Tak właśnie zrobiła Rosja, której pomagać będzie Goldman Sachs. Ale krajów, które co roku wydają miliony dolarów na poprawę wizerunku, jest znacznie więcej.
Amerykański bank ma kojarzyć rosyjskich urzędników z zagranicznymi inwestorami, a także pomóc Moskwie w relacjach z międzynarodowymi agencjami ratingowymi jak Fitch czy Moody’s. Celem Rosji jest awansowanie już w tym roku do grupy państw z ratingiem A, czego efektem będzie obniżenie kosztów pożyczek za granicą. Za swoje usługi Goldman Sachs otrzyma niewiele ponad 500 tys. dolarów.
– Jeżeli amerykańscy doradcy się sprawdzą, mogą liczyć na o wiele większe pieniądze, a także specjalne przywileje na rosyjskim rynku – tłumaczy w rozmowie z DGP Igor Nikołajew z agencji analitycznej FBK.
Podobne zlecenia od Moskwy dostały także Barclays Capital, BNP Paribas oraz Deutsche Bank.
Reklama
– Dzięki pomocy takich speców Rosja może liczyć na spełnienie śmiałych celów. Bankierzy są potężną siłą sprawczą w Europie, gdzie Rosja z reguły zaciąga kredyty – przekonuje w rozmowie z DGP Olivier Hoedeman z organizacji Corporate Europe Observatory w Brukseli.
Dowodem na to jest raport brukselskiego think tanku ALTER-EU z 2009 r., według którego 80 proc. składu grup eksperckich, doradzających Komisji Europejskiej w sprawie unijnych regulacji finansowych to przedstawiciele banków i funduszy inwestycyjnych. Byli bankierzy niekiedy piastują też najwyższe stanowiska w unijnych instytucjach (dla Goldman Sachs pracował m.in. szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi). Zdaniem Hoedemana, w efekcie interesy bankierów są faworyzowane na unijnym forum. Np. na operację LTRO (Long-Term Refinancing Operations), którą prowadzi EBC w celu zapewnienia taniego finansowania europejskim bankom, wydano dwukrotnie więcej niż na wspomaganie rządów przez nowy Europejski Mechanizm Stabilności (ESM).
– Zatrudnienie doradców finansowych z tych instytucji jest szybszą i skuteczniejszą metodą na podniesienie notowań inwestycyjnych niż ślęczenie nad reformami – mówi Hoedeman. Przekonała się o tym Polska. Choć przez ostatni rok reformy były umiarkowane, to właśnie Polskę Bank Światowy uznał za lidera zmian. W zestawieniu Doing Buisness 2013 awansowała ona o siedem pozycji. Jest to efekt udanego lobbingu. Jak pisaliśmy w Magazynie DGP, Ministerstwo Sprawiedliwości powołało specjalny zespół, który miał za zadanie przekonać BŚ, by zaczął stosować właściwe pojęcia w analizie dotyczącej naszego kraju. Chodzi np. o definicje postępowania upadłościowego, które w Polsce są dwa: likwidacyjne i układowe. BŚ zgodził się na ich rozróżnienie, dzięki czemu uległy poprawie ogólne polskie notowania w rankingu.
Jeszcze lepiej w rankingu wiedzie się Białorusi. Dzięki zagranicznym PR-owcom (m.in. brytyjska firma Huntsworth czy imperium Rothschildów) w 2010 r. awansowała od razu o 24 miejsca, a rok wcześniej – o 33. Celem Aleksandra Łukaszenki jest wejście do pierwszej trzydziestki (obecnie jest na 58. miejscu).
– Praca z instytucjami i mediami to niejedyna metoda PR-owców. W grę wchodzi także poprawianie treści w Wikipedii czy po prostu kreatywna księgowość, jak w przypadku współpracy Goldman Sachs z Grecją – tłumaczy Hoedeman. W 1999 r. pomogło to Atenom wejść do strefy euro, choć nie spełniały warunków konwergencji (m.in. dług publiczny był niemal o połowę wyższy od maksymalnych 60 proc. PKB). Bank pomagał ukrywać miliardowe pożyczki dla Greków, kamuflując je jako transakcje walutowe. Dzięki temu nie było konieczności wykazywania ich w księgach jako kredytu, a zatem nie podwyższały oficjalnie podawanego zadłużenia. Proceder trwał aż do 2009 r. Według „New York Timesa” tylko w 2001 r. Goldman Sachs zainkasował w prowizjach od Grecji równe 300 mln dol. – Państwa nie żałują gotówki. Niełaska zagranicznych rynków może doprowadzić do upadku rządów – przekonuje Hoedeman.
Dlatego mimo kiepskiej kondycji finansowej na wynajem PR-owców zdecydowały się Islandia i Portugalia. Po upadku islandzkiego Landsbanki reputację Reykjaviku ratowała agencja Burson-Marsteller (z jej usług korzystała także Polska w czasie prezydencji w UE). Z kolei Lizbona skorzystała z pomocy PR-owców z Financial Dynamics, dzięki czemu Portugalczykom udało się uniknąć greckiego scenariusza.
Już po dwóch miesiącach pracy PR-owców z Pleishman-Hillard Salwador zdołał ściągnąć do kraju 20 mln dol. inwestycji niemieckiego Bayera. Z kolei dzięki amerykańskiej The Monitor Group libijski dyktator Muammar Kaddafi przez lata z sukcesem ocieplał swój wizerunek. Na usługi agencji Trypolis od 2006 r. wydawał 3 mln dol. rocznie.
Zdarzają się też przypadki, gdy rządy gotowe są płacić za antyreklamę. Władze Wielkiej Brytanii rozważają przeprowadzenie negatywnej kampanii, która ma odstraszyć Bułgarów i Rumunów do przyjazdu na Wyspy do pracy. Antyreklama miałyby przekonywać, że czekają ich ciągłe opady deszczu, kiepskie branże, w których mogą liczyć na zatrudnienie, i niskie płace.