Pod koniec 1987 roku Frank Partnoy, wówczas student matematyki na Uniwersytecie w Kansas, przeżył objawienie. Po obejrzeniu filmu „Wall Street” Olivera Stone’a, opisującego chciwość rządzącą branżą finansową, zdecydował, że chce być jej częścią.
– Byłem naiwny, ale to mnie inspirowało. Wall Street wydawało się tak egzotyczne i kuszące – mówi 43-letni Partnoy, dziś profesor prawa, który pracował jako specjalista od instrumentów pochodnych w Credit Suisse First Boston i Morgan Stanley. W dwie dekady po premierze „Wall Street” jego główni bohaterowie, ojciec wszelkiego zła Gordon Gekko (Michael Douglas) i przekupny naiwniak Bud Fox (Charlie Sheen), wciąż hipnotyzują dziesiątki potencjalnych bankierów i maklerów. – Dzieciaki, które przychodzą do branży, mówią mi, że widziały ten film tak wiele razy, że znają Gekko lepiej niż swoje rodziny – opowiada 52-letni Ken Moelis, jeden z najbardziej znanych na Wall Street pośredników przy zawieraniu transakcji.

Chwała i nędza finansów

Choć film nie stał się kasowym hitem ani nie uwiódł krytyków, jego wpływ na kulturę popularną wciąż pozostaje silny. Mądrości Gekko w rodzaju „lunch jest dla frajerów” i „chciwość jest dobra” (w filmie padają słowa: „chciwość, z braku lepszego słowa, jest dobra”) weszły do potocznego języka.
Reklama
Jednak dla Wall Street wpływ filmu nie ograniczał się do bon motów. – Obraz Stone'a zainspirował całą generację ludzi pracujących w finansach do naśladowania bohaterów. Nagle parkiety giełdowe zaroiły się od szelek, przylizanych włosów i „Sztuki wojny” Sun Tzu (ulubionej książki Gekko – red.) – wspomina bankier, który zaczął pracę w branży w tym czasie. – Film był odzwierciedleniem branży takiej, jaka ona w owym czasie była, ale uchwycił również punkt zwrotny. Wcześniej w finansach chodziło o stabilność, wartości i o relacje. Film pokazywał inną stronę finansów, która dopiero się rodziła – dodaje Jean-Yves Fillion, 51-letni bankier z BNP Paribas w Nowym Jorku.
Dlaczego przekaz Stone'a w „Wall Street” przeszedł niezauważony? Bill Winters, 48-letni były szef banku JP Morgan, uważa, że reżyser zaciemnił obraz, który chciał wyeksponować. – Myślę, że film miałby dużo mocniejsze przesłanie, gdyby twórcy byli nieco subtelniejsi i przedstawili bohaterów nie jak kryminalistów, ale osoby etycznie dwuznaczne – opowiada.
Jednak kultura chciwości, która była oczywista dla 25-letniego wówczas bankiera, takiego jak Winters, wciąż stanowiła zaskoczenie dla większości publiczności filmu spoza Wall Street. Film miał premierę zaledwie kilka miesięcy po krachu giełdowym z października 1987 roku i pokazywał brzydszą stronę maszyny do robienia pieniędzy, która zawsze próbowała ukryć swoje skazy pod przykrywką eleganckich ubrań i skomplikowanego żargonu. Po raz pierwszy ludzie mogli zobaczyć nie tylko chwałę, ale i nędzę Wall Street.
Patt Huddleston, 48-letni były urzędnik Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC), wspomina, że film odegrał istotną rolę w podjęciu przez niego decyzji o zostaniu pracownikiem nadzoru finansowego. – Stone przypomniał mi, że to zwykli ludzie płacą najwyższą cenę za grzechy domniemanych królów wszechświata, takich jak Gekko. Stąd wziął się impuls, by pracować dla Dawida, a nie dla Goliata. „Wall Street” pomogło mi zrozumieć, że mogę to robić w SEC. To, co zobaczyłem w SEC, w mrocznych zakamarkach branży finansowej, potwierdziło jeszcze mniej pochlebny obraz, niż odmalowuje film – mówi.

