Inwestorzy są całkowicie pewni, że ten pogrążony w kryzysie kraj zdewaluuje swoją walutę choćby w obliczu prognoz wskazujących na spadek PKB w tym roku o prawie 20 proc. Na rynkach terminach łotewskiego lata wycenia się na połowę jego obecnej wartości.

Ale rząd i ostentacyjnie niezależny bank centralny utrzymują, że łat zachowa kurs wymiany wobec euro na poziomie 0,702804 LVL. Bank centralny powiada, że jego gubernator Ilmars Rimsevics „ręczy za to swoją głowa”.

Jeśli determinacja prowadziłaby do zwycięstwa, to Rimsevics i jego poprzednik Emars Repse, teraz minister finansów, z pewnością odnieśliby sukces. Razem zbudowali sektor bankowy na ruinach sowieckiej gospodarki planowanej i razem zdołali przetrwać kryzys finansowy w Rosji w 1998 roku.

Reklama

Obaj utrzymują, że unikną dewaluacji pieniądza dzięki drastycznym posunięciom w kraju, w tym redukcji wynagrodzeń w sektorach publicznym i prywatnym, dochodzącej do 30 proc. Nadto twierdzą, że łotewska gospodarka jest dostatecznie elastyczna, aby odnieść sukces tam, gdzie inni przegrywają.

Ten tydzień może okazać się krytyczny. Rząd ma ogłosić zmiany w budżecie, które pozwolą Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu i Unii Europejskiej na uruchomienie nowej transzy w kwocie 1,4 miliarda euro z uzgodnionego w zeszłym roku pakietu ratunkowego na łączną sumę 7,5 miliardów euro.

Obecnie mówi się o deficycie budżetowym w wysokości 5 proc. Ale w sytuacji, kiedy gospodarka spada znacznie szybciej niż zakładano, deficyt może sięgnąć 12 proc. PKB, jeśli nie zostaną podjęte żadne kroki. Dlatego ministrowie przygotowują cięcia w wysokości 600-700 milionów łatów (854-996 mln euro), aby obniżyć deficyt do 7 proc.

MFW i UE daja do zrozumienia, ze byłoby to wystarczające, chociaż oficjele milczą na temat szczegółów.

Zakładając, że cięcia w budżecie zostaną przyjęte, czy pieniądze z MFW i UE wystarczą dla ustabilizowania sytuacji na Łotwie? Bank centralny zapewnia, że „tak”, nawet jeśli rezerwy w zeszłym roku skurczyły się o jedną trzecią do kwoty poniżej 3 mld euro.

Oficjele mówią, że dewaluacja byłaby posunięciem horrendalnym z uwagi na to, ze prawie 90 proc. łotewskich pożyczek zostało zaciągniętych w euro. Według analityków niespłacone pożyczki w bankach sięgnęłyby 25 proc. wszystkich kredytów. Rezultatem byłaby tylko jeszcze głębsza recesja.
Z punktu widzenia rynku fakt, że dewaluacja byłaby bolesna, wcale nie oznacza, że do niej nie dojdzie. Morgan Stanley, amerykański bank inwestycyjny, stwierdził: „Uważamy, że dewaluacja jest nieunikniona i coraz bardziej się zbliża”.

Capital Economics, brytyjska spółka udawacza twierdzi, że dewaluacja może nawet być korzystna, przywracając globalną konkurencyjność i przyspieszając odrodzenie gospodarki.

To jednak brzmi zbyt optymistycznie. Dewaluacja byłaby nadzwyczajnym szokiem, powiększającym niepewność i z pewnością prowadzącym do politycznego i społecznego chaosu. Wtedy Ryga miałaby jeszcze większe problemy z realizacją swego celu, jakim jest przyjęcie euro w 2012 roku. Polityka ekonomiczna kraju zostałaby pozbawiona sworznia, akurat wtedy, gdy jest on najbardziej potrzebny. Takiego trzęsienia ziemi nie przetrwaliby panowie Repse i Rimsevics. Podobnie, jak premier Valais Dombrovskis.

Nieuchronny byłby też efekt zwrotny w przypadku Estonii i Litwy, których waluty maja także sztywne kursy. Chociaż finanse publiczne tej dwójki są w lepszym stanie niż na Łotwie, tam również jest recesja i zaufanie szwankuje.

A gdyby dewaluacji dokonały wszystkie kraje bałtyckie, wówczas szwedzkie banki, które zdominowały ten sektor w trzech krajach, poniosłyby straty dostatecznie duże, by mogło to zagrozić ich fundamentom kapitałowym. Nie bez powodu Anders Borg, szwedzki minister finansów mówi, że sytuacja Łotwy jest „niepokojąca”.

Przedstawiciele władz w innych krajach Europy Wschodniej utrzymują, ze łotewski kryzys nie uderzy w ich gospodarki. Inwestorzy są mniej tego pewni, a wiodące waluty regionu dostawały w zeszłym tygodniu drgawek.

MFW i UE nie mogą ryzykować. Nawet jeśli zostaną zmuszone do zwiększenia pakietu ratunkowego na kwotę 7,5 mld euro, wsparcie udzielone Łotwie będzie i tak mniej kosztowne od konieczności stawienia czoła krachowi w regionie, gdyby obawy o możliwości rozprzestrzeniania się zarazy okazały się uzasadnione.

Europa Wschodnia jak dotąd stawia czoła kryzysowi dzięki kombinacji międzynarodowej pomocy ze skuteczną polityką informacyjną, która wskazuje na duże różnice między słabymi gospodarkami w regionie a silnymi, takimi jak w Polsce. Szkoda byłoby, gdyby ten przekaz przepadł z powodu możliwej do uniknięcia paniki w związku z Łotwą.

Tłum. T.B.