- Euro było tarczą, która ochroniła stary kontynent przed kryzysem. Skorzystały na tym nie tylko kraje posługujące się wspólną walutą, lecz także cała wspólnota – powiedział prezentujący raport unijny komisarz ds. polityki gospodarczej i walutowej Joaquin Almunia.

Autorzy dokumentu podkreślają, że główne przyczyny ekonomicznej depresji, w której tkwimy do dziś, leżały poza strefą euro. – Najważniejszym powodem były narastające od ponad dekady nierówności w bilansie handlowym pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a wschodzącymi rynkami Chin czy Indii oraz niewystarczający nadzór nad globalnymi przepływami finansowymi – czytamy w raporcie.

Jednak, gdy w wrześniu ubiegłego roku kryzys eksplodował, uderzył rykoszetem również w Stary Kontynent. Stało się tak z trzech powodów. Po pierwsze, największe banki działające w strefie euro robiły interesy na amerykańskim rynku inwestycyjnym. Fala spadków i niewypłacalności unicestwiła więc również zainwestowane tam przez unijnych graczy miliardy euro. Po drugie, panika, która wybuchła jesienią 2008 roku wśród inwestorów, niczym gorączka szybko dotarła na europejskie giełdy. Po trzecie wreszcie, na pogłębiającej się recesji ucierpieli europejscy eksporterzy – głównie Niemcy – co z kolei spowolniło tętno gospodarczego krwiobiegu na całym Starym Kontynencie.

W sumie jednak, zdaniem Komisji Europejskiej, strefa euro poradziła sobie z kryzysem na czwórkę z plusem. Dlaczego? Raport przynosi kilka odpowiedzi. Przede wszystkim zaprocentowało posiadanie wspólnych instytucji finansowych, prężnych zwłaszcza w obszarze wspólnej waluty.

Reklama

- Już dwa miesiące po wybuchu kryzysu było jasne, że to największa globalna recesja od lat 20. i trzeba zastosować unikalne środki. Ta prawidłowa ocena stopnia zagrożenia pozwoliła decydentom strefy euro działać skutecznie i na czas – piszą analitycy KE. Zwracają np. uwagę, że już od połowy września Europejski Bank Centralny zaczął systematycznie obniżać stopy procentowe. EBC zdecydował się również na niekonwencjonalny wykup swoich obligacji na sumę 60 mld euro, co miało w długim okresie odbudować zaufanie do europejskich papierów dłużnych.

Kluczowym wydarzeniem był też przedstawiony przez Komisję Europejską w grudniu 2008 roku Europejski Plan Uzdrowienia Gospodarki. Nie zakładał on ogólnounijnej akcji nakręcania koniunktury, bo na takie przedsięwzięcia budżet jest zdecydowanie za mały. Podjęto jednak próbę koordynacji unijnych polityk antykryzysowych (głównie poprzez narzędzia podatkowe), tak by przynajmniej najwięksi unijni gracze grali w trudnym czasie recesji w jednej drużynie.

Zdaniem Komisji dużą rolę odegrał też efekt psychologiczny euro. Zdobyta w czasie dziesięcioletniej historii wiarygodność wspólnej waluty działała uspokajająco na uczestników rynkowej gry, gdy chwiał się amerykański dolar, a największe banki walczyły o przetrwanie. Bez euro większości krajów wspólnoty groziłoby załamanie się ich narodowych walut i w konsekwencji jeszcze większa budżetowa mizeria.

To jednak koniec dobrych wiadomości płynących z raportu Komisji. – Samo euro nie zagwarantuje nam ekonomicznej stabilności – przestrzegł, prezentując raport, unijny komisarz Joaquin Almunia. Zdaniem Hiszpana największym obecnie zagrożeniem dla europejskiej gospodarki są eksplodujące w większości krajów wspólnoty deficyty budżetowe oraz dług publiczny.

W tym roku aż 13 spośród 16 krajów strefy euro złamało unijną granicę 3 proc. PKB, poza którą deficyt zaczyna być niebezpieczny dla gospodarki Starego Kontynentu. To efekt spadku dochodów podatkowych wynikający z recesji, bezprecedensowych programów nakręcania koniunktury i ratowania banków przyjętych przez większość unijnych rządów w najczarniejszej godzinie kryzysu.

Wyjątkowo alarmująca z punktu widzenia europejskiej gospodarki jest sytuacja w Niemczech, gdzie w przyszłym roku deficyt budżetowy będzie kilkakrotnie wyższy niż przed kryzysem i zbliży się do wartości 4 proc. PKB. Niepokoi też sytuacja finansowa Włoch, Francji czy Hiszpanii. – Rozumiemy, że to sytuacja wyjątkowa, ale trzeba już myśleć o strategiach wyjścia na prostą i równoważenia finansów publicznych – powiedział wczoraj Joaquin Almunia. To samo obiecywał wcześniej przewodniczący Eurogrupy i premier Luksemburga Jean-Claude Juncker. Jego wypowiedź była reakcją na alarmujące wnioski płynące z posiedzenia ministrów finansów strefy euro w Sztokholmie na początku października. Przestrzegli oni wówczas, że w najbliższych miesiącach nastąpi kulminacja kryzysowej fali bezrobocia, co oznacza, że znów spadną wpływy z podatków, a budżetowe problemy jeszcze się pogłębią.