"Technologia przechwytywania i magazynowania CO2 (tzw. CCS), a także inne (technologie) są nadzieją dla Polski. Jako były główny ekonomista Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) wiem, że bank ma programy wsparcia rozwoju technologii przyjaznych środowisku" - wskazał Brytyjczyk. Powstrzymanie się od przestawiania się na nowe technologie nieemitujące CO2, będzie miało, zdaniem Sterna, negatywne konsekwencje dla polskiej gospodarki.

"Przyszłość gospodarki tkwi w rozwoju tzw. czystych technologii. Kraje, które nie przestawią się na nie zostaną podwójnie poszkodowane: poprzez rosnące ceny kopalnianych surowców energetycznych oraz przez utratę konkurencyjności w handlu międzynarodowym" - ostrzegł Stern. W jego ocenie w krótkookresowej perspektywie polski rząd musi liczyć się z dużymi nakładami, jeśli chce uniezależnić się od węgla jako źródła energii. W średniej perspektywie jednak nakłady te zwrócą się, ponieważ wygenerują nowe miejsca pracy, uczynią gospodarkę bardziej konkurencyjną, innowacyjną i szybciej się rozwijającą.

Podczas spotkania z dziennikarzami w London School of Economics (LSE) Stern zauważył, że "gospodarka oparta na dużej emisji CO2 zabija samą siebie", ponieważ jest na łasce światowych cen paliw i niszczy środowisko. "Jedynym wiarygodnym źródłem wzrostu w najbliższych 10-20 latach będzie gospodarka oparta na niskiej emisji CO2" - zaznaczył ekspert, przewodniczący działającego pod auspicjami LSE Ośrodka ds. Zmian Klimatu, Gospodarki i Polityki.

Stern ocenia, iż państwa gospodarczo rozwinięte w okresie najbliższych 10-20 lat będą musiały przeznaczyć 1-2 proc. PKB na inwestycje w nowe źródła energii i technologie przyjazne środowisku. Pomoc dla państw rozwijających się w uporaniu się ze skutkami globalnego ocieplenia powinna według niego sięgnąć 50 mld USD do 2015 r., 100 mld USD do 2020 r. i ok. 200 mld USD w latach dwudziestych obecnego wieku. Sfinansowanie tych wydatków wymagać może, według Sterna, wprowadzenia nowych podatków od podróży lotniczych oraz od firm spedycji morskiej. Ekspert nie wyklucza też wprowadzenia podatku od unijnego handlu prawami do emisji zanieczyszczeń.

Reklama

Opublikowany we wtorek raport Ośrodka ds. Zmian Klimatu stwierdza, iż po to, by zaistniała realistyczna (50-procentowa) szansa powstrzymania wzrostu globalnej średniej temperatury powyżej 2 stopni Celsjusza, obecny poziom globalnej emisji CO2 i pokrewnych gazów do 2050 r. musi być o połowę niższy w stosunku do poziomu z 1990 r. Autorzy raportu sugerują, iż osiągnięcie tego celu wymagać będzie od bogatych państw UE, Japonii i USA zmniejszenia poziomu emisji o co najmniej 80 proc. do 2050 r. w porównaniu z poziomem z 1990 r. UE zadeklarowała przed konferencją ws. klimatu w Kopenhadze cel zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych o 30 proc. do 2020 r. w stosunku do 1990 (wobec 12,5 proc. planu zrealizowanego do tej pory).

Nicholas Stern uważa, iż cel przyjęty przez UE jest realny i nie wyklucza, iż faktyczny poziom redukcji może w tym czasie sięgnąć 34 proc. W sprawie wyników kopenhaskiego szczytu, który odbędzie się pod auspicjami ONZ w grudniu, jest umiarkowanym optymistą. Wskazuje przy tym na większe zrozumienie zagadnień globalnego ocieplenia w USA i Chinach. Zastrzega zarazem, iż wprowadzenie i realizacja celów wymagać będzie silnego przywództwa.