Ostatnio w Koszalinie, gdzie władze miasta zdecydowały się na likwidację terenu, który dotychczas służył jako przystanek początkowy dla busów, i zarekomendowały przejście na dworzec będący własnością PKS. – Decyzja jest podyktowana kwestiami bezpieczeństwa – wyjaśnia Robert Grafowski, rzecznik urzędu w Koszalinie. – Co prawda żaden wypadek jeszcze się nie wydarzył, ale często pasażerowie, by zdążyć przed odjazdem busa, przebiegają przez dwupasmową jezdnię – dodaje.
Dworzec PKS to jedyne miejsce z odpowiednią infrastrukturą: poczekalnią, wiatami, toaletami, sklepami, zapowiedziami odjazdów i informacjami o spóźnieniach. Słowem większy komfort dla pasażerów i przewoźników. Ci ostatni do przeprowadzki się jednak nie spieszą. Zwłaszcza że firmy, które z tego skorzystały, narzekają.
– Wchodząc na dworzec, wprowadzamy pasażerów, których część odpływa do naszego największego konkurenta – żali się jeden z mniejszych przewoźników, który rozpoczął już kursowanie z dworca PKS.
Reklama
Narzeka, że jeśli PKS organizuje kurs o równej godzinie, a on 15 minut później, to autobus PKS zwleka z odjazdem 13 minut, by zabrać jak najwięcej pasażerów. – Mogę się co prawda poskarżyć zarządcy dworca, ale po co, skoro to jedna firma – rozkłada ręce przedsiębiorca.
Krzysztof Kolisz, dyrektor ds. przewozów pasażerskich koszalińskiego PKS, tłumaczy, że to mali przewoźnicy do perfekcji opanowali sztukę dublowania kursów PKS. – I to w ordynarny sposób, ustalając kurs na dwie minuty przed odjazdem naszego autobusu – mówi.
Mali przewoźnicy nie chcą też korzystać z głównego dworca w Limanowej. A tamtejsi radni podjęli uchwałę, by każda linia przecinała główny węzeł przesiadkowy w mieście.
– Zaskarżymy uchwałę do wojewody. Jeśli miasto chce uporządkować transport, niech kupi dworzec, na którym wszyscy przewoźnicy będą jeździć na równych zasadach – zapowiada przedstawiciel firmy Maxbus.
– Żeby dostać zezwolenie na przewóz osób, trzeba uzyskać uzgodnienia przystankowe z zarządcami dróg i dworców. Dlatego kto ma dworce, ten ma władzę – mówi Dariusz Tarnawski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Osób.
A jest o co walczyć: od 2017 r. część kursów będzie miała charakter użyteczności publicznej (z założenia te nierentowne) i będą je obsługiwali wybrani w przetargach przewoźnicy. – Karty rozdawać będą zarządcy dworców. Dużo prywatnych przewoźników, być może nawet 70 proc., straci możliwość wykonywania działalności. Masa ludzi pójdzie na bezrobocie, ale nikt nie dostrzega problemu – alarmuje Tarnawski.