziału robotników w zarządzaniu.

Dla przemysłu niemieckiego firma Scheffler jest ważniejsza niż Opel. Zatrudnia łącznie z Continentalem 220 tys. ludzi. Niemniej dotychczas pani prezes nie przedstawiła żadnych propozycji dla zwalnianych. Nikt nie wie jak wielkim majątkiem dysponuje, ile z zysków firmy ląduje na jej rachunku i czy jest gotowa zainwestować, aby ratować firmę.

Państwo ma dylemat

Przeciwnicy masowej pomocy państwa dla upadających zakładów są zdumieni. - Jeśli rząd pomoże tym firmom, to co będzie, gdy przyjdą inne? - pytają. A przyjdą na pewno.

- Zgoda na pomoc może być wyjątkowo niebezpieczna- argumentuje Michel Fuchs, ekspert CDU ds. małych i średnich firm. - W takim przypadku powinniśmy równie dobrze wesprzeć cały sektor motoryzacyjny - dodaje.

Przy okazji minister Steinbrueck podał, że rząd USA wsparł upadającego giganta ubezpieczeniowego AIG, który miał aż 62 mld dolarów strat. Dodał, że upadek AIG byłby katastrofą dla Niemiec, gdyż koncern ubezpieczył wiele umów gospodarczych zawartych przez niemieckie władze samorządowe. Przyznał, że nie widzi końca kryzysy finansowego. - Nie przeżyliśmy jeszcze najgorszego - ostrzegł. Stawia to pomoc dla Opla, przynajmniej na razie, pod znakiem zapytania.

Daimler nie chce wesprzeć brata

Idea ratowania Opla przez tzw. trzeciego inwestora na razie nie wypaliła. Potężny koncern Daimler AG, który w 2007 r. zerwał 10-letnia współpracę z Chryslerem, odmówił zdecydowanie. Prezes Dieter Zetsche oświadczył na salonie motoryzacyjnym w Genewie: - Nie widzimy żadnej roli dla Daimlera w przyszłych planach Opla.
Amerykanie z GM twierdzą, że bez planów ratunkowych Opel i Saab upadną. Obie firmy plus Vauxhall w Wielkiej Brytanii zatrudniają łącznie 56 tys. ludzi, w tym 29 tys. w Niemczech. Gdy doda się dealarów samochodowych oraz dostawców części, to według prezesa Forstera nawet 300 tys. osób może stracić pracę.

Zatrudnienie w fabrykach Opla w Niemczech ( w tys.)

Bochum (Płn. Nadrenia-Westfallia) (Astra i Zafira) 5,3

Eisenach (Turyngia) (Corsa) 1,9

Ruesselheim (Hesja) (Insignia, ośrodek rozwoju) 18,3

Kaiserslautern (Nadrenia-Palatynat) (silniki, części) 3,5

Źr. Bloomberg