Śmierdzisz Wall Street

W „Pieniądze nie śpią” Douglas ponownie wcielił się w postać Gekko, który właśnie wychodzi z więzienia i chce odzyskać dawną magię. Wychodzi w czasie, gdy w oczach społeczeństwa, które traci domy i pracę w wyniku najbardziej niszczącego kryzysu od lat 30., w branży finansowej nie ma nic atrakcyjnego.
Tak jak pierwszy film był inspirowany słynnym skandalem z udziałem prawdziwego finansisty Ivana Boesky'ego (który miał podobno kiedyś powiedzieć, że „chciwość jest zdrowa”), „Pieniądze...” czerpią ze współczesnych wydarzeń. Wśród bankierów, którzy widzieli film, popularną rozrywką stało się spekulowanie, który z prawdziwych tytanów Wall Street był inspiracją dla postaci przypominającego sępa prezesa Brettona Jamesa, granego przez Josha Brolina.
Film powtarza również relację pomiędzy Gekko a młodym protegowanym. Shia LaBeouf gra maklera, który płaci za oszustwo swojego mistrza (wyraźnie nie widział oryginalnego filmu), a jednocześnie romansuje z córką Gekko.
Nie chodzi jednak tylko o rozmiar telefonu komórkowego Gekko, który skurczył się od 1987 roku. Ponieważ wolny rynek okazał się mniej doskonały, niż kazali nam w to wierzyć jego zeloci z końca lat 80., tacy jak Ronald Reagan, Margaret Thatcher i Gordon Gekko, opinia i status społeczny bankierów także gwałtownie zmalały.
Istnieje zatem większe prawdopodobieństwo, że przestrogi Stone'a zostaną tym razem zauważone. Czy jednak jego nowy film ma jakiekolwiek szanse na to, by wywołać reakcję zbliżoną do oryginału? Ci, którzy liczą na zapadające w pamięć dialogi, nie będą rozczarowani. („Kiedyś powiedziałem, że chciwość jest dobra. Teraz wydaje się być legalna”; „Tak śmierdzisz Wall Street, że robi mi się niedobrze. Muszę wziąć prysznic”). Jednak Partnoy, bankowiec, który stał się profesorem, uważa, że na współczesnych widzach film nie zrobi takiego wrażenia jak na jego pokoleniu.
– Student matematyki z Uniwersytetu w Kansas wie obecnie wszystko o skolateralizowanych instrumentach dłużnych i Wall Street – mówi. – Kiedy ja zobaczyłem oryginalny film, etyka studentów zmieniła się o 180 stopni. W latach 90. to się wydawało inspirujące.
Ujawnienie brzydszej twarzy branży finansowej zredukowało magię Wall Street. Zapomnijcie o awanturniczych korporacyjnych rajdach i odważnych strategiach transakcyjnych. Ostatnią katastrofę spowodowali biedni ludzie, którzy dostali kredyty, jakich nie mogli spłacić, i głupcy, którzy poddali je sekurytyzacji w swoich pozbawionych okien biurach. Gdy Gekko gnił w więzieniu, Wall Street zostało przejęte przez frajerów jedzących lunche. Paradoksalnie, gdy kwanci (żargonowe określenie maklerów zajmujących się matematyczną analizą trendów finansowych) wypchnęli specjalistów od zawierania transakcji, a superszybkie komputery zastąpiły ludzi na parkietach transakcyjnych, ta mniej barwna branża stała się lepiej znana opinii publicznej. Okres długiej prosperity zachęcił więcej ludzi do inwestowania.

Chciwość się odradza

Stone robi, co może, ale nie potrafi zaszokować ludzi tak jak dwie dekady temu, ponieważ jego widownia zarówno więcej wie, jak i jest bardziej przyzwyczajona do zagrożeń, które niosą ze sobą finanse.
Czy bardziej poprawne wcielenie Wall Street, które znajduje się w nowym filmie, wciąż będzie miało siłę przyciągania potencjalnych maklerów? Bill Winters wierzy, że tak. – Ruch „chciwość jest dobra” z lat 80. i 90. dziś się odradza – mówi. – Finanse zawsze były profesją, gdzie człowiek był człowiekowi wilkiem. Niektórzy ludzie stawali się fantastycznie bogaci, a inni byli zwalniani. Jest wiele bystrych dzieciaków, które studiują inżynierię i matematykę i które chcą iść do finansów z powodu wielkich zarobków.
Weteran Wall Street, 72-letni Peter Solomon, który był wysokim rangą menedżerem w Lehman Brothers, zanim w 1989 roku założył własną firmę, nie jest przekonany, czy bardziej skruszony Gekko zwiększy zdolność jego branży do wyciągania wniosków z błędów przeszłości.
– Idziesz na wieczorne przyjęcie, a tam jest dwóch lub trzech facetów siedzących wcześniej w więzieniu – mówi Solomon, który spotkał się ze Stone’em, zanim ten zaczął kręcić swój nowy film. – To wspaniały świat, gdyż nieustannie się odradza. Ale nie sądzę, by ludzie wyciągali wnioski.
To dlatego najbardziej prorocza kwestia w filmie z 1987 roku to zapewne nie „chciwość jest dobra”, ale ostrzeżenie, które Lou Mannheim, uosabiający dawny świat finansów, daje młodemu Foxowi: „Najważniejsza rzecz, jeśli chodzi o pieniądze, Bud: Powodują, że robisz rzeczy, których nie chcesz robić”.
ikona lupy />
Kadr z filmu "Pieniądze nie śpią" / Bloomberg