Unia Europejska podczas szczytu klimatycznego w Kopenhadze nie zaproponuje zwiększenia swoich zobowiązań redukcji emisji CO2. Na rozpoczętym w czwartek wieczorem spotkaniu przywódców państw UE w Brukseli nie dojdzie do zawarcia porozumienia w tej sprawie. Chodzi o propozycję, by do 2020 r. Unia zredukowała emisję dwutlenku węgla o 30 proc., a nie, jak przewiduje dotychczasowe uzgodnienie, o 20 proc. Taki cel forsuje przewodząca Unii Szwecja. Kolejne zobowiązanie miałoby dać przykład takim krajom, jak USA czy Chiny, do podjęcia podobnych decyzji.
– Widać coraz wyraźniej, że jeśli nie będzie gestów dotyczących redukcji ze strony USA czy Chin, to nie będzie też jednostronnych ambitnych ofert ze strony Unii – mówi Jacek Saryusz-Wolski, wiceszef Europejskiej Partii Ludowej. Szwedów popierało sześć państw tzw. starej Unii: Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Dania, Finlandia i Hiszpania. Polska i inne nowe kraje unijne są zdecydowanie przeciw. – Żadne oficjalne decyzje nie zostały podjęte, bo nie taki był cel czwartkowego spotkania. Jednak w sprawach klimatycznych ustalono, że wszystkie uzgodnienia wymagają jednomyślności. Ton dyskusji wskazuje, że zobowiązania Unii nie mogą iść za daleko – mówi DGP Susanne Kiefer, rzeczniczka Rady UE.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że coraz bliżej polskiego stanowiska w sprawie redukcji emisji CO2 jest też rząd w Berlinie. Niemcy proponują, by UE nie kładła na stole w Kopenhadze swojej propozycji, zanim nie uczynią tego inni. Francuzi natomiast chcą utworzenia międzynarodowej organizacji środowiska nadzorującej porozumienia w sprawie redukcji CO2 na wzór Światowej Organizacji Handlu (WTO). Chcą też, by unijna pomoc w tej sprawie kierowana była wyłącznie do najbiedniejszych krajów świata, a nie np. do Chin czy Indii. Argumentują, że nowe kraje unijne nie mogą być sponsorami zmian w krajach o podobnym stopniu rozwoju gospodarczego.
Przywódcy Wspólnoty ponownie spotkają się pod koniec przyszłego tygodnia, już w trakcie finału konferencji w Kopenhadze. To właśnie wtedy ma być uzgodniona ostateczna, już oficjalna propozycja UE. Ale zablokować to może polski rząd. Bo nastawiamy się na jeszcze jeden dodatkowy warunek, który trudno szybko spełnić. – Ograniczenie emisji powyżej 20 proc., jeśli w ogóle będzie możliwe, to tylko po przedstawieniu w marcu przez Komisję Europejską analizy skutków ekonomicznych takiego posunięcia – uważa Mikołaj Dowgielewicz, minister ds. europejskich rządu Donalda Tuska. Jego zdaniem wszelkie ostateczne zobowiązania ze strony UE mogą być złożone dopiero za rok, w trakcie kolejnej konferencji klimatycznej w Meksyku. I tylko pod warunkiem, że do tego czasu daleko idące zobowiązania podejmą także USA, Japonia oraz kraje rozwijające się.
Reklama
Wczoraj w specjalnym liście do premiera przewodniczącej UE Szwecji Fredrika Reinfeldta przeciw redukcji CO2 o 30 proc. opowiedziała się wpływowa konfederacja największych przedsiębiorstw europejskich BusinessEurope. Wskazała m.in., że w razie podjęcia zbyt daleko idących zobowiązań unijne firmy nie wytrzymają międzynarodowej konkurencji, w sytuacji gdy np. USA zapowiadają redukcję jedynie o 3 proc. do 2020 r.
Czy więc Unia niczego nie zaproponuje w Kopenhadze? Zobowiąże się do wypłacenia pomocy dla najbiedniejszych krajów świata w przejściu na przyjazne środowisku technologie. Do 2012 r. Polska ma wykładać na ten cel co roku kilkadziesiąt milionów euro z ok. 2 mld, jakie chce zebrać od 27 krajów UE szwedzka prezydencja.