Nie dlatego, że któraś ze stron tego sporu wygrała – reżim kursowy będzie zawsze dzielił ekonomistów. Raczej z tego względu, że boom kredytowy był tak silny, iż wydawało się, że prawie wszystkie systemy gospodarcze trzymają się mocno. Teraz, gdy osłabły, debaty o kursie walutowym znów stały się aktualne. Kryzys w Dubaju zwrócił uwagę inwestorów na sztywne powiązanie waluty Zjednoczonych Emiratów Arabskich z dolarem. Boom na rynku aktywów w ZEA wynikał – wprawdzie nie całkiem, ale w dużym stopniu – właśnie z „ importu” z USA łagodnej polityki pieniężnej. Ekonomiści uważają, że dirham jest od 10 do 25 proc. (zależnie od emiratu) niedowartościowany wobec dolara.

>>> Czytaj też: Szwajcarska gra na osłabienie franka może też osłabić złotego

Gdy w zeszłym roku inflacja osiągnęła poziom dwucyfrowy, pojawiły się głosy za jego rewaluacją. Ale od tego czasu ceny spadły, poza tym nie ma tam woli politycznej do wprowadzenia kursu płynnego. Kraje Zatoki nastawiają się zresztą na stworzenie w ciągu następnych paru lat regionalnego bloku walutowego. W tym samym czasie kłopoty Grecji ożywiły stare spory o pożytki z członkostwa w strefie euro. Wysuwany często argument, iż greckie problemy rozwiązałoby odejście od euro, jest jednak nielogiczny, zwłaszcza w przypadku kraju tak zadłużonego, jak Grecja. Nowa waluta była zapewne słabsza niż obecna, a obligacje emitowane w euro i tak trzeba by spłacać. Kosztowniejsze byłoby też zaciąganie nowych długów. Greckie problemy mają charakter strukturalny i nie da się ich rozwiązać poprzez dewaluację. Skoro jednak Dubai i Grecja mają utrzymać sztywny kurs walutowy, tym istotniejsza staje się wiarygodność obu krajów. George’a Sorosa i jemu podobnych do ataku na jakąś walutę zniechęcić może bowiem tylko gospodarcza wiarygodność kraju.

>>> Czytaj też: Raty kredytów walutowych wzrosną w II połowie przyszłego roku

Reklama