Powodem najnowszych wstrząsów jest Grecja, której rating kredytowy został wczoraj obniżony przez agencję Fitch. Stało się to w 24 godziny po przedstawieniu przez inną agencję ratingową, Standard & Poor’s ostrzeżenia pod adresem greckiego rządu, że musi się liczyć z nieuchronną degradacją.

Nowe niepokoje wywołały największy jednodniowy spadek na greckim rynku obligacji od listopada 2008 roku oraz przecenę akcji na przeszło 6 proc. Rentowność dwuletnich greckich obligacji, która pozostaje w odwrotnej relacji do ceny, wzrosła o 58 punktów bazowych do 2,618 proc.

Różnica między rentownością niemieckich obligacji i ich greckimi odpowiednikami – to jeden z najlepszych mierników stabilności lub niestabilności w unii walutowej – jest największa od siedmiu miesięcy. Spread między dwuletnimi obligacjami wzrósł do 136 punktów bazowych.

Na razie problemy w Atenach nie doprowadziły do przerzucenia się zarazy na liczącą 16 państw strefę euro.

Reklama

Richard McGuire, starszy strateg rynku walutowego w RBC Capital Markets mówi: „Jak dotąd jest to sprawa Grecji. Główny powód zamieszania polega na tym, ze Grecy przedstawili znacznie gorsze dane na temat swoich finansów publicznych, niż tego spodziewały się rynki. I nagle dlatego Grecja jest postrzegana, jako kraj z najgorszą gospodarką”.

W Irlandii nie doszło do wyprzedaży na rynkach obligacji, chociaż jej gospodarka, obok greckiej, była najbardziej zagrożona niebezpieczeństwem implozji. Dublin zdecydowanie zabrał się za rozwiązywanie problemu zadłużenia.

Na rynkach obligacji Włoch, Portugalii i Hiszpanii, które mają problemy z wysokim zadłużeniem i niemrawą gospodarką, handel jest stabilny ponieważ istnieje większe przekonanie, że kraje te poradzą sobie z problemami długu. Grecja, jak wszystko na to wskazuje, nie wykazała dostatecznej stanowczości w rozwiązywaniu kwestii fiskalnych.

Dane przedstawione w październiku przez socjalistyczny rząd zobligowały Komisję Europejską do zrewidowania w górę szacunku deficytu budżetowego Grecji w tym roku do poziomu 12,7 proc.

Obawy inwestorów wzmogły się jeszcze bardziej kilka tygodni temu, kiedy bank centralny w Atenach ostrzegł komercyjnych kredytodawców, aby nie polegali w tak wielkim stopniu na funduszach zaciąganych z Europejskiego Banku Centralnego. Greckie banki komercyjne pożyczały, procentowo rzecz ujmując, znacznie więcej z EBC niż banki z innych krajów.



Teraz ciosy spadły na rynki obligacji i kapitałowy, a greckie swapy na wypadek niespłacenia kredytu, które pokazują koszty ubezpieczenia obligacji, wzrosły po raz pierwszy powyżej podobnych gwarancji dla Turcji. Trzeba wyłożyć 212 tys. dolarów rocznie na ubezpieczenie 10 mln dolarów greckiego długu przez pięć lat, wobec 196 tys. dolarów w przypadku Turcji.

Fakt, że Grecja została zdegradowana przez Fitch do kategorii BBB+ jest bardzo istotny, ponieważ, zgodnie z zasadami obowiązującymi przed kryzysem, greckie obligacje rządowe nie mogłyby służyć jako zastaw w zamian za pożyczki z EBC. Agencja S&P najpewniej pójdzie w ślady Fitch i obniży rating kredytowy Grecji do poziomu BBB+ w ciagu najbliższych tygodni.

Greckie banki pożyczyły z EBC ponad 40 mld euro, co stanowi 8 proc. ogółu ich aktywów – najwięcej spośród państw w strefie euro. Dlatego degradacja może mieć kluczowe znaczenie.

Główna niewiadoma dotyczy tego, co stanie się, kiedy EBC powróci do normalnych reguł. Bank zapewnił, że utrzyma az do końca 2010 roku liberalne przepisy, dzięki którym obniżono z A- do BBB- wymogi odnośnie kategorii zastawu.

Grecja wciąż ma czas, żeby zabrać się za kwestię rosnącego zadłużenia, ale musi to uczynić zaraz, bo w przeciwnym razie mechanizm wspierający z EBC zostanie jej odebrany.

Inny problem polega na tym, czy silniejsze gospodarki, takie jak Niemcy, zechcą przyjść Grecji z odsieczą.

„Nie tkwimy już więcej w systemowym kryzysie, tak jak to miało miejsce na początku roku, toteż jest wiele spekulacji, że Niemcy nie będą już więcej gotowe do spieszenia z ratunkiem dla kraju strefy euro, który popadł w kłopoty” – mówi Huw Worthington, strateg rynku walutowego w Barclays Capital.

W samym punkcie kulminacyjnym finansowego kryzysu w lutym tego roku, Peer Steinbrück, były niemiecki minister finansów zapewnił, że Niemcy podejmą działania, aby zapobiec niewypłacalności członka strefy euro.

Od tamtej pory bardziej liczą się obawy o zaistnienie przypadku „moralnego hazardu”, czyli nagradzania krajów za złe zachowania. Wydaje się, że europejscy politycy i przedstawiciele banku centralnego chcą, żeby Grecja sama poradziła sobie z własnymi problemami.