W tłumie brytyjskich menedżerów panowało nerwowe podniecenie właściwe osobom przeczuwającym okazję do zrobienia dobrego interesu w trudnych czasach. Ale zebrani, którzy przybyli na zaproszenie policji z Surrey oraz West Midlands, doskonale zdawali sobie sprawę, że nie jest to zwykły przetarg. Chodziło o wart aż 1,5 mld funtów siedmioletni kontrakt, na mocy którego firmy prywatne będą wspomagać policję w codziennych obowiązkach, takich jak zatrzymywanie podejrzanych oraz prowadzenie dochodzeń. Jak na ironię, parada piękności odbywała się w budynku siedziby Kongresu Związków Zawodowych, symbolu monopolu sektora publicznego na świadczenie usług.

Pierwsze określenie, które przychodzi do głowy, to prywatyzacja policji. Ale czy rzeczywiście to krok w stronę świata, w którym żądza zysku przeważa nad wartościami służby publicznej? Czy po prostu powolne zmiany w kierunku, który Wielka Brytania obrała lata temu, kiedy Margaret Thatcher sprywatyzowała kluczowe państwowe sektory, takie jak telekomunikacja i energetyka?

Trzy dekady później kolejny rząd torysów, borykając się ze skutkami kryzysu finansowego, próbuje znaleźć nowe sposoby świadczenia usług publicznych. Premier David Cameron ukuł już nawet w tym celu slogan wielkiego społeczeństwa, w którym rząd odgrywa mniejszą rolę, a problemy są rozpoznawane oraz rozwiązywane na poziomie lokalnym. – Zamierzamy uruchomić przetargi na kontrakty warte miliardy funtów, by organizacje charytatywne i społeczne po raz pierwszy mogły konkurować z państwem. Skala nowych możliwości przesłania wszystko, co było dla nich dostępne dotychczas – zapowiedział.

Sukces tego przedsięwzięcia ma znaczenie nie tylko dla Wielkiej Brytanii, bo na całym świecie zadłużone kraje rozważają współpracę państwa z obywatelami, starając się przetrwać w warunkach ograniczonego budżetu. Niektóre z zainteresowaniem spoglądają na Wyspy, śledząc nie tylko tamtejsze próby przebudowy systemu usług publicznych, lecz także skomplikowane manewry polityczne, których wymaga majstrowanie przy cenionym przez naród państwie opiekuńczym.

Reklama

>>> Co dalej ze wspólną walutą? Do końca roku jeden kraj opuści strefę euro

Wszystko może być prywatne

Brytyjczycy dają przykład nie tylko szukania nowych rozwiązań, lecz także tego, z jakimi zagrożeniami wiąże się flirt z sektorem prywatnym. Rząd został zmuszony do częściowego wycofania się z reformy służby zdrowia, bo proponowane zmiany zostały odebrane przez społeczeństwo jako próba zwiększenia udziału płatnych usług w systemie opierającym się na wpływach z podatków. Program zmniejszenia bezrobocia został skompromitowany po ujawnieniu nadużyć, jakich dopuścili się ludzie z zarządzającej nim prywatnej firmy. Podobne niepowodzenia to zresztą nic nowego. Spółka ochroniarska Group 4 (obecnie G4S) stała się w latach 90. pośmiewiskiem, po tym jak kilku więźniów uciekło z jej konwojów. A stało się to kilka dni po rozpoczęciu realizacji przez nią kontraktu na przewożenie osób skazanych.

Mimo pojawiających się cały czas obiekcji rząd Davida Camerona nadal chce ograniczyć udział państwa w świadczeniu usług publicznych, ale ministrowie wyraźnie ograniczyli swoje ambicje. – Choć z części planów zrezygnowano, w momencie kiedy wyborcy pójdą do urn w 2015 roku, kraj będzie wyglądał całkiem inaczej – przekonuje szef think tanku Policy Exchange Neil O’Brien.

Jak? Czternaście ze 134 więzień w Anglii oraz Walii jest już zarządzanych przez firmy prywatne, w tym roku przewidziano jeszcze dziewięć przetargów na sprywatyzowanie zakładów karnych. Otworzono dla konkurencji też kuratorską służbę sądową. W odpowiedzi na główny zarzut stawiany poprzedniemu modelowi finansowania, że w zestawieniu z zyskami państwo przekazywało prywatnym usługodawcom zbyt małą część ryzyka, coraz częściej stosuje się model płatności uzależniający finansowanie od wyników. Przykładem może być Program Zatrudnienia: firmy otrzymują dotacje, tylko jeśli dają stałe zatrudnienie bezrobotnym, którzy dotychczas żyli z zasiłku. Nie wszystkie problemy udało się jednak rozwiązać. Plany otworzenia służby zdrowia dla „wszystkich chętnych” zostały zarzucone po tym, jak Liberalni Demokraci stwierdzili, że to otworzyłoby drogę do prywatyzacji szpitali. Sprzeciw, który został poparty przez lekarzy i pielęgniarki, pokazał rządzącej koalicji, że są granice społecznego przyzwolenia dla outsourcingu usług publicznych.



Rząd w odpowiedzi przestawia się na koncepcję spółdzielni – podmiotów zakładanych przez pracowników służby zdrowia czy administracji lokalnej sprzedających usługi. Grupa zadaniowa kierowana przez Juliana Le Granda z London School of Economics przedstawiła raporty świadczące o wzroście wydajności firm, w których pracownicy wzięli los w swoje ręce. – Poparcie ministrów dla tego modelu jest związane z dobrze udokumentowanym niezadowoleniem wyborców z czerpania zysków z usług publicznych – przekonuje Paul Grout, profesor ekonomii politycznej na Uniwersytecie w Bristolu.

Powstaje jednak pytanie, czy spółdzielnie mogą konkurować z wielkimi koncernami pod względem dostępu do kapitału lub zdolności generowania innowacji. Organizacje charytatywne skarżą się, że schemat, w którym usługodawcy otrzymują bardzo ograniczone finansowanie w ciągu pierwszych sześciu miesięcy, nie pozwala im walczyć o kontrakty, ponieważ większość z nich nie ma wystarczającej płynności finansowej. – Spółdzielnie mogą mieć lepszą wydajność niż firmy prywatne. Jednak powodem, dla którego sektor prywatny wygrywa w długoterminowej perspektywie i dla którego nie mamy gospodarki składającej się wyłącznie z kooperatyw, jest to, że spółdzielnie nie są źródłem przełomowych innowacji – przyznaje Neil O’Brien.

Jeśli firmy prywatne zademonstrują, że są w stanie dobrze wykorzystać zarobione pieniądze, rząd może nie mieć innego wyjścia, jak tylko pogodzić się z kłopotliwym rozwiązaniem. W lutym Circle Health stała się pierwszą firmą prywatną zarządzającą szpitalem, choć pracownicy i majątek nadal są częścią NHS. Minister zdrowia Andrew Lansley jest przeciwny dalszym podobnym przejęciom szpitali, ale krążą plotki, że jego opór może osłabnąć, kiedy ucichnie szum wokół reform.

Zatem do jakiego stopnia zmieni się rzeczywistość Wielkiej Brytanii? Jak bardzo zbliży się do wizji Margaret Thatcher z lat 80., według której państwo nie świadczy i nie finansuje usług publicznych?

Liczy się skuteczność

Debata o roli i zasięgu państwa toczy się w wielu krajach, lecz Wielka Brytania wyróżnia się wyjątkową wrażliwością społeczną w kwestii udziału prywatnych firm w świadczeniu usług publicznych. Zapał, z którym Brytyjczycy bronią tej idei, można porównać tylko z siłą sprzeciwu Amerykanów wobec tego pomysłu.

– Kluczem do akceptacji prywatnego sektora w krajach europejskich jest upublicznienie danych o jego wydajności oraz jakości. Gdyby rząd miał dane świadczące o tym, że prywatna służba zdrowia działa, pozwoliłoby to uciszyć przeciwników – mówi Nick Seddon, wiceszef prorynkowego think tanku Reform.

To podejście odniosło skutek w Niemczech, gdzie rząd rozpoczął program outsourcingu szpitali. Szwecja jest przykładem tego, jak dane o wydajności mogą pomóc w przełamaniu politycznej wrzawy wokół udziału sektora prywatnego w państwowej edukacji, i to w kraju z głęboko zakorzenioną tradycją egalitaryzmu. Placówki zyskały prawo do generowania zysków, w przeciwieństwie do brytyjskich. – Szwedzi nigdy nie będą zadowoleni z tego, że niektórzy bogacą się na bezpłatnych szkołach, ale są w stanie to zaakceptować, jeśli dostaną w zamian lepsze usługi – mówi dyrektor sztokholmskiego think tanku Timbro Markus Uvell.

>>> Więcej o sytuacji na Wyspach: Brytyjska gospodarka potrzebuje dopingu