A jednak niemal cały dzień upłynął pod znakiem niewielkiego pesymizmu. Gdy okazało się, że Amerykanie też przestali się cieszyć i wyprzedają akcje, skala spadków w Europie i w Warszawie zwiększyła się. Korekta więc wciąż ma się dobrze.

Polska GPW

Wczorajsze dane dotyczące amerykańskiej gospodarki nie spowodowały w Warszawie nadmiernej euforii, a dziś notowania zaczęły się tak, jakby wszyscy o nich zapomnieli. Indeks szerokiego rynku niemal nie zmienił wartości w porównaniu do wczorajszego zamknięcia, a WIG20 tracił 0,57 proc. Znacznie lepiej rozpoczęły dzień wskaźniki małych i średnich spółek. mWIG40 zyskiwał 0,58 proc., a sWIG80 rósł o 0,51 proc. W trakcie pierwszych godzin sesji zmiany nie były zbyt wielkie. Przed południem sytuacja się wyrównała i wszystkie wskaźniki, oprócz indeksu najmniejszych firm, zyskiwały po około 0,2 proc. sWIG80 tracił 0,2 proc. Akcje Telekomunikacji Polskiej wciąż odczuwały presję sprzedających, rozczarowanych wynikami spółki i traciły 1,4 proc.

Na minusie lądowały też walory PKN, zniżkujące o 0,6 proc. Spadające początkowo o 0,85 proc. papiery PKO dość szybko odrobiły straty i już około 11.00 zyskiwały 2 proc. Tuż przed godziną 14.00 podaż mocniej przycisnęła i WIG20 tracił 1 proc. Trudno doszukać się konkretnych, racjonalnych, powodów tego ruchu, ale pojawił się on równocześnie także na innych europejskich parkietach. Pierwsze dane zza oceanu były raczej zgodne z oczekiwaniami i nie powinny były wpływać negatywnie na rynkowe nastroje. Ale widać to inwestorów nie przekonało. Ostatecznie WIG20 stracił 1,4 proc., a indeks szerokiego rynku zniżkował o 0,87 proc. Znacznie lepiej radziły sobie wskaźniki małych i średnich spółek. mWIG40 zyskał 0,43 proc., a sWIG80 spadł jedynie o 0,2 proc. Wartość obrotów sięgnęła niemal 1,6 mld zł.

Reklama

Giełdy zagraniczne

Publikacja lepszych niż się spodziewano danych dotyczących amerykańskiej gospodarki złagodziła wczoraj „ból korekty”. Nie wydaje się jednak, by przesądziła o jej zakończeniu. Powód do poprawy nastrojów niewątpliwie jest, ale nie musi oznaczać powrotu hossy, tak jak wzrost PKB nie oznacza końca recesji. Solidne, ponad 2 proc. zwyżki indeksów sprawiają, że sytuacja na rynku robi się coraz ciekawsza.

W Azji, po trzech dniach dominacji spadków, powróciły lepsze nastroje. Z jednej strony przyszedł czas na odreagowanie, z drugiej zaś zadziałał optymizm z Wall Street. Nikkei wzrósł o 1,45 proc. Po ponad 1 proc. zyskały indeksy w Szanghaju. W Hong Kongu zwyżka sięgnęła 2,3 proc. Niewielkie spadki notowano jedynie w Bombaju, na Tajwanie i w Korei.

Początek sesji na głównych europejskich parkietach był bardzo asekuracyjny. We Frankfurcie i Paryżu indeksy zaczęły od poziomu z wczorajszego zamknięcia. Jedynie FTSE rósł o 0,4 proc., co też trudno uznać za wielkie osiągnięcie. Już po kilkunastu minutach asekuracja zmieniła się w lekki pesymizm i wskaźniki zaczęły spadać. Na pozostałych parkietach było dość ciekawie. Warszawa, Budapeszt i Moskwa na początku sesji notowały spadki. Za to w Bukareszcie, Sofii i Istambule indeksy zyskiwały po około 1,8 proc. Praski PX50 rósł o 1,6 proc. A więc znów usłyszymy o wzroście apetytu na ryzyko.

W ciągu dnia zmiany były niezbyt wielkie. Po krótkim zrywie i wyjściu nad kreskę, Paryż i Frankfurt powróciły do niewielkich spadków, cały wzrost na giełdzie tureckiej został natomiast zniwelowany. Po serii danych, dotyczących amerykańskiej gospodarki, skala zniżki powiększyła się. A dane w większości były zgodne z oczekiwaniami lub nieznacznie lepsze. Tylko wskaźnik nastrojów konsumentów był nieco poniżej prognoz. Spadkowy początek sesji za oceanem przesądził losy końcówki sesji. Około godziny 16.00 DAX tracił 1,2 proc., CAC40 zniżkował o 1,1 proc., a FTSE, który przez większą część dnia trzymał się nad kreską, tracił 0,2 proc.

Waluty

Poprawa nastrojów na amerykańskiej giełdzie znów skutkowała osłabieniem się dolara. W czwartek rano euro wyceniano na 1,47 dolara, wieczorem już na ponad 1,48 dolara. Dziś przed południem notowania trzymały się w okolicach tego poziomu. Tuż po godzinie 12.00 dolar znów zaczął zyskiwać na wartości. Wiadomo było, że Wall Street przestanie się cieszyć ze wzrostu PKB. Około godziny 16.00 kurs euro wrócił w okolice 1,47 dolara.

Nasza waluta „skazana” jest na naśladowanie ruchów dokonujących się na rynku światowym. Kurs dolara porusza się w przedziale 2,8-2,9 zł. Wczoraj, w ślad za osłabieniem się dolara do euro, przebył ten dystans od górnego ograniczenia, do dolnego. Dziś przed południem za dolara trzeba było płacić 2,85 zł. W przypadku euro, od trzech dni wahania odbywają się w granicach 4,21-4,28 zł. Dziś rano wspólną walutę wyceniano na 4,23 zł. Franka można było kupić za 2,8 zł. Po południu nasza waluta traciła siłę. Dolar zdrożał do 2,88 zł, a euro do 4,25 zł. Jedynie frank trzymał się w okolicach 2,8 zł, a jego słabość prawdopodobnie wynikała z interwencji dokonywanych przez szwajcarski bank centralny.

Podsumowanie

Na naszym parkiecie wczorajsze dobre dane o wzroście amerykańskiej gospodarki nie spowodowały zmiany nastrojów. Dziś niemal zupełnie o nich zapomniano. Podobnie zresztą było i na innych rynkach europejskich. Przełomu zatem nie ma i nadal należy liczyć się z pogłębieniem spadkowej korekty. To, że reakcja na dość przecież istotne dane była tak słaba i krótkotrwała, nie najlepiej świadczy o sile rynków. Chęci do wzrostów nie widać i znów coraz głośniej mówi się, że indeksy nieco przeszarżowały. Trwałego odwrócenia zwyżkowej tendencji raczej nie ma co się na razie obawiać. Ochłodzenie nastrojów i spadek cen akcji powinny wkrótce pobudzić byki do działania.