Strefa euro rozważa możliwość udzielenia Włochom pomocy z Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF), tak by zmniejszyć odsetki, jakie Rzym musi płacić za swe obligacje, a tym samym ograniczyć ryzyko rozlania się kryzysu zadłużenia na kolejny kraj.

Informację taką podała w poniedziałek wieczorem z Brukseli agencja France-Presse; tymczasem we Włoszech nie wywołała ona żadnych reakcji ani przedstawicieli rządu, ani w prasie.

Pominięcie milczeniem doniesień z Brukseli tłumaczy się tym, że rząd Silvio Berlusconiego konsekwentnie odmawia wyciągnięcia ręki po jakąkolwiek pomoc z zewnątrz i teza, że z powodu swojego sięgającego 120 proc. PKB długu Włochy musiałyby skorzystać z EFSF, jest tematem tabu. Nie porusza go ani rządząca koalicja ani opozycja. Rząd twierdzi, że wystarczającym środkiem antykryzysowym będzie program cięć i oszczędności.

>>> Czytaj też: Europejskie bankowe kolosy na glinianych nogach

Innego zdania są wysocy przedstawiciele resortów finansów strefy euro, którzy w Brukseli przygotowują decyzje środowego szczytu strefy euro. Według AFP, rozważają oni możliwość skupowania przez EFSF włoskich obligacji, tak by ich rentowność (czyli odsetki płacone inwestorom) już nie rosła. Obecnie włoskie obligacje są oprocentowane na blisko 6 proc., zaś włoskie zadłużenie przekracza 1,9 bln euro.

Reklama

Dotąd skupowaniem obligacji zagrożonych krajów (Włoch i Hiszpanii) zajmował się Europejski Bank Centralny. Na szczycie w lipcu unijni przywódcy rozszerzyli uprawnienia EFSF, dając mu możliwość skupowania obligacji na rynku wtórnym; dotąd ta możliwość nie została jednak wykorzystana.

Gotowość strefy euro do udzielenia wsparcia z EFSF miałaby uspokoić rynki finansowe, a także stanowić zachętę dla włoskich władz dla przeprowadzenia radykalnych reform, "tak by pokazać, że Włochy nie staną się kolejną Grecją". Groziłoby to całkowitą destabilizacją strefy euro, więc mocne apele o walkę z długiem i o stabilizację finansów publicznych kierowali pod adresem Berlusconiego na niedzielnych szczytach UE i strefy euro kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy.

>>> Czytaj też: UE dzieli się coraz bardziej. Czy europejski projekt przetrwa kryzys?

Strefa euro robi wszystko, by ograniczyć potencjalne katastrofalne dla wspólnej waluty, a nawet gospodarki światowej, skutki kryzysu zadłużenia, jaki dotknął już inne kraje Południa: Grecję czy Portugalię; w środę na szczycie w Brukseli ma sfinalizować decyzje w sprawie pakietu antykryzysowego.

Tymczasem Komisja Europejska poinformowała we wtorek, że nie otrzymała jeszcze listy środków zaradczych, jaką Berlusconi obiecał dostarczyć przed środowym szczytem szefom Rady Europejskiej i KE. "Oczekujemy, że otrzymamy ją wkrótce, być może do jutra" - powiedziała podczas codziennej konferencji w Brukseli rzeczniczka KE Pia Ahrenkilde Hansen. Przypomniała słowa przewodniczącego KE Jose Barroso, który jest przekonany, że "Włochy stawią czoło niepewnościom, ponieważ mają silną gospodarkę".

Jak zaznaczył rzecznik KE ds. gospodarczych Amadeu Altafaj Tardio, europejscy partnerzy, a nie tylko Francja i Niemcy, oczekują od tego kraju konsolidacji budżetowej, pobudzania wzrostu i reform strukturalnych. Jego zdaniem, włoski rząd musi przyspieszyć wdrażanie ogłoszonego we wrześniu ub.r. planu naprawczego. "Wydaje się konieczne, by Włochy poparły ten plan szczegółowymi działaniami w jasno określonych ramach czasowych" - powiedział Altafaj. Wymienił m.in. reformę systemu emerytalnego oraz poprawę przepisów we Włoszech tak, by przyciągać inwestycje i tworzyć nowe miejsca pracy.

W poniedziałek Berlusconi oświadczył, że nikt w Unii Europejskiej nie może "pouczać" partnerów i że nikt nie musi obawiać się o los trzeciej gospodarki w UE.

"Włochy już podjęły i zamierzają dokończyć działania, które leżą w interesie narodowym oraz europejskim i które są zgodne z poczuciem sprawiedliwości i równości społecznej. Na czas spłacamy nasz dług publiczny, mamy większą nadwyżkę początkową niż nasi partnerzy" - napisał w oświadczeniu włoski premier. Obiecał też "lojalną współpracę" ze strony Rzymu w sprawie rozwiązania kryzysu w strefie euro.

>>> Czytaj też: Niespodziewane rozwiązanie: wielkie pieniądze z gazu i ropy uratują Europę?

Bezpośrednio po szczycie Berlusconi zapowiedział, że będzie dążył do podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat. Jak mówił, nie do przyjęcia jest to, że we Włoszech na emeryturę można odejść już w wieku 58 lat. Najpierw do projektu reformy systemu emerytalnego premier musi przekonać swego koalicjanta, Ligę Północną, która na razie torpeduje pomysły Berlusconiego.

Trwają intensywne dyskusje wewnątrz koalicji nad środkami, które jeszcze przed środowym szczytem udowodnią partnerom w strefie euro, że Włochy są zdolne do zdecydowanego działania.