W pierwszą rocznicę zaprzysiężenia Francois Hollande dostał niechciany prezent – informację, że Francja znów wpadła w recesję. Według danych ogłoszonych wczoraj przez instytut statystyczny INSEE w I kw. tego roku francuski PKB zmniejszył się o 0,2 proc., co w połączeniu z takim samym spadkiem w ostatnich trzech miesiącach 2012 r. spełnia definicję recesji.

Marnym pocieszeniem jest w tej sytuacji to, że jest to druga recesja od początku kryzysu, a nie trzecia, bo zweryfikowano dane za 2012 r. i okazało się, że francuska gospodarka kurczyła się wówczas tylko przez II kw. Nie zmienia to jednak ogólnej złej sytuacji Paryża. – Prawda jest taka, że w ciągu ostatnich 20 lat Francja utraciła konkurencyjność – powiedział Jose Barroso, który wczoraj spotkał się z Hollande’em. Szef Komisji Europejskiej dodał, że Bruksela się zgodziła na wydłużenie o dwa lata czasu, w którym Francja ma zejść z deficytem poniżej 3 proc. PKB, ale musi przedstawić wiarygodny program reform. Francuskie Zgromadzenie Narodowe we wtorek zatwierdziło wprawdzie reformę kodeksu pracy, ale jest ona niewystarczająca i spóźniona. Czyli taka, jak niemal cała polityka Hollande’a przez ostatni rok.

>>> Polecamy: Kryzys we Francji: Paryż ogłasza koniec ery oszczędności

Utrata konkurencyjności to zresztą tylko jeden z co najmniej sześciu poważnych problemów francuskiej gospodarki. Pierwszy to deficyt budżetowy i rosnący przez to dług publiczny. Deficyt zamiast obiecywanych przez Hollande’a 3 proc. wyniesie w tym roku 3,9 proc. Jeszcze bardziej wymowne jest to, że Francja nie miała zrównoważonego budżetu od 1974 r. W efekcie dług publiczny od tego czasu wzrósł z 21 do 90 proc. PKB. W tym roku na spłatę odsetek od długu francuski rząd musi przeznaczyć 45 mld euro i jest to największa pojedyncza pozycja w wydatkach państwa. Deficyt i dług rosną po części z powodu drugiego problemu, jakim są rozdęte ponad miarę wydatki publiczne. Na ten cel Francja przeznacza aż 57 proc. swojego PKB, co jest najwyższym odsetkiem w Unii Europejskiej. Na wydatki publiczne Francja przeznacza – tylko z budżetu centralnego – 1,15 bln euro rocznie.

Reklama

Finanse publiczne Francji są w złym stanie także wskutek ogromnego deficytu w bilansie handlowym. Wystarczy takie porównanie – w 2011 r. wyniósł on 73 mld euro, co było czwartym najgorszym wynikiem na świecie, podczas gdy Niemcy zanotowały w tym czasie nadwyżkę w wysokości 150 mld euro. Głównym powodem słabości francuskiego eksportu jest utrata konkurencyjności, a to z kolei jest efektem problemu numer cztery, czyli nadmiernych obciążeń podatkowych. Jeśli obliczymy je jako stosunek dochodów z podatków do PKB, Francja ustępuje tylko Norwegii i Szwecji, a jeśli zsumujemy w prosty sposób stawki wszystkich istniejących podatków, Francja je nawet wyprzedza. Jednak Hollande zamiast obniżać podatki, by zwiększyć konkurencyjność i pobudzić gospodarkę, robi coś zupełnie przeciwnego. Wprawdzie sąd konstytucyjny zablokował podniesienie najwyższej stawki podatkowej do 75 proc., co było wyborczą obietnicą, ale wielu najbogatszych Francuzów i tak już zdążyło przenieść majątki za granicę, a pomysł wrócił w postaci dodatkowego opodatkowania firm wypłacających bardzo wysokie pensje. Obciążenia podatkowe oraz mało elastyczny system pracy skutkują wysokim bezrobociem, które zmierza do 11 proc. W przeliczeniu na liczby bezwzględne oznacza to, że bez pracy jest 3,22 mln Francuzów, co jest rekordowo wysokim wynikiem.

Wreszcie system emerytalny. Aby utrzymać go w obecnym kształcie, należy albo zwiększyć składki o 1,1 pkt proc., albo obniżyć wysokość wypłacanych emerytur o 5 proc., albo podnieść wiek emerytalny o 9 miesięcy. Tymczasem spełniając inną swoją obietnicę z kampanii, Hollande cofnął reformę Nicolasa Sarkozy’ego, na mocy której wiek emerytalny zwiększony został z 60 do 62 lat, co i tak było bardzo niskim poziomem, jeśli się weźmie pod uwagę, że większość państw zachodnich rozważa podniesienie go do 67 lat. Największym problemem drugiej co do wielkości gospodarki strefy euro jest jednak coś innego – to, że Francuzi, zarówno politycy, jak i zwykli obywatele, nie przyjmują do wiadomości istnienia pozostałych. O ile we wszystkich krajach pogrążonych w kryzysie rządy mniej lub bardziej skutecznie próbują robić jakieś reformy, o tyle Francuzi chcieliby ich w ogóle zaniechać lub ograniczyć je do niezbędnego minimum, licząc, że jeśli kryzys na zewnątrz się skończy, ich gospodarka sama wróci na właściwe tory.

>>> Czytaj również: PKB w Unii Europejskiej 2013: kolejny kwartał recesji