Czołowy publicysta „Die Zeit” Ijoma Mangold uznał tak otwartą penalizację zoofilii za zdarzenie frapujące. Bo to pierwszy od przeszło czterdziestu lat przypadek, że prawodawca tak zdecydowanie wkracza w sferę seksualności. Przez cały zachodni świat przetaczała się wówczas rewolucja obyczajowa, więc państwo wycofywało się ze wskazywania swoim obywatelom, co powinni, a czego nie powinni robić we własnych sypialniach.

Na przykład w roku 1969 padł ostatecznie zakaz kontaktów homoseksualnych (co ciekawe, w pruderyjnym, zdawałoby się, NRD odpowiednie przepisy zliberalizowano już 15 lat wcześniej). Sukcesywnie obniżano też granicę wieku, poniżej której seks podpadał zdaniem ustawodawcy pod pedofilię. Razem z tą ogólną liberalizacją padł również tradycyjny zakaz zoofilii.

Przez następne 40 lat erotyczna zażyłość z własnym psem czy osłem (nie ma się co śmiać, historia zna takie przypadki) była karana jedynie wówczas, jeżeli oskarżenie potrafiło dowieść, że doszło przy okazji do znęcania się nad zwierzęciem. Teraz przestępstwem będzie już sam akt seksualny.

Zdaniem publicysty „Die Zeit” nowe prawo mówi wiele o stosunku współczesnego człowieka do jego własnej seksualności. No bo przecież, przypomina Mangold, w tradycyjnej moralności zoofilia była dlatego niedopuszczalna, że uznawano ją za zbezczeszczenie ludzkiej godności. Właśnie poprzez kontakt cielesny z nieczystym zwierzęciem (odpowiednie zapisy można znaleźć choćby w Starym Testamencie).

Reklama

Współczesny zakaz argumentuje z pozycji dokładnie przeciwnych. Zoofilia narusza godność nie człowieka, lecz zwierzęcia. I dlatego musi być zakazana prawnie. Dzieje się tak dlatego, kontynuuje Mangold, że nasz dzisiejszy stosunek do seksualności określany jest poprzez dwa czynniki. Jeden szczytny, czyli konsensualność. „Mogę wszystko. Nie muszę niczego” – ten slogan wielu (bardzo w Niemczech popularnych) swinger-clubów jest najlepszą definicją seksu naszych czasów, który ma być dobrowolnym spotkaniem dwóch niezawisłych jednostek. I nawet jeśli preferują zabawy spod znaku S&M, to musi istnieć (przynajmniej teoretyczna) możliwość zmiany ról. Według zasady: dziś ja jestem dominą, a jutro będziesz nią/ nim ty.

Ale to nie wszystko. Bo druga motywacja jest zdaniem Mangolda schowana głębiej i już dużo mniej atrakcyjna. To obsesyjne dążenie współczesnej cywilizacji do sterylności. Wszystko, co wolno w łóżku, musi być jasno zdefiniowane. Tak jak u bohaterów jednej z powieści Philipa Rotha, w której starszy bogaty dżentelmen uwodzi młodą kochankę, ale daje jej do podpisania kilkustronicowy dokument. Tak żeby potem nie było żadnych niespodzianek ani oskarżeń. Na tę ostatnią rzecz zwracają również uwagę przeciwnicy piątkowej ustawy. Skromna, ale jednak istniejąca grupa zdeklarowanych zoofilów, która protestowała przeciwko uchwaleniu nowego prawa. Oni twierdzą, że kochają zwierzęta. I nie robią im krzywdy. Wręcz przeciwnie. A ustawodawca, tak liberalny dla innych seksualnych mniejszości, uczynił z nich kryminalistów.