Choć z lotniska w Radomiu od prawie roku nie chce korzystać żadna linia lotnicza, to właśnie w ten port państwowy zarządca Lotniska Chopina chce zainwestować kilkaset mln zł. W sobotę w Radomiu zaplanowano wielką uroczystość, która według założeń ma być początkiem wielkich zmian w porcie. W obecności premiera Mateusza Morawieckiego zostanie podpisana umowa między przedsiębiorstwem Porty Lotnicze a syndykiem zarządzającym majątkiem postawionej w upadłość spółki Port Lotniczy Radom. – PPL zostanie ustanowiony zarządcą radomskiego lotniska – mówi Piotr Rudzki z biura prasowego PPL-u.
Państwowy zarządca ma wyprowadzić z długów lotnisko i doprowadzić do jego rozwoju. Szef PPL-u Mariusz Szpikowski uznał, że warto zainwestować w rozbudowę portu po zapoznaniu się z analizą wykonaną przez firmę doradczą Arup. Sprawdzała ona, który port może wspomóc port na Okęciu przed zbudowaniem Centralnego Portu Komunikacyjnego. Prezes Szpikowski mówi, że Lotnisko Chopina jest bliskie zatkania i dlatego część lotów powinno się przenieść z Okęcia do innego portu. To zaś ma pomóc rozwijać się LOT-owi.
Same PPK nie wystarczą, aby zbudować megalotnisko
Firma Arup porównywała Modlin i Radom. Wybór padł na to drugie lotnisko. – Zainwestowanie w port Radom-Sadków będzie tańsze, szybsze i łatwiejsze niż w lotnisko w Modlinie – przekonywał wiosną Mariusz Szpikowski. Z wyliczeń firmy Arup wynika, że port w Radomiu wystarczy zainwestować 425 mln zł, a w przypadku Modlina trzeba by wydać aż 1 mld zł. Doradca przekonywał, że w Modlinie trzeba m.in. zbudować nowy pas startowy, a w Radomiu wystarczy go wydłużyć z 2 do 2,5 km. Obliczenia firmy Arup podważały jednak władze portu w Modlinie. Szpikowski przekonuje, że dzięki przedłużeniu drogi startowej w Radomiu będą mogły w końcu regularnie lądować popularne boeingi 737 czy airbusy A320. Dotychczas z portu mogły korzystać mniejsze maszyny. W Radomiu trzeba też powiększyć terminal.
Mariusz Szpikowski wiosną ambitnie szacował, że rozbudowa lotniska w Radomiu mogłaby się zakończyć już jesienią 2019 roku. Teraz mówi się raczej o 2020 roku.
Szefowie PPL zakładają, że z Okęcia do Radomia przeniosą się głównie czartery i tanie linie lotnicze. Problem w tym, że te nie palą się do tego. – Dlaczego ktoś chce dekretować, skąd mamy latać? Nasi podróżni wolą wylatywać z Warszawy – podkreślał w rozmowie z DGP Andrzej Kobielski, wiceprezes linii Enter Air, która obsługuje czartery. Kilkukrotnie negatywnie o pomyśle przenosin do Radomia wypowiadał się także szef linii WizzAir Jozsef Varadi.
Główną wadą radomskiego lotniska jest odległość od Warszawy – to blisko 100 km. Dojazd z Warszawy z Radomia jest wprawdzie poprawiany, ale nawet po zakończeniu budowy drogi ekspresowej, przejazd będzie trwał dość długo. W zależności od dzielnicy i warunków na trasie może trwać od półtorej do dwóch i pół godziny. Minusem radomskiego lotniska jest też bliskość zabudowań.
Według części ekspertów lotnisko radomskie być może ma szanse, by przyciągnąć głównie okolicznych mieszkańców – nie tylko z 200-tysięcznego Radomia, ale z oddalonych o 80 km Kielc (które nie mają lotniska pasażerskiego).
Wiceminister infrastruktury Mikołaj Wild, nie wyklucza, że będzie można przymusowo przenieść część lotów z Warszawy do Radomia. Do tego ma być wykorzystany dopuszczony przez przepisy unijne tzw. administracyjny podział ruchu. Tyle, że ten mechanizm stosowany jest w Europie bardzo rzadko i w dodatku w ograniczonym zakresie